[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego jaskrawopomarańczowakoszulka pochlapana była błotem, a daszek czapki baseballowej markiNike zwisał nisko nad jego czołem, nie zdążywszy jeszcze wyschnąćpo tym, jak wylądowała w kałuży.- A co ci teraz o tym przypomniało? - zapytał Ryan, gładząc wzamyśleniu kciukiem po lewym baczku, który przyciął w taki sposób,że był teraz długi i trójkątny niczym nóż.- Choroba morska.- Co?Od wschodu dobiegł ich odgłos grzmotu, całkiem głośny i bliski.- Nieważne - odparł Jimmy.W głowie Jimmy'ego pojawił się obraz jego i Ryana,wspinających się po łańcuchu od kotwicy niczym para chudych,wyczerpanych szczurów.To był ładny, marcowy dzień i na biało -niebieskim niebie mewy zataczały koła, skrzecząc niczymwygłodniałe niemowlęta.Jimmy i Ryan opadli na pokład łodzi wswoich ociekających wodą bokserkach i popatrzyli na plażę.Jimmyprzypomniał sobie, jak dojrzeli Carla, machającego do nich z miejsca,gdzie pilnował ich ubrań.Carl był wtedy ich świetnym kumplem, aletamtego roku przeprowadził się razem z rodziną do Londynu i jużnigdy nie wrócił do Shoresby.- Rozmawialiśmy o przyszłości - rzekł Jimmy, oddając skrętaRyanowi.- Tam, na łodzi, kiedy próbowaliśmy złapać oddech przedruszeniem w drogę powrotną.Rozmawialiśmy o tym, co będziemyrobić, kiedy będziemy mieli tyle lat co teraz.- Kropla deszczu kapnęłaJimmy'emu na nos.- Nie pamiętam - odparł Ryan.- To było dawno temu.- Ja powiedziałem, że chciałbym mieć własną łódz.Zwierzyłemci się z tego, co mi powiedział mój tata o żeglowaniu i zwiedzaniu świata.Mówiłem ci, że gdybym tylko mógł zdobyć łódz, zanimskończę szkołę, wtedy mój tata chętnie spędzałby ze mną czas imógłbym odpłynąć razem z nim i babcią, i już nigdy niemusielibyśmy się o nic martwić.- A co ja mówiłem?- Ty powiedziałeś, że chciałbyś mieć duży dom na wzgórzu ipracę w dużym mieście, lecz tylko do czasu, kiedy by cię to bawiło.- Brzmi niezle - ocenił Ryan.Jimmy dał sobie spokój zsubtelnością.- Ale czy tego nie łapiesz, Ryan? - zapytał.- Ty w ogóle niemówisz już o domu ani o pracy w mieście.Obchodzi cię jedyniezabawa.- Przestań być tak cholernie poważny.Jimmy pragnął powiedzieć przyjacielowi prawdę: że jego już cośtakiego nie bawi.Próbował mu wyjaśnić, że w ciągu ostatniego rokudorósł i chciał się stąd wydostać, wydostać się z samochodu i ztakiego stylu życia.Usiłował mu powiedzieć, że chciałby, aby obajwspólnie wrócili pieszo do miasteczka.Próbował przypomniećRyanowi o tym, jakimi ludzmi mieli kiedyś nadzieję się stać.- Ja tylko.Ale Ryan nie chciał tego wiedzieć.- No cóż, w takim razie przestań, OK? - przerwał mu.- Niepotrzebuję, by ktoś prawił mi kazania.Ambicje się zmieniają, Jimmy.Robisz się starszy i uświadamiasz sobie, że nigdy nie zdobędzieszwszystkiego, czego chcesz, tylko dlatego, że tego właśnie pragniesz.Wykorzystujesz więc jak najlepiej to, co możesz mieć, OK? I nie mówmi tylko, że to jest coś innego, bo nie jest.- A jeśli ja chcę więcej? - zaprotestował Jimmy.Ryan wzruszyłramionami.- Nie wiem, Jimmy.Może musisz sam nad tym pogłówkować.-Wcisnął przycisk wysuwający płytę z supernowoczesnego sprzętugrającego.- A może po prostu nie wiesz, co to jest zabawa, co?- Może - odparł Jimmy, ponieważ Ryan mógł mieć rację.MożeJimmy był jedynie nawalony i jutro rano nie będzie go obchodziłażadna z tych kwestii.Może zabawa była tak naprawdę jedynym, co sięliczyło. - Dość więc tego udawania - kontynuował Ryan, biorąc do rękipłytę Eminema i rzucając ją niczym frisbee w krzaki.- Zafundujmysobie prawdziwy odlot.- To znaczy? - zapytał Jimmy, biorąc od niego skręta i głębokosię zaciągając.- Kto pierwszy stchórzy - odparł jego przyjaciel, patrząc naścieżkę wiodącą na Wzgórze Straconych Dusz i uruchamiając w tymsamym czasie silnik.- Ustawię nas ładnie i prosto, a potem ja zamknęoczy i będę dodawał gazu - wyjaśnił.- A ty.ty krzykniesz  stop".Totwoja robota.A kiedy to zrobisz, ja wcisnę hamulec i zobaczymy, jakblisko krawędzi urwiska uda nam się znalezć.Mogę ci zaufać,Jimmy? Mogę ci teraz zaufać?Jimmy wyrzucił skręta.W porządku, był nawalony, ale nie aż tak.- Nie - odparł.- Możesz o tym zapomnieć.- Za pózno - rzucił Ryan, wrzucając pierwszy bieg i wciskającgaz.Samochód ruszył do przodu z taką siłą, że Jimmy'ego wcisnęło wfotel.- Zatrzymaj się! - zawołał ponad rykiem silnika, kiedy Ryandwójkę zmienił na trójkę.- To twoja robota! - odkrzyknął Ryan ze śmiechem.Jechali już ponad osiemdziesiąt na godzinę.Dojeżdżali właśniedo końca polany, gdzie szczyt klifu kończył się urwiskiem.Ryanzdążył już - Jimmy wychylił się i zerknął w lusterko - zamknąć oczy,a na jego twarzy widniał uśmiech szaleńca.- Stop! - krzyknął Jimmy.Ponieważ dla niego było to już zawiele.Ponieważ był pijany i naćpany, tak samo jak Ryan, i nie ufałreakcjom żadnego z nich.Jednak Ryan nie zatrzymał się, ponieważ - z czego Jimmy naglezdał sobie sprawę - on tak naprawdę nie krzyknął.Był zbytprzerażony, by wydobyć z siebie głos.Słowo to utkwiło w jegogardle.Zamiast tego przekręcił się i kurczowo trzymał drzwi poswojej stronie.Zerknął na drogę.Dosłownie za sekundę wyjadą zpolany.- Stop!I tym razem słowo to rzeczywiście wydostało się z jego ust i tymrazem - dzięki ci, Chryste! - Ryan zareagował.Otworzył oczy, kiedywyjeżdżali z polany.Gwałtowne hamowanie: szarpnął za hamulec ręczny.Ale jechali zbyt szybko i udało mu się jedynie wprawićsamochód we wściekłe wirowanie.- O Jezu! - rozległ się krzyk Ryana.Jimmy zaskowyczał.Z ogromną prędkością zbliżali się dokrawędzi urwiska.Nie uda im się w porę zatrzymać.Siła rozpędusamochodu ciągnęła ich naprzód.Ziemia była zbyt wilgotna.Opony się po niej ślizgały.Jechali teraz niecałe piętnaściekilometrów na godzinę, jednak zostało im mniej niż dwadzieściametrów.Zbliżali się do przepaści.Jimmy nie miał co do tego żadnychwątpliwości.Jimmy klęczał.Nad jego głową wirowało nocne niebo.Pojawiłasię na nim błyskawica, przecinając ciemność.Nie klęczał już.Kucałna skórzanym siedzeniu.Samochód obrócił się.Jimmy przeskoczyłnad drzwiami.Kiedy lądował, tył samochodu otarł się o niego,popychając go na ziemię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • cy(1)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chinska-zupka.opx.pl