[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej delikatny profil rozmazywał się w promieniach słońca, wpadającychprzez ogromne okno.Pochylona nad notatkami, nie odrywając pióra, staranniespisywała słowa ojca.Jakim cudem jeszcze nie zasnęła, zastanawiał się Gerard.Musiała słyszeć tęopowieść z tysiąc razy.Pewnie tak uwielbia ojca, że jego słowa są dla niejważniejsze od Biblii.Aż trudno było uwierzyć, że ta mała potulna myszka była takądespotką.O świcie wezwała go z domku przy furcie tylko po to, by wydobył jejspinkę do włosów, która wpadła w szczelinę w parkiecie.Podniósł do ustporcelanową filiżankę, by ukryć wzbierającą niechęć.- Może jeszcze kawy, sir?Gerard gwałtownie ocknął się z zamyślenia, gdy za plecami usłyszał słowaSmythe a.Kamerdyner swym skradaniem się zawsze wyprowadzał go z64 równowagi.Gerard kolejny raz w tym tygodniu miał ochotę wypatroszyć muwnętrzności choćby za pomocą łyżki.Tej zbrodni szczerze by żałował.Smythe, odkrywszy, że Gerard nie znosi lury,która w domu admirała uchodzi za herbatę, co rano, specjalnie dla niego, parzyłdzbanek mocnej, aromatycznej kolumbijskiej kawy.Poproszę.- Gerard spojrzał na kamerdynera z wdzięcznością, kiedy ten napełniłjego filiżankę po sam brzeg.Miał nadzieję, że pachnący napój ożywi jegosłabnącą uwagę.rok, w którym stary Jerzy w końcu przełknął dumę i nadał mi tytuł szlachecki -dyktował admirał.- Omal nie zalała go żółć, kiedy publicznie przyznał, że synprostego garbarza uratował jego królewską głowę.Osiemdziesiąty, nieprawdaż? Amoże osiemdziesiąty pierwszy?Osiemdziesiąty drugi, sir - podpowiedział Smythe.- To było zaraz po pańskimszlachetnym wyczynie w czasie bitwy o Sadras.Ach, tak, Sadras! - Oczy admirała zaszły mgłą wspomnień.Gerard zacisnął zęby,by nie parsknąć śmiechem.Lucy, nie przestając pisać, rzuciła mu grozne spojrzenie, przypominając, żezaniedbuje obowiązki.Sam z własnej woli zaproponował, że posegreguje stertępleśniejącej korespondencji admirała.Na razie dowiedział się jedynie, że wszyscyprzyjaciele admirała są takimi samymi nadętymi nudziarzami jak on.A kiedy rankiem opadła mgła, okazało się, że celuje w nas osiemdziesiąt sześćfrancuskich dział.Nie pozostało mi nic innego, jak wydać rozkaz.Tysiąc siedemset dziewięćdziesiąty szósty - wyrzucił z siebie Gerard, zanimadmirał zaczął ich zamęczać kolejną niekończącą się opowieścią o jeszczejednym zwycięstwie.- Czy to wtedy został pan ranny, sir? - Patrzył z uwielbieniemna swojego przełożonego i mrugał niewinnie zza okularów.Brwi admirała uniosły się w największym zdziwieniu.Lucy zamarła.Smythe,próbując uniknąć wzroku Gerarda, z zacięciem polerował idealnie czysty globus.Nie przerywa się admirałowi, kiedy dyktuje wspomnienia.Zakładając, że admirał złapie się na pochlebstwo, Gerard postawił na szali swojąniepewną przyszłość.Udając szczere zainteresowanie, wstał i podszedł do biurkaLucy.65 W jednym z opisów bitwy wyczytałem, że choć w pańskiej łydce tkwił odłamek, nieoddał pan dowództwa.Mimo przeszywającego bólu, kazał pan przywiązać się domasztu i w tej pozycji poprowadził pan flotę do zwycięstwa.Smythe, pudełko - warknął admirał.Smythe rzucił się ku sekretarzykowi i wyjął z szuflady mosiężną kasetkę.Gerardoparł się o biurko, z trudem odrywając uwagę od cytrynowego zapachu włosówLucy i jej niepewnego spojrzenia.Kamerdyner z wielkim namaszczeniem podał kasetkę.Admirał zdjął z szyitasiemkę, na której wisiał mały kluczyk i otworzył pudełko.Gerard czuł, że wśrodku znajduje się para pistoletów.Admirał zastrzeli go za taką bezczelność.- Największe tajemnice admiralicji - szepnęła Lucy.Uspokoił go nabożny ton jejgłosu.- Nikt, nawet Smythe, nie ma do nich dostępu.Zamiast broni, admirał wyjął pożółkłą gazetę.Jego usta drgnęły w nostalgicznymuśmiechu.- Zdaje się, że o ten opis panu chodzi.Obawiam się, że przesadzono, relacjonującmoje czyny - powiedział skromnie.-Nigdy nic wygralibyśmy tej bitwy, gdyby niewspierali mnie moi oficerowie.Lucy, nie czekając na słowa zachęty, pisała jak szalona.Admirał ze szczegółamiopisywał bitwę na Morzu Zródziemnym, która tak nieszczęśliwie zakończyła jegokarierę.Gerard słuchał jak zaklęty.Patrząc na jego minę, nikt by się nie domyślił, że niedotarło do niego nawet jedno słowo.Jego uwagę przykuwała otwarta kasetkależąca na biurku admirała.Póznym wieczorem Lucy siedziała przy toaletce i czesała włosy srebrną szczotką,która kiedyś należała do jej matki.Ta zmysłowa przyjemność zawsze wprawiała jąw dobry nastrój.Odchyliła lekko głowę w tył.Admirał spędzał ten wieczór pozadomem, uczestnicząc w kolejnej niekończącej się sesji rady admiralicji.Lucymarzyła o chwili tylko dla siebie, ale pozbawiona nadzoru ojca, który rozliczał ją zkażdej minuty, czuła się zagubiona.I samotna.Prawdopodobnie niewyczerpana energia jej ochroniarza była zarazliwa.Jegozwyczaje irytowały ją i bawiły jednocześnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl