[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego zadaje pan te wszystkie pytania, commissario?- Ponieważ nie jesteśmy do końca przekonani - odrzekł Brunetti, używając celowoliczby mnogiej - że Rossi zginął wskutek wypadku.Tym razem dal Carlo nie zdołał ukryć zaskoczenia, choć trudno było rozstrzygnąć,czy zdziwiło go to, że w ogóle bierze się pod uwagę taką możliwość, czy to, że policja doszłado tego wniosku.Rozważając różne pomysły, rzucił Brunettiemu ukradkowe spojrzenie, któreprzypomniało komisarzowi wyraz twarzy Zecchina.- Być może mamy świadka, który stwierdzi, że to nie był wypadek - rzekł, mając namyśli młodego narkomana.- Zwiadka? - zawtórował dal Carlo głośno z niedowierzaniem, jakby po raz pierwszyusłyszał to słowo.- Owszem, w budynku ktoś był.- Brunetti nagle wstał.- Dziękuję za pomoc, dottore -rzekł, wyciągając rękę.Dal Carlo, zmieszany nieoczekiwanym finałem rozmowy, także siępodniósł.Tym razem uścisk jego dłoni był mniej serdeczny niż na powitanie.Otworzył drzwi i wykrztusił, zdziwiony:- To niewiarygodne.Kto mógłby chcieć go zabić? Nie było powodu.A w budynkunikogo nie było, więc jak ktoś mógłby widzieć, co się stało?Brunetti i Vianello milczeli, więc dal Carlo wyprowadził obu policjantów na korytarz,nie zwracając uwagi na signorinę Dolfin pracującą na komputerze w przechodnim pokoju.Pożegnali się w całkowitym milczeniu. Rozdział 21Brunetti spał zle tej nocy, bo ze snu wytrącały go wspomnienia minionego dnia.Uświadomił sobie, że Zecchino na pewno kłamał w sprawie zabójstwa Rossiego, bo widziałlub słyszał o wiele więcej, niż skłonny był przyznać.W przeciwnym razie czemu miałybysłużyć jego wykręty? Niekończąca się noc przywoływała inne sprawy: opór Patty przeduświadomieniem sobie, że jego syn jest przestępcą; obojętność jego przyjaciela Luki wobeccierpienia żony; wszechobecna nieudolność policji zatruwająca każdy dzień w pracy.Najbardziej jednak dręczyły go myśli o dwóch dziewczynach, tej pierwszej, którą losdoświadczył tak ciężko, że zgadzała się sypiać z Zecchinem na tym obskurnym strychu, i tejdrugiej, załamanej śmiercią Marca i nękanej poczuciem winy, ponieważ nie wyjawiławszystkiego, co wiedziała o jej przyczynie.%7łycie zabiło w nim rycerskość, lecz mimo to namyśl o tych dziewczętach ogarniało go przemożne współczucie.Może kiedy natknął się naZecchina, dziewczyna była na górze? Tak bardzo pragnął stamtąd wyjść, że nie wszedł nastrych, by sprawdzić, czy ktoś tam jest.Zecchino wprawdzie schodził na dół, lecz to wcale nieoznaczało, że zamierzał wyjść; być może zwabił go hałas wywołany przybyciem Brunettiego.Dziewczynę zaś zostawił na strychu.No cóż, Pucetti ustalił przynajmniej nazwisko tejdrugiej: Anna Maria Ratti.Mieszkała z rodzicami i bratem w Castello i studiowałaarchitekturę na uniwersytecie.Jakiś czas potem, gdy pobliskie dzwony wybiły czwartą nad ranem, Brunettipostanowił wrócić do tego domu i porozmawiać jeszcze raz z Zecchinem.Zaraz potem zapadłw spokojny sen i obudził się dopiero wtedy, gdy Paola wyszła na uniwersytet, a dzieci doszkoły.Ubrał się, zadzwonił do komendy, informując, że się spózni, i wrócił do sypialni, byposzukać pistoletu.Przysunął krzesło do armadio, wspiął się i zobaczył na górnej półcekasetkę, którą jego ojciec przywiózł z Rosji pod koniec wojny.Z przodu tkwiła kłódeczka, alenie miał pojęcia, gdzie schował klucz.Zdjął kasetkę z półki i zaniósł na łóżko.Do wieczkaprzylepiona była kartka, na której widniała wiadomość skreślona starannie ręką Chiary: Papa, Rafii i ja nie powinniśmy wiedzieć, że kluczyk jest przyczepiony pod obrazem wgabinecie mammy.Baci. Poszedł po kluczyk, zastanawiając się, czy nie dopisać czegoś na karteczce, ale uznał,że lepiej nie ośmielać Chiary.Otworzył kasetkę, wyjął pistolet i wsunął go do kabury, którąprzypiął do paska.Odstawił kasetkę do szafy i wyszedł z domu.Tak samo jak dwukrotnie wcześniej, w calle nie było nikogo i nie zauważył teżżadnych oznak aktywności na rusztowaniach.Zdjął metalowy skobel z obsadki i wszedł dobudynku, tym razem nie zamykając drzwi.Nie starał się stąpać cicho ani w żaden sposóbukryć swego przybycia.Stanął u dołu schodów i zawołał: - Zecchino, tu policja, idę do ciebie!Odczekał chwilę, lecz na górze nie było żadnej reakcji.%7łałując, że nie wziął latarki, iwykorzystując odrobinę światła, które wpadało przez niedomknięte drzwi frontowe, wszedłna pierwsze piętro.Na górze wciąż panowała cisza.Wspiął się na drugie piętro, potem nakolejne i przystanął na podeście, żeby otworzyć okiennice dwóch okien, przez które wlało siędość światła, by zobaczył schody prowadzące na strych.Zatrzymał się na samej górze.Zobaczył troje drzwi: po lewej, po prawej i w głębikrótkiego korytarza.Przez pękniętą okiennicę wpadała jasna smuga.Odczekał, znów zawołałZecchina, a potem, zachęcony panującą ciszą, otworzył drzwi po prawej stronie.Pokój był pusty, to znaczy nikogo w nim nie było, ale na podłodze stały jakieśskrzynki z narzędziami, para kozłów do cięcia drewna i porzucone spodnie malarza, powalanewapnem.Drzwi naprzeciwko prowadziły do kolejnego pomieszczenia z paroma szpargałami.Pozostały drzwi w końcu korytarza.Za nimi, tak jak się spodziewał, natknął się na Zecchina i dziewczynę.Zobaczył ją poraz pierwszy w świetle, które przedostało się przez małe okienko w dachu.Leżała naZecchinie.Jego chyba zabili najpierw albo skapitulował i runął pod gradem ciosów, a onawalczyła dalej, na próżno, i w końcu osunęła się na niego.- Gesu bambino - wyszeptał Brunetti, kiedy ich zobaczył, i niewiele brakowało, żebysię przeżegnał.Leżeli tak, dwie bezwładne sylwetki, już skurczeni w ten specyficzny sposób,w jaki śmierć pomniejsza ludzkie ciało.Ich głowy, spoczywające jedna obok drugiej niczymszmaciane kukiełki, otaczała ciemna aureola zaschłej krwi.Widział tył głowy Zecchina, który leżał na brzuchu, i twarz dziewczyny, a raczej to,co z niej zostało.Zakatowano ich.Czaszka chłopaka straciła owalny kształt, dziewczyna zaśnie miała nosa; cios był tak gwałtowny, że została po nim tylko rozmiażdżona chrząstka nalewym policzku.Brunetti odwrócił wzrok i rozejrzał się dokoła.Pod ścianą leżały, jeden na drugim,dwa poplamione materace.Obok walały się jakieś ubrania - popatrzył na ciała dziewczyny ichłopaka i dopiero teraz dostrzegł, że oboje są półnadzy.Pewnie rozbierali się pospiesznie, by zrobić to, co robili, na tych materacach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl