[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przestrzeń wypełniłypłomienie.Przez całe niebo przemknęła niepowstrzymana fala śmierci.Arnstadt!- Jezu Chryste! - Wydyszał Al.- Cameron? Widziałeś to?- Cholernie wyraznie.Piekielne jastrzębie chyba przeskoczyły.- Nie mam do nich pretensji.Okręty Organizacji znikały, pochłonięte przez rozbłyski oślepiająco białego światła.Nawet mu się nie śniło, że Siły Powietrzne Konfederacji w taki sposób odpowiedzą naTrafalgar.Użyły brutalnej siły na niesłychaną skalę.Jego flota była bezradna.Cenna antymateriana nic się zdała.- Czy nic nie rozumieją? - Pytał zdesperowane dusze.- Arnstadt odejdzie.Zaświaty przeszywały już błyski radości, gdy niezliczone ciała oferowano do opętania.Dysfunkcja rzeczywistości wokół Arnstadta robiła się coraz silniejsza, w miarę jak kolejniopętani wzmacniali jej postać.Orbitalna broń Organizacji spadała na ziemię w obłokach dymu inic już nie mogło ich powstrzymać.- Cameron, zabierz mnie do domu.Szybko.Wiedział, co się teraz wydarzy.Siły Powietrzne Konfederacji złożą wizytę NowejKalifornii, a perspektywa ich bliskiego przybycia stwarzała szansę dla Kiery.Tym razemnamiestnicy i żołnierze zapewne jej wysłuchają, kiedy im powie, że powinni wracać na planetę.Dzień zaczął się zle i stawał się coraz gorszy.*Wzięte na zakładników rodziny członków załóg gwiazdolotów przetrzymywano na kilkupiętrach hotelu wychodzącego na komorę biosferyczną Montereya.Za dnia więzniowie zbieralisię w publicznych salach budynku, by dodawać sobie nawzajem otuchy.Jednak niewiele topomagało.Wszyscy byli wyczerpani nerwowo.%7łyli z dnia na dzień, niedożywieni i odcięci odinformacji, a strażnicy Organizacji ignorowali ich i gardzili nimi.Silvano oraz dwaj inni gangsterzy wprowadzili Kingsleya do sali konferencyjnej hotelu. Natychmiast wypatrzył Clarissę, która pomagała podawać poranny posiłek.Na jego widokkrzyknęła głośno z radości, rzucając łopatkę do rondla z fasolą, i padła mu w objęcia,przyciągając spojrzenia wszystkich.Była zachwycona.Przez minutę.Potem Kingsley nie mógł już jej dłużej okłamywać iwyznał, kim się stał.Zesztywniała, odsuwając się od niego z rozpaczą, jakby chciała zablokowaćte słowa, sprawić, by nigdy ich nie wypowiedziano.- Jak to się stało? - Zapytała.- W jaki sposób zginąłeś?- Byłem w gwiazdolocie.Doszło do eksplozji antymaterii.- Trafalgar? - Wyszeptała.- Kingsley, czy to był Trafalgar?- Tak.- O, mój Boże.Tylko nie to.- Muszę się czegoś dowiedzieć.Wybacz, że nie pytam o ciebie.Wiem, że powinienem, aleto w tej chwili najważniejsza rzecz w całym wszechświecie.Wiesz, gdzie jest Webster?Potrząsnęła głową.- Rozdzielili nas.Ten skurwysyński, gruby kolaborant Octavius przydzielił go do kuchni.Na początku spotykałam się z nim co tydzień, jednak minęło już przeszło pół miesiąca, odkąd goostatnio widziałam.%7ładen z nich nie chce mi nic powiedzieć.- Umilkła nagle, widząc, że natwarzy Kingsleya pojawił się niezwykły uśmiech.- O co chodzi?- A więc mówił prawdę.- Kto?- Powiedziano mi, że Webster uciekł Organizacji, że przebywa na statku kosmicznym.Teraz mówisz, że go nie widziałaś, a Capone nie może go znalezć.- Jest wolny? - Ta wiadomość przezwyciężyła jej opory i Clarissa znowu go dotknęła.-Kto ci o tym powiedział?- Nie wiem.Ktoś bardzo dziwny.Clarisso, uwierz mi, w tym wszechświecie dzieje sięmnóstwo rzeczy, o których nie mieliśmy pojęcia.Rozciągnęła usta w tragicznym uśmiechu.- Trudno by mi było zwątpić w słowa własnego zmarłego męża.- Pora stąd odejść - oznajmił nagle.- Dokąd się udamy?- Ty jak najdalej stąd.Capone jest mi to winien, ale podejrzewam, że mogę mieć trudności ze skłonieniem go do spłaty długu.Dlatego będziemy posuwać się naprzód powoli.Ruszył w stronę drzwi sali.Clarissa szła bojazliwie za nim.Dwaj czekający pod drzwiamigangsterzy wyprostowali się nagle, kiedy się zbliżył.Silvano gdzieś zniknął i nie wiedzieli, comają robić.- Idę stąd - poinformował ich Kingsley spokojnym, gładkim tonem.- Bądzcie rozsądni izejdzcie mi z drogi.- Silvano nie będzie zadowolony - sprzeciwił się jeden z gangsterów.- W takim razie powinien mi o tym powiedzieć osobiście.To nie należy do waszychobowiązków.Skoncentrował się na drzwiach, wyobrażając sobie, że się otwierają.Próbowali go powstrzymać, zamknąć je własną mocą.Jakby siłowali się na rękę zapomocą czarnej magii.Kingsley roześmiał się w głos, gdy drzwi nagle się otworzyły.Zerknął na jednegogangstera, potem na drugiego, unosząc brwi w wyrazie drwiącego wyzwania.Nie stawiali jużoporu.Wziął rękę Clarissę i opuścił salę.Jeden z gangsterów złapał pośpiesznie za biały telefon, by podnieść alarm [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl