[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Reszta wysypała się z krzaków i nawet ochoczo, z gwarem, gramoliła się na wieże.Porucznik,prawdopodobnie niechętnie nastawiony do czołgów, teraz jeszcze przynaglał do pośpiechu tę swojąrebiatę.Za pierwszym zakrętem straciłem z oczu pierwsze trzy czołgi, doleciał mnie tylko gorączkowy terkotkarabinów maszynowych.Rzeka Sillaro była z lewej strony i nie dalej jak osiemset metrów.-  Adam trzy.słucham!- W lewo, kierunek.godzina.dwunasta.- Trzy w przód!58Duże gadanie. - Linia wozów.- Wykonad!Na miejscu, z drogi, plutony skręciły w lewo.Piechota zeskoczyła z czołgów i rozsypała się pokrzakach.Idziemy przez przerośnięte liniami drzewek półkola.Kontakt wzrokowy między czołgamizły.Nie ma czasu na żadne namysły, my nie nowicjusze.Trafiliśmy na opór, to i z miejsca rozwijamysię do natarcia, prawidłowo, by the book.Kooczą się krzaki z lewej i otwiera się dosyd szerokie pole widzenia.Droga, z której zeszliśmy, skręcaprostopadle do widocznych o paręset metrów gruzów wysadzonego mostu.Przeszedłem na gazie na prawe skrzydło prawego plutonu.Ale Dolioski, idący na lewej stronie,dochodził już do koryta rzeki.Huk eksplozji - i dym zasłonił mi go zupełnie.Czyżby zaminowane?Druga eksplozja - carriers z commando.wyleciał!Weszliśmy na pole minowe.- Stój!Jeszcze w mikrofonie nie przebrzmiała komenda, a już targnęło lufami dział.Na zupełnie dobrzewidocznych z tej odległości okopach po drugiej stronie rzeki wykwitły szare wybuchy dymu, a pominucie cały odcinek przymostowy był literalnie pokryty jakby zasłoną, za którą iskrzyły się tylkoeksplozje naszych pocisków.%7łal mi trochę Bohdana.Aadny chłopaczek, na którego ułożeniu tak bardzo znad rękę matki.Dostałdobrze pod Loreto, ledwie się wylizał, a teraz znowu wyleciał na minie.Już widzę, jak będzie narzekałna pecha.Gdyby nie był taki zuchwały, to i nie miałby tego pecha.Musiało go niewąsko postraszyd.Ale w nocy dostał nowy czołg, i na jutro będzie O.K.!Dolioski wyleciał, ale jego dwa czołgi już weszły w koryto rzeki i Picheta wszedł przy samym moście.Kanonada jak diabli, bo Andrzej wprowadził resztę szwadronu do walki.I na tamtą stronę idzie pociskza pociskiem, aż chmura dymu zaczęła dochodzid do rzeki.Rozkaz Gromadzkiego: rozpoznad pola minowe.Wyskoczyłem z czołgu, za mną chciał wyskoczyd Kumraus.- Stój, psiakrew!Jeden wystarczy.Szedłem sobie spokojnie przez to pólko już dobrze pod-rosłych kartofli, patrzyłempod nogi, ale zdawałem sobie sprawę, że na czołgowej minie nie wylecę, a jeśli są ludzkie, to przecieżi tak ktoś musi przejśd.Szedłem prosto na most, a ponieważ szedłem ukosem do linii czołgów,przerwano ogieo, bo byłem w ich polu rażenia. Doszedłem do wywalonych bloków betonu.W korycie rzeki załogi, nie zwracając uwagi na właściwieśmiertelne niebezpieczeostwo, wyskoczyły z czołgów.Wody prawie nie było, ale za to ruchome dno,tak zwana kurzawka - czołgi ulgnęły i ani kroku naprzód, ani w tył.Chłopcy znosili pod gąsienice blokigruzu, kłody drzewa, gałęzie.Usiadłem wygodnie na ukośnym kawale betonu i zapaliłem papierosa.Dymy po tamtej stronieogrodów zaczęły opadad i po chwili, nie dalej jak pięddziesiąt metrów ode mnie, wyjrzały z okopu dwahełmy.Trochę dalej znowu pokazał się jeden, i znowu dwa.Zaczęliśmy się sobie przyglądad.Mielimnie jak gołębia na dachu.I bawiło mnie, co oni sobie mogą pomyśled na widok tego nieprzyjaciela wbiałych rękawicach, z kijkiem, palącego spokojnie papierosa.Obaw nie miałem żadnych.Po tamtejstronie były wyborowe oddziały dywizji spadochronowej.Taki żołnierz do bezbronnych nie strzela.Nie strzelił nikt.Wstałem i zacząłem iśd wolno brzegiem rzeki, wzdłuż ich okopów.Obrycki nerwowo nie wytrzymał i runął moim czołgiem na pole minowe.Szedł ze strasznym rykiemsilnika, a ja tylko czekałem, kiedy zobaczę wybuch czarnego dymu.Już ja się z nim rozliczę! Niechtylko spróbuje wylecied [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl