[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej szare tęczówki, a zwłaszcza czerwona obwódka, z której wyrastały rzadkie,bladawe rzęsy, czyniły ją pomarszczoną karykaturą Kamili.Chusta, wcześniej osłaniającagłowę, zsunęła się na ramiona.Kobieta wyglądała starzej niż na zdjęciu.- Córka bardzo się martwi o panią.- Gdzie ona jest?!- Kamila?- Wereda! Przecież tutaj też węszyła, prawda?- Wereda?! - zdziwił się Jarcio.- Nie udawaj głupiego.Mów.- Ciągle nie rozumiał, skąd w niej ta zaczepnadesperacja.- Przysłała mnie pani córka.Wynajęła mnie, żebym panią znalazł.Jestem prywatnymdetektywem.- Wyciągnął wizytówkę.- To dlaczego dzwonili do mnie przed chwilą z pracy, że szuka mnie Joanna Wereda?Działo się tutaj coś dziwnego.- Nie wiem - odpowiedział.Czyżby babcia coś nakłamała w pensjonacie?- Pani Barbara dała wam mój adres?- Nie znam żadnej pani Barbary.- Dobitnie akcentował każde słowo, patrząc jejszczerze w oczy.- Adresu pensjonatu domyśliliśmy się razem z Kamilą, analizując paniprzelewy na konto.Na szczęście przypomniało mu się, że wziął wydruki.Obejrzała je nieufnie.- A skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? Nikomu nie mówiłam.- Pani z kuchni wiedziała.To znaczy wiedziała, dokąd pani chodzi po pracy, a resztę już powiedzieli sąsiedzi.- Paskudni plotkarze.No to znalazłeś mnie.Rób, co masz robić.Moja córka o niczymnie wie, nie mówiłam jej ani słowa.Daj mi tylko do niej przedtem zadzwonić.- Przedtem? - zdziwił się Jarcio.Zupełnie jakby występował w dziwacznej sztuce, w której ni w ząb nie potrafiłzrozumieć pokrętnego zamysłu reżysera.Henryk wyglądał paskudnie, gdy spał z otwartymi ustami.Halina popatrzyła na niegoprzez szybę, szukając w jego obwisłych rysach urody tamtego plotkarza, któremu dała sięuwieść tak dawno, że właściwie już nic nie pamiętała.Szare niebo pociło się przenikliwą mżawką, ale Halinie wcale się nie chciało wsiadaćdo samochodu, gdzie Henryk z rozwartej skarbony ust wypuszczał przy każdym oddechumgiełkę pary wodnej.Rozejrzała się.Przez zasłonę drobnych kropelek widziała całkiemprzyjemny, choć nieco zapuszczony ogród dookoła pensjonatu, żwir podjazdu i obumarłeresztki liści na drzewach, a nawet kota włóczącego się pośród opadłej na badyle jesiennejmgły.Tylko Jarcio nie pojawiał się w zasięgu wzroku.A tego gdzie zaniosło? Jej wnukprzejawiał ostatnio cudowny talent do znikania.Na bocznej szybie przylepiła się jakaś wilgotna kartka, drugi rozmoczony zwitekwidniał za wycieraczką.Niemożliwe, żeby również na wsi roznosili ulotki agencjitowarzyskich.Wyjęła kartkę spod wycieraczki.Wilgotny papier rozdarł się, więc ostrożnie,by uniknąć dalszych uszkodzeń, rozłożyła ją na dłoni, a mżawka błyskawicznieprzypłaszczyła ją do skóry. Babciu, poszedłem po Agnieszkę Zaufał, tu niedaleko.Będę za jakiś czas, jakchcecie, to czekajcie.Najwyżej wrócę sam.To musiał być blef, bo jakim cudem wnuk znalazłby kobietę, której ona szukała bezpowodzenia przez tyle czasu?I nagle poczuła, że powietrze pachnie butwiejącymi liśćmi i ogólną beznadzieją.Wsamochodzie Henryk z rozwartymi ustami; gdzieś za bramą Jarcio, który wyprawia niewiadomo co i nie wiadomo z kim, zaparkowawszy samochód Kamili nie wiadomo gdzie; a zaplecami dom starców, w jakim może i ona kiedyś wyląduje.Coś od tyłu zapukało w szybkę.Odwróciła się.To Henryk przybliżył twarz dookienka samochodowego i robił dziwny grymas, stukając w okno.A temu o co chodzi?Otworzyła drzwi.Henryk przestał się krzywić, odchrząknął, raz i drugi.- A gdzie się podział nasz wnuk?- Jest na tropie - odpowiedziała. - Czekamy na niego?- Oczywiście.Nie chciało jej się wcale wchodzić do środka.- Wracaj, tu cieplej - zaprosił Henryk i nawet spróbował się uśmiechnąć.Teraz byłobyjuż niegrzecznie pozostawać na zewnątrz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl