[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kobieta demonmówiła jak kobieta.Jak zwyczajna kobieta.Lekko, nonszalancko, jakby prosiła o buty w innymrozmiarze.Pogłaskała czarownicę po twarzy i uniosła jej kominiarkę.Tamta krzyczała ochrypłym głosem,wybałuszyła oczy ze strachu.Megan nie mogła oderwać wzroku od tej sceny, choć bardzo tegochciała.Kobieta na klęczkach dwukrotnie usiłowała ją zabić.Strzelała do Greysona.Ale i tak nie zasłużyła naśmierć z ręki kobiety demona.Nie zasłużyła na to, by wbiła jej rękę w klatkę piersiową, wyrwałabijące jeszcze serce i uniosła w powietrze.Nie widziała, co było dalej.Malleus przerzucił ją sobie przez ramię i puścił się biegiem na ugiętychnogach, jak najbliżej ziemi.Nie miała pojęcia, jakim cudem udawało mu się biec tak cicho pochodniku pełnym kamieni.A może to tylko ona niczego nie słyszała, bo cały czas miała w uszachwrzaski przerażenia.Wiedziała jedynie, że mijają zaparkowane samochody, że zaraz przejdą na drugąstronę ulicy.Malleus najwyrazniej liczył, że uda mu się dotrzeć do Brianą - do jej samochodu - zanimkobieta demon zda sobie sprawę, co się dzieje.Nie miała pojęcia co potem.Co prawda kobieta demon na razie nie poruszała się szybko, to jednakwcale nie znaczyło, że nie jest do tego zdolna.Ziemia zadrżała.Demon uderzył pięścią w jezdnię.Malleus potknął się, boleśnie uderzył biodremMegan o bagażnik samochodu, za którym się ukryli.Zanim upadli, odwrócił ją tak, że wylądowała nanim.Tylko kilka samochodów dzieliło ich od Briana i Roca.Brian chyba odzyskał panowanie nad sobą.Skinął na nią, kuląc się jednocześnie za zdezelowanymescortem.82 - Człowieku - odezwała się kobieta demon.Jej głos docierał do duszy Megan, wprawiając ją wdrżenie.-Masz coś, co należy do mnie.Chcę to odzyskać.Brian pokręcił głową.- Nie - powiedział bezgłośnie.Zciągnął brwi.- Nie.Malleus zacieśnił uchwyt na jej ramieniu.Całe ciało Roca drżało.Mocno zaciskał powieki.- Wiem, że tam jesteś, istoto ludzka.Skrzypnięcie, a potem chrzęst metalu, gdy kobieta demon podniosła toyotę, za którą ukryli się Megani Malleus, jakby to było puste pudełko.Samochód z łoskotem upadł na inny wóz po drugiej stronieulicy.Szkło się rozprysło, lśniło na jezdni, dziwnie świąteczne w lodowato bladym świetle księżyca.Megan, odsłonięta jak dziecko, które nie umie się dobrze ukryć podczas zabawy w chowanego, wtuliłasię w Malleusa.Odepchnął ją na bok, wstał i wyprostował się, zaciskając pięści gotowe do walki.Roc chwycił ją za rękę i w tym momencie Megan uświadomiła sobie swoją głupotę.Sama nie zdołapokonać tego demona.Malleus też nie.Ale z Brianem i mocą Yezer - mocą, której, jak sama sięprzekonała kilka dni temu, może użyć - ma spore szanse.Kobieta demon wyciągała do niej ręce, ciągle urna-zane krwią czarownic.Megan nie chciała na to pa-trzeć, zamknęła oczy, znalazła w sobie drzwi i je otworzyła.Moc rozświetlała jej ciało, czuła w zakończeniach nerwowych błękitno-zielone ogniki energii.Ale wniczym nie przypominała tej siły, tej potęgi, której doświadczyła w sobotę.Spróbowała ponownie, skoncentrowała się.Może za mało.- Pani!88 Pchnięcie.Poleciała na ogrodzenie z siatki, a potem upadła na ziemię.Brian ją złapał i pociągnął wbok.Malleus był coraz wyżej, unoszony zakrwawioną łapądemona.Megan krzyczała.Brian trzymał ją w ramionach, ciągnął w stronę samochodu, ale opierała się,przekształciła marną energię z otwartych drzwi w broń, która pozwoliłaby się jej uwolnić od niego, izza zasłony łez patrzyła, jak Malleus unosi się coraz wyżej i przestaje walczyć, gdy spoczęło na nimhipnotyzujące spojrzenie zielonych oczu.Ramiona Briana zadrżały, gdy dosięgła ich swoją bronią.- Cholera! - Poczuła, że szuka czegoś w jej kieszeni, a potem usłyszała jego kroki, uciekał, ale nieprzejęła się tym, myślała jedynie o Malleusie.Potknęła się o starą butelkę po winie.Podniosła ją, cisnęła w pierś kobiety demona.Nie łudziła się, żewyrządzi jej tym jakąkolwiek krzywdę.I rzeczywiście - nie tylko nie zraniła koszmarnego, gnijącego ciała, kobieta demon nawet niemrugnęła.- Ty stara suko! - wrzasnął Malleus.Zwiatło rozbłysło w ostrzu noża.Megan nie wiedziała, że go miał,zanim wbił je w lśniące oko potwora.Kobieta demon ryknęła z bólu i otworzyła usta na niepojętą szerokość, odsłaniając kilka rzędówzgniłych zębów.Megan podniosła cegłę, po raz pierwszy zadowolona, że ulica wygląda jak strefa działań wojennych.Rzuciła.Cegła odbiła się od zębów demona, a Megan krzyknęła triumfalni^.Satysfakcja wypełniała jąjak wino, słodkie i czerwone niczym krew.Opony zapiszczały na chodniku.Brian wykręcił samochodem Megan, włączył długie światła iwycelował prosto w kobietę demona.84 Odwróciła się, patrząc wielkimi oczami na focusa, który pędził wprost na nią.Malleus wyciągnąłostrze, szykował się do kolejnego ciosu.I upadł na ziemię, gdy wóz Megan przemknął tuż obok.Kobieta demon zniknęła.Ulica była cicha ipusta, nie licząc trupów- Grzany rum?- Tak, ale daruj sobie grzanie - sapnął Brian i ciężko opadł na kanapę.- Właściwie daruj sobie teższklankę, daj mi od razu całą butelkę.Megan zastanowiła się przez chwilę, po czym spełniła jego prośbę.Wzięła też butelkę bourbona dlasiebie i whisky dla Malleusa.Roc nalał sobie likieru miętowego i sączył go powoli; zazwyczaj ją tobawiło, ale dzisiaj kabaretowe scenki nie poprawią jej humoru.A tym bardziej nawyki żywieniowemałego zielonego demona.- Pani.- Malleus skończył przełykać.Oparł o kolano butelkę, którą jednym haustem opróżnił dopołowy.-Musisz zadzwonić do pana.- Nawet o tym nie wspominaj.Po prostu nie.Zmarszczył brwi.- Pani, wiesz, że musisz mu powiedzieć.Musisz.- On ma rację, Megan.- Rocturnus mówił tak cicho, że musiała się pochylić, by go usłyszeć.-Wszyscy muszą się dowiedzieć.- Jacy: wszyscy? I dlaczego muszą się dowiedzieć?- Bo skrzywdziła też inne demony, inne klany.- Roc dopił swojego drinka i nalał sobie nową porcję.-Bo nadal będzie to robiła.- Wiesz, kto to jest?- Ty także.Słyszałaś jej imię.Ktana Leyak.Już otwierała usta, ale Roc ostrzegawczo uniósł rękę.90 - Nie mów tego na głos, nawet nie myśl o tym imieniu.- Dlaczego? Kto to jest? Co to jest? Westchnął.Zamknął oczy.- To nasza matka.Zadzwonił telefon.W pierwszej chwili nie pojmowała, co się dzieje.Dzwięk, tak normalny, tak codzienny, nie pasowałdo tej rozmowy; należał do innego życia w świecie, który przez kilka ostatnich miesięcy nie popadał wcoraz większy obłęd.- Co masz na myśli?- To, co powiedziałem.Stworzyła nas wszystkich.Jest naszą matką.- A więc.- Odbierzesz czy nie? - Brian zamknął oczy i osunął się na kanapę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl