[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może poprostu go zabiję, kiedy następnym razem wejdzie do tego pokoju.Położę kres temubezsensownemu chrzanieniu.Siadam na łóżku.Odwróciłem materac na drugą stronę, ale i tak jest wilgotny.Patrzę w sufit,śledząc wzrokiem znane wzory na pożółkłej farbie.Gdybym zabił Mallona - a wiem, że mógłbymto zrobić - co bym przez to osiągnął? Ciągle nie wiem, gdzie jestem.Niewykluczone, że otaczająmnie setki Zwykłych uzbrojonych po zęby.Będę trupem, zanim ciało Mallona zdąży ostygnąć.Choć trudno mi się z tym pogodzić, muszę przyznać, że tylko na Mallona mogę liczyć.Ale w istocie czego on ode mnie chce? Pomińmy te wszystkie bzdety.po co on to robi? Jasno sięwyraził, że nie mam niczego, na czym by mu zależało.Więc bawi się ze mną w ciuciubabkę dladraki czy może myśli, że uda mu się zrobić ze mnie obłaskawione zwierzę? Przypuśćmy na chwilę,że nie chodzi im o to, żeby nas  wyleczyć' albo całkowicie eksterminować.Jakie Zwykli mają inneopcje? Dowiedzieć się, jak nas oswoić i kontrolować.Więc co mam robić?Zaczynam śnić na jawie: wyobrażam sobie, że uwolniony z kajdan chodzę po budynku i swobodniewtapiam się w tłum Zwykłych.Widzę się w zatłoczonym pokoju, otaczają mnie ze wszystkichstron, ale ich na razie nie zabijam, siłą woli panuję nad strachem i powstrzymuję Nienawiść.Patrzęw ich twarze -głupie, złe, prymitywne twarze.%7ładen z nich nie wie, kim jestem.Musieliby zrobićtest DNA, zajrzeć do akt, widzieć nasze zachowanie, żeby się przekonać, z kim mają do czynienia.Z nami jest inaczej: my ich po prostu wyczuwamy.Wiemy, kim są od razu.Cholera.Dotarło do mnie.Cała niezwykłość dzisiejszego dnia uderza mnie jak młotem.Czy Mallon zdaje sobie sprawę, cozrobił?Dziś oparłem się pokusie zabijania.Bez względu na to, z jakiego powodu, potrafiłem się opanowaći nie walczyłem.I jeśli naprawdę potrafię powściągnąć Nienawiść, to z czasem będę mógł robićdokładnie to, co sobie przed chwilą wyobraziłem.Mogę wmieszać się w tłum Zwykłych i nikt mnienie wykryje.Wyobrazcie sobie tylko, jaką by mi to dało przewagę! Mógłbym stać tuż obok wroga,który by mnie nie rozpoznał.Mógłbym wszędzie chodzić, wszystko robić, każdego zabić.Ale czy bym potrafił? Czy z własnej woli zechciałbym powstrzymać Nienawiść? A może Mallondopadł mnie akurat w momencie, gdy przechodziłem kryzys?Znów myślami powracam do tej chwili, gdy mogłem go zabić, ale tego nie zrobiłem.Chciałem, lecz się powstrzymałem.To nie słowa Mallona mnie wyhamowały.ja sam to zrobiłem.I znówmogę to zrobić, wiem, że mogę.Nie ma znaczenia, w co wierzę i czy zgadzam się z bzdurnymi teoriami Mallona -  przerwać cykl,nie zwalczać ognia ogniem" - ważne, że Mallon przywrócił mi zdolność samokontroli.Muszę towykorzystać.25Jedzenie - obwieszcza Mallon, wkraczając do celi.Budzę się.Jest pózno, Mallon przynosi lampę.Na widok jego twarzy opanowuje mnie znany odruch: zabić! Powściągam ten odruch siłą woli.Przełykam to uczucie jak niewyplute wymiociny.Mdły niepokój ciąży mi w trzewiach.Stajęnaprzeciw Mallona - widzę zdenerwowanie w jego oczach, choć stara się je ukryć.Im dłużejpatrzymy sobie w oczy, tym większej pewności nabiera Mallon.Ciągle jednak wyczuwam w nimstrach.Niemal czuję jego smak.- Człowieku, niesamowicie dobrze się spisałeś - mówi, gdy biorę od niego tacę, siadam nałóżku i zaczynam jeść.- Dzięki - mamroczę z pełnymi ustami.Prawdę mówiąc, gówno mnie obchodzi, co on myśli.Odczuwam ulgę, niemal podniecenie, że udało mi się powstrzymać od ataku.Przychodzi mi to ztrudnością, pokusa jest prawie nie do pokonania, ale siłą woli panuję nad sobą.Próbuję się skupićna jedzeniu, jednak pokusa zabójstwa nie ustępuje.Z wysiłkiem się hamuję, omal nie upuściłemtacy, bo coś mnie pcha, by rzucić się na Mallona.W ostatniej sekundzie odzyskuję samokontrolę.To wręcz nieprawdopodobne, jak ja sobie daję radę; jakbym musiał stale sobie przypominać, żebyoddychać.- Jestem naprawdę zadowolony - mówi Mallon i na sam dzwięk jego głosu kiszki mi sięwywracają.- Naprawdę zrozumiałeś, co chcemy tu zrobić.Innym ludziom zajmuje to przeważniekilka dni, nim dojdą do tego etapu, ale ty jesteś bardzo inteligentny.Błyskawicznie wszystkozrozumiałeś.- Nie wymagało to zbyt wielkiego wysiłku - odpowiadam.Próbuję podtrzymać tę iluzję.-Przecież stwierdziłeś, że im więcej się walczy, tym mniej się dostaje.- Właśnie.Obserwuje mnie, jak pałaszuję niesmaczną potrawę.Spoglądam na niego: patrzy na mnie jakdumny ojciec.Uświadamiam sobie, że Mallon rzeczywiście wierzy w te swoje brednie.Uważamsię za znacznie lepszego od tego idioty.On sądzi, że wszystkim steruje, ale to ja kontrolujęsytuację.Moja przewaga umysłowa sprawia, że łatwiej mi to znieść.- Więc co teraz? - pytam.Czuję większy spokój, mam większą pewność siebie.Postanawiamsprawdzić, jak daleko się posunie.- Co masz na myśli?- Jaki masz plan? Chcesz mnie tu trzymać w zamknięciu w nieskończoność? Wdrażasz jakiśprogram resocjalizacji? Czy też może rozpoczniesz doświadczenia na mnie i potniesz mnie naplasterki?Drań uśmiecha się z wyższością.- Niezły jesteś! Nie, Danny, powiem ci prawdę, że to, co się teraz stanie, nie zależy ode mnie.- Więc kto decyduje?- Dwie osoby.- Kto?- Jedna to ty.- A druga?- To Sahota.- Sahota? Do diabła, kto to jest Sahota?- Dowiesz się jutro.Rusza do drzwi.Nagle czemuś nie podoba mu się ta rozmowa i nie chce jej ciągnąć. - Nie możesz sobie teraz wyjść.Kto to jest Sahota?Wstaję i idę w jego stronę, ale on przyśpiesza.Zatrzymuje się przed drzwiami - tuż poza zasięgiemmojego łańcucha - i odwraca się do mnie.- Szef - mówi krótko.Teraz wyraznie znów ze mną pogrywa, przekazuje mi tylko tyleinformacji, ile trzeba, by podsycić moją ciekawość.Potem milknie i trzyma mnie w niepewności.Tylko to mu pozostało.Fizycznie - łańcuchy; psychicznie - przewaga informacyjna.Gdyby byłnieco bliżej, rozerwałbym mu gardło.Zamyka drzwi, ale nie odchodzi i ponownie je otwiera.- Zaczekaj.Zapomniałem ci coś powiedzieć.- Co takiego?- Twoja córka.- Znalazłeś ją?!Nie potrafię ukryć ciekawości i emocji.Proszę, powiedz mi coś.- Nie - mówi i kręci głową.- Zrozum, Danny, obecnie trudno zdobyć informacje.Więcejwnioskujesz na podstawie tego, czego ci nie mówią, niż tego, co ci powiedzą.Centralny Systemsypie się po tych wydarzeniach.- Powiedz!Wzdycha, głęboko nabiera powietrza w płuca i robi dłuuugi wydech.- Jest dobra wiadomość i zła wiadomość.- Chcę obie.- Zła wiadomość to ta, że nie ma jej nigdzie w aktach.- W takim razie jaka może być dobra wiadomość?- Nie rozumiesz? To właśnie jest dobra wiadomość.To oznacza, że być może twoja córka nieumarła.-  Być może nie umarła".Tylko to masz mi do powiedzenia?- Powinieneś być wdzięczny i za to.Moja córka nadal leży na podłodze w kuchni zroztrzaskaną głową.Mógłbym przecież stać tu przed tobą i informować cię o dacie śmierci twojejcórki oraz miejscu spalenia zwłok, a ja ci przecież dałem nadzieję.Co z tym zrobisz, zależy odciebie.Zatrzaskuje drzwi i zamyka je na klucz. VISzósta rano.Arley Road prowadzono kilkuset uchodzców.Z każdej strony osłaniał ich silnieuzbrojony jeep wojskowy oraz kolumna żołnierzy i bojówkarzy.Do każdego budynku wprowadzanościśle określoną liczbę ludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl