[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odrzucona przez oślepionego mężczyznę lampa poleciała w bok, zostawiając za sobąślad płonącego oleju.Ta ścieżka ognia kończyła się między nogami Cętkowanej Ptaszyny, która właśniesiadała.Gdy dolnej części jej ciała sięgnął żar, kobieta wierzgnęła gwałtownie i odskoczyłado tyłu.Wylądowała na zdechłym szczurze i pośliznęła się na nim, uderzając z łoskotem odrzwi latryny.Straciła przytomność, spoglądając w górę.Krew ugasiła tlącą się brodę i Heck mógł złapać obiema rękami dłoń zaciśniętą na jegogardle.Zaczął wyłamywać palce, jeden po drugim.Z odbytu Cwanego Roztropka wydostałasię seria westchnień, zapewne znamionujących ból.W końcu Heck Urse zdołał się uwolnić,wlazł pierwszemu oficerowi na plecy i zaczął go okładać pięściami z bezpłodną pasją.Pojawił się Podmuch Piasta.Jego bezucha głowa wyglądała przerażająco w migotliwymblasku ognia.Wymioty pokrywające mu podbródek mieszały się ze spływającą po obupoliczkach krwią.Wybałuszał oczy, wpatrując się w Hecka Urse a. Zabij to! Zabij to! Zabij to! Próbuję, ty cholerny durniu!  warknął Heck. Podaj mi miecz! Nóż! Podaj mi sznur,do cholery!Podmuch Piasta wgramolił się z powrotem na trap. Sam go sobie wez! Ja tu nie zostanę! Nie ma mowy! Nigdy już nie zejdę pod pokład!Heck zaklął i sięgnął po nóż.Siedząc okrakiem na wyrywającym się Cwanym Roztropku,obrócił się i przeciął mu ścięgna, najpierw w pierwszej, a potem w drugiej nodze. Spróbuj teraz chodzić!  warknął, a potem zachichotał, wczołgując się z powrotem natrap.Pisnął, gdy dotknęły go nadal pełgające płomienie, a potem polazł na czworakach doCętkowanej Ptaszyny. Obudz się, kochanie.Natychmiast musimy stąd zmiatać.Obudz się! Po trzecim mocnym policzku zatrzepotała powiekami, a potem otworzyła oczy, gapiąc siętępo na Hecka.On jednak nie mógł czekać.Zaczął podnosić Ptaszynę na nogi. Chodz, słodziutka.Tu jest demon albo coś w tym rodzaju.Ten skurczybyk Podmuchjuż zwiał.Chodzmy. Statek się pali.To niedobrze  oznajmiła, nadal patrząc nań bez śladu zrozumienia. Wyślemy tu załogę.Wszystkich marynarzy co do jednego.Oni ugaszą pożar. Zwietnie.To niedobrze, kiedy wszystko się pali. Masz rację, kochanie.To niedobrze.Chodzmy już.Patrz pod nogi.* * *Heck Urse wciągnął mamroczącą coś Cętkowaną Ptaszynę po schodach na pokład,pozostawiając bezgłowego trupa samemu sobie.Cwany Roztropek spróbował wstać, lecz,niestety, nogi odmówiły mu posłuszeństwa.Przygnębiony pierwszy oficer usiadł na trapie.Przedramiona wspierał na kolanach, a dłonie zwisały luzno.Iskierka życia nieraz skacze na wielką odległość.Potrafi zapłonąć w najbardziejnieoczekiwanym miejscu, przemknąć wzdłuż szlaków mięśni i nerwów jak wiewiórka, którejodrąbano ogon.Czasami, nawet gdy życie umknęło, iskierka jeszcze nie gaśnie.Przez krótkąchwilę.Usiadłszy, Cwany Roztropek opuścił ramiona i zamarł w całkowitym bezruchu.Nawetstrumień krwi wypływający z licznych ran ustał w końcu.Ostatnia kropla była długa i lepka.Straszliwy zabójca zniknął bez śladu.Płomienie, które szerzyły się po smołowanym kadłubie z łatwą do przewidzeniaszybkością, nagle zamigotały i zgasły.Na pomoście rozległy się ciche kroki, zbliżające się od strony latryny.Wielka, masywnapostać obleczona w kolczugę pełnej długości, szeleszczącą w półmroku, miała łysą,matowoszarą glacę.Przykucnęła nad zmiażdżonym ciałem szczura, wyciągając dłonie ogrubych palcach.Z wiotkich ust Korbala Broacha wyrwał się cichy jęk.To był ostatni szczur na pokładzie Słonecznego Loku.Jego umiłowany, choć tymczasowysługa.Widział monstrum, które z taką swobodą i zachwytem zabiło pierwszego oficera.Rzecz jasna, głowa ofiary zniknęła.Tego należało się spodziewać.Korbal Broach znieruchomiał, wytężając słuch.Panika na górze uspokoiła się nieco.Być może załoga opuściła statek.Och, to nie byłobykorzystne.Z pewnością ani kapitan, ani Bauchelain nie dopuściliby do tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl