[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lenino! - powtórzył z przerażeniem.Sięgnęła dłonią do szyi.i wykonała długi ruch ku dołowi; biała bluza marynarska rozprułasię aż po sam skraj; podejrzenie zestaliło się w twardą, twardą pewność.- Lenino, co ty robisz?Zip, zip! Bezsłowna odpowiedz.Zdjęła obszyte u spodu dzwoneczkami spodnie.Jejdessous było bladoróżowe.Złote T, podarunek archiśpiewaka wspólnotowego, lśniło na jejpiersi. Te mlecznobiałe grona, co zza okna krat wyjrzały ku światu. Zpiewne, dzwięczące,czarodziejskie słowa czyniły ją w dwojnasób niebezpieczną, kuszącą.Ciche, łagodne, alejakże przeszywające! Wdzierają się, wczepiają w umysł, drążą tunele w postanowieniu. Najmocniejsze śluby najchętniej trawi pożar krwi.Bądz bardziej przytomny, boinaczej.Zip! Krągła różowość rozdwoiła się jak rozcięte jabłko.Jeden ruch ramion, unie sienienajpierw prawej, potem lewej nogi: i oto dessous leży na podłodze, martwe i jakbyprzywiędłe.Ciągle jeszcze w butach, pończoszkach i okrągłej białej czapce zawadiacko nałożonejruszyła ku niemu.- Kochanie! Kochanie! Gdybyś był tylko powiedział! - Wyciągnęła ramiona.A Dzikus zamiast też powiedzieć  kochanie i wyciągnąć swoje ramiona, cofnął sięprzerażony, machając na nią rękami, jak gdyby usiłował odpędzić jakieś napastujące goniebezpieczne zwierzę.Cztery kroki w tył i natrafił na ścianę.- Słodki! - powiedziała Lenina i ogarnąwszy go ramionami przywarła do jego ciała.-Obejmij mnie - poleciła.- Tul mnie z całej siły.- Ona też miała poezję do dyspozycji, znałaśpiewne słowa, słowa-zaśpiewy, słowa jak odgłosy bębnów. - Całuj mnie - zamknęła oczy, zniżyła głos do sennego mruczenia - całuj mnie aż poświtanie.Tul kochanku bez.Dzikus chwycił ją za nadgarstki, oderwał jej ręce od swojego karku, odepchnął naodległość ramion.- Au, boli, co ty.och! - Umilkła nagle.Przestrach kazał jej zapomnieć o bólu.Otwarłszyoczy ujrzała jego twarz.nie, nie j e g o twarz, lecz twarz dziką, obcą, bladą, wykrzywionągrymasem jakiejś obłąkanej, niepojętej furii.- John, co się stało? - wyszeptała oszołomiona.Nie odpowiedział, wpatrywał się tylko wjej twarz tym swoim obłąkanym wzrokiem.Ręce ściskające jej nadgarstki drżały.Oddychał głęboko i nierówno.Nagle dobiegł jąledwo słyszalny, lecz przerażający odgłos zgrzytania zębami.- Co się dzieje? - krzyknęła niemal.Jakby przebudzony jej krzykiem chwycił ją za ramiona i zaczął nią potrząsać.- Dziwka! - wołał - Dziwka! Bezwstydna ladacznica.- Och, przestań, przestań - protestowała głosem groteskowo drżącym od tego potrząsania.- Dziwka!- Proszę.- Przeklęta dziwka!- Lepsza mikstura niż.- zaczęła.Dzikus odepchnął ją z taką siłą, że zachwiała się i upadła.- Precz! - wołał stojąc nad nią groznie - precz z moich oczu albo cię zabiję.- Zacisnąłpięści.Lenina zakryła twarz ramieniem.- Nie, John, proszę, przestań.- Pospiesz się.Szybko!Z ciągle uniesionym ramieniem, śledząc trwożnym wzrokiem każdy ruch Dzikusa,powstała z podłogi i, ciągle skulona, osłaniając głowę przemknęła do łazienki.Jak wystrzał z pistoletu zabrzmiał solidny klaps, którym został przyspieszony jej odwrót.- Au! - ciało Leniny pomknęło do przodu.Bezpiecznie zamknięta w łazience, przystąpiła do oględzin swoich obrażeń.Stanąwszytyłem do lustra, odwróciła głowę.Patrząc przez lewe ramię dostrzegła na perłowym cielewyrazisty, czerwony ślad otwartej dłoni.Dotknęła ostrożnie bolącego miejsca.W pokoju Dzikus chodził tam i z powrotem, chodził, chodził, w rytm muzykiczarodziejskich słów.  Robi to strzyżyk, a mała złota muszka także na mój rozum się łajdaczy.%7ładna łasica,żadna wypasiona klacz nie pała większą żądzą.Od pasa w dół centaury, choć od góry kobiety.Do ramion córy bogów.Poniżej szatan rządzi.Piekło, ciemności, siarczana otchłań, ogień,smród, zniszczenie; tfu, tfu, tfu! Uncję piżma, dobry aptekarzu, bym sobie odświeżyłwyobraznię.- John - rozległ się z łazienki cichy nieśmiały głos - John!O ziele, coś tak piękne i tak wonne, że twój zapach o ból przyprawia zmysły.Czy tanajlepsza z ksiąg mogła zawierać słowo  dziwka ? Niebiosa wdychają twą woń.Lecz zapach jej perfum jeszcze go otaczał, kurtka pobielała od pudru, który pokrywał jejaksamitne ciało. Bezwstydna ladacznica, bezwstydna ladacznica, bezwstydna ladacznica.Nieodparty rytm rozbrzmiewał nieustannie. Bezwstydna.- John, czy może.zechciałbyś podać mi ubranie.Podniósł obszyte dzwoneczkami spodnie, bluzę, dessous.- Otwórz! - rozkazał kopiąc w drzwi.- Nie otworzę.- Głos był przestraszony, ale pełen determinacji.- No to jak ci mam to podać?- Przepchnij przez wentylator nad drzwiami.Uczynił to i powrócił do niespokojnego przemierzania pokoju. Brudna ladacznica,brudna ladacznica.Diabeł Lubieżności o tłustym brzuchu i kartoflanym palcu.- John!Nie odpowiedział. O tłustym brzuchu i kartoflanym palcu.- John!- O co chodzi? - odezwał się niechętnym tonem.- Czy zechciałbyś może podać mi pas maltuzjański?Lenina siedziała nadsłuchując kroków w pokoju, a nadsłuchując zastanawiała się, jakdługo może on tak chodzić tam i z powrotem i czy ma czekać, aż on wyjdzie z mieszkania,czy może nie byłoby bezpieczniej pozwolić jego szaleństwu trochę się uspokoić, a potemotworzyć łazienkę i drapnąć.Te pełne niepokoju dumania przerwało dzwonienie telefonu, które dobiegło z pokoju.Kroki umilkły.Usłyszała glos Dzikusa rozmawiającego z ciszą.- Halo?.- Tak. - Owszem, jestem, o ile to nie uzurpacja z mojej strony.- Tak, przecież już powiedziałem.Mówi pan Dzikus.- Co? Kto chory? Oczywiście że mnie interesuje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl