[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Senator położył rękę naramieniu Dragosa.- Drake, czy poznałeś już moją osobistą asystentkę,Tavię Fairchild?- Miło mi - wymruczał, pochylając uprzejmie głowę.- Panie Masters - zaczęła, przyjmując jego rękę i ściskając ją krótko,ale mocno.- Nie mieliśmy okazji się poznać, ale znam pańskie nazwiskoz korespondencji senatora.- Tavia ma fantastyczną pamięć do twarzy i nazwisk -wtrącił się jejdumny szef.- To moja tajna broń, dzięki niej zawsze wiem kto, kiedy igdzie.A przynajmniej się staram.177 - Bez wątpienia - odrzekł Dragos, ledwie mogąc oderwać oczy od tejkobiety.Ciemne rzęsy przysłaniały oczy zielone jak wiosenny liść.Odwróciławzrok, a on zastanawiał się, czy przypadkiem nie wyczuła instynktownie,że jest kimś więcej, niż się wydaje.Był nią zafascynowany, a nawetwręcz oczarowany.Odwróciła się do senatora i podała mu małe, ozdobniezapakowane pudełko przewiązane czerwoną wstążką z gałązkąostrokrzewu.- Dla żony przewodniczącego.To zabytkowa broszka, którą znalazłamw sklepie na Newburry Street w zeszły weekend.Doszłam do wniosku, żeskoro kolekcjonuje kamee.- Co ci mówiłem, Drake? - spytał Bobby Clarence, wskazując jąidealnie kwadratowym podbródkiem.Wziął od niej pudełko i potrząsnąłnim lekko przy uchu.- Moja tajna broń.Zawsze sprawia, że wypadamlepiej, niż na to zasługuję.Tavia Fairchild przyjęła komplement obojętnie, skupiona na swoimzadaniu.- Czy mam zadzwonić do garażu i kazać przyprowadzić samochód?- Tak, tak, bardzo proszę.- Senator poklepał Dragosa po ramieniu, ajego piękna asystentka odwróciła się do biurka i podniosła słuchawkę.-Może dasz się przekonać i pojedziesz ze mną, Drake? Porozmawiamy podrodze, a ja z radością przedstawię cię paru grubym rybom.Myślę, żeznajdziesz tam wiele podobnie myślących osób.Chętnie wymieniąpoglądy na temat spraw, o których dyskutowaliśmy.Dragos uśmiechnął się pobłażliwie.- Obawiam się, że nie dam rady.- Sięgał znacznie wyżej niż szefowiezwiązków zawodowych i komendant policji.- Ale dziękuję zazaproszenie.Naprawdę muszę już iść.- Na pewno? - Senator uśmiechnął się szeroko.- Warto dla samegożarcia.Ci faceci kochają jeść.Powinieneś spróbować, szczególnie że topięćset dolarów za talerz, a kolację przygotował najlepszy włoski szefkuchni w North End.178 - Mimo to.- Dragos rozłożył ręce.- Poza tym jestem na ścisłej diecie.Obawiam się, że włoska kuchnia mi nie służy.- Och, przykro mi to słyszeć.- Bobby Clarence zaśmiał się cicho,podszedł do szafy i wyjął elegancki płaszcz z jedwabną podszewką.- Alebędziesz jutro u mnie na przyjęciu, prawda?Dragos kiwnął głową.- Za nic bym go nie przegapił.- Wspaniale.Tavia naprawdę przeszła samą siebie, przygotowującwszystko, łącznie z ręcznie pisanymi zaproszeniami.- Czy tak? - Dragos rzucił kolejne taksujące spojrzenie na młodąkobietę, która wzięła już płaszcz i torebkę.Jeszcze wyłączyła komputer iuruchomiła pocztę głosową w telefonie.- Nie powinienem tego jeszcze ogłaszać - zaczął senator -ale mamypotwierdzenie od naszego gościa honorowego.To mój dobry przyjaciel imentor z czasów Cambridge.Ktoś, kogo na pewno z chęcią poznasz,Drake.Choć młody polityk starał się być subtelny, Dragos nie potrzebowałdalszych wskazówek, by odgadnąć, że gościem honorowym i dobrymprzyjacielem Clarence'a jest nie kto inny, jak jego ulubiony profesor zcollege'u, który wykorzystał swoją szansę i zajmował teraz drugiestanowisko w państwie.To właśnie to powiązanie czyniło z Bobby'egoClarence'a cenny nabytek w oczach Dragosa.Jutro wieczorem posiądzie umysły i dusze obu tych ludzi.- W takim razie do zobaczenia - pożegnał się.Wyciągnął rękę dosenatora i potrząsnął nią z entuzjazmem.Spojrzał na śliczną asystentkęBobby'ego Clarence'a i skłonił grzecznie głowę.- Panno Fairchild, to byłaprawdziwa przyjemność poznać panią wreszcie.Czując na sobie jej przenikliwy wzrok, wyszedł z biura przy wtórzeoptymistycznych pożegnań senatora i ruszył ku windom.Kiedy znalazłsię na ulicy i wsiadł do czekającej na niego limuzyny, na jego twarzwypłynął szeroki uśmiech.179 Rozdział 20Dotarcie do kryjówki, którą organizował im Zakon, zajęło mniejwięcej godzinę.Skręcili z głównej drogi i dłuższą chwilę jechaligruntową dróżką, która wiodła coraz głębiej na bagna, porośnięte kępamiupiornych, obwieszonych mchem cyprysów.Kiedy Hunter zakręcił w nieoznakowany podjazd - przynajmniej taksię Corinne wydawało, że to podjazd - światła samochodu wyłoniły zmroku kilka par żółtych pałających oczu, zawieszonych nisko przy ziemi.Gęste krzaki zakołysały się, kiedy bagienne stwory ukryły się wciemności swej dzikiej domeny.- Jesteś pewien, że to właściwe miejsce? - spytała Corinne, kiedyHunter wjeżdżał coraz głębiej w bagna.- Trudno sobie wyobrazić, żebyktoś postawił tu dom.- Nie popełniam błędu - odparł.- Tu mieszka Amelie Du-pree.To były pierwsze słowa, jakie wypowiedział do niej od początkupodróży.Znów zachowywał się jak obojętny żołnierz.Wcale jej to niezaskoczyło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl