[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamknęli się w jednej z toalet,usiadła na sedesie i zwiesiła głowę między nogi.W tej pozycji walenie serca stilon sięgłośniejsze i Mari szybko się wyprostowali."To minie".Siedziała tam, przerażona, że nie poznaje siebie samej i że jest nieodwracalnie stracona.Słyszałakroki ludzi wchodzących i wychodzących z toalety, odgłos odkręcanych i zakręcanych kranów,błahe rozmowy o głupstwach.Od czasu do czasu ktoś próbował otworzyć drzwi jej kabiny, alewtedy wydawali z siebie jakiś pomruk i osoba odchodziła.Szum spłuczek byt tak przerazliwy, żewydawało się jej, że woda rozsadzi budynek i porwie wszystkich do piekli.Ale - tak jak przewidywali - strach minął i rytm serca wracał do normy.Na szczęście jejsekretarka byli na tyle gamoniowata, że nawet nie zauważyli nieobecności Mari, bo inaczej calakancelaria byliby już w toalecie, pałając ją, jak się czuje.Gdy odzyskali panowanie nad sobą, otworzyli drzwi, długo myła twarz i wrócili do gabinetu.- Start się pani makijaż - zauważyli jedna ze stażystek.- Czy chce pani moją puderniczkę? Marinie zadali sobie trudu, by odpowiedzieć.Wzięta torebkę, swoje rzeczy osobiste i oznajmili sekretarce, że idzie do domu.- Ale mamy tyle wyznaczonych spotkań! - zaprotestowali sekretarka.- Pani nie jest od wydawania poleceń, ale od ichwypełniania.Niech pani zrobi dokładnie to, co mówię: proszę odwołać spotkania.Sekretarka nie spuszczała wzroku z kobiety, z którą pracowali od blisko trzech lat i która nigdydotąd nie zachowali się nieuprzejmie.Musiało się zdarzyć coś poważnego.Być może ktoś jejpowiedział, że mąż jest w domu z kochanką i chce ich przyłapać na gorącym uczynku."To wytrawny adwokat, wie, co robi - pomyślała.- Z pewnością jutro pani mecenas przeprosi zawszystko". Nie było żadnego jutra.Tego wieczora Mari odbyła długą rozmowę z mężem i opisali muwszystkie objawy, które odczuwali.Wspólnie doszli do wniosku, że palpitacje serca, zimne poty,poczucie obcości, bezsilność, brak kontroli - można było określić jednym słowem: strach.Zastanawiali się, co się dzieje.On pomyślał, że to rak mózgu, ale nic nie powiedział.Onapomyślała, że to przeczucie czegoś strasznego i też nie powiedziała nic.Starali się znalezć jakiśsposób na logiczną i rozsądną rozmowę.Rozmowę godną dorosłych ludzi.-Może dobrze byłoby, gdybyś zrobili jakieś badania.Mari zgodzili się pod jednym warunkiem: nikt, nawet dzieci, nie mogą się o niczym dowiedzieć.Następnego dnia poprosili o miesiąc bezpłatnego urlopu, który jej przyznano.Mąż zamierzałzabrać ją do Austrii, znanej ze specjalistów chorób mózgu, ale odmówili wyjścia z domu.Atakizdarzały się teraz częściej i trwały dłużej.Z wielkim trudem, po zażyciu środków uspokajających, dala się w końcu zawiezć do szpitala ipoddała serii badań.Nie wykryto nic odbiegającego od normy, wykluczono tętniaka, couspokoiło Marii.Ale ataki paniki nadal tratwy.Mąż orbit zakupy i gotował, ona zapamiętale sprzątała, bo chciaławyletnić myśli czymś innym.Zaczęli czyhać wszystkie dostępne podręczniki psychiatrii, alewkrótce przestali, bo każda opisana tam choroba pasowała do jej objawów.Co gorsza, choć ataki nie byty już dla niej nowością, nadal uczta się przerażona, wyobcowana iwytrącona z równowagi.Poza tym imali poczucie winy wobec męża, który musiał pracowaćpodwójnie i wykonywać wszystkie prace domowe, z wyjątkiem sprzątania.Dni mija ty, nic się nie zmienia to.Mari zaczęta odczuwać i wyrażać głęboką irygację.Z bylepowodu traciła panowanie nad sobą i krzyczała, co nieodmiennie kończy to się wybuchaminiepowstrzymanego płaczu.Po miesiącu przyszedł do Mari z wizytą jej wspólnik z kancelarii.Dzwonu codziennie, ale nieodbierała telefonów, albo prosiła męża, by mówił, że jest zajęta.Tego popołudnia po prostu takdługo dzwonu do drzwi, że w końcu mu otworzyła.Poczęstowała go herbatą, porozmawiali o kancelarii, aż w końcu zapytał, kiedy wróci do pracy.-Nigdy więcej.Przypomniał jej rozmowę o Salwadorze.- Zawsze dawałaś z siebie wszystko, co najlepsze i masz prawo wybrać, co ci się podoba -powiedział bez cienia wyrzutu w głosie.- Myślę jednak,że w tego rodzaju przypadkach praca jest najlepszą terapią.Wyjedz, zwiedz trochę świata,popracuj tam, gdzie sądzisz, że cię potrzebują, ale wiedz, że drzwi kancelarii są zawsze dla ciebieotwarte i że czekamy na ciebie.Usłyszawszy to Mari wybuchnęli płaczem, co jej się teraz często zdarzało.Wspólnik poczekał, aż się uspokoi.Jako dobry adwokat nie zapytał o nic.Wiedział, żemilczeniem prędzej sprowokuje odpowiedz, aniżeli bezpośrednim pytaniem.I tak też się stilo.Mari opowiedziała mu wszystko, począwszy od historii w kinie, skończywszyna tym, jak histerycznie zachowuje się w stosunku do męża, który tak mocno ją wspiera.- Jestem wariatką - powiedziała.- To jedna z możliwości - odpad ze zrozumieniem i czułością.- W tej sytuacji masz wybór: alboleczyć się albo dalej być chora.- Na to nie ma lekarstwa.Nadal trzezwo myślę, choć denerwuje mnie, że to trwa już tak długo,ale nie mam klasycznych objawów obłędu, takich jak oderwanie od rzeczywistości, apatia czyniekontrolowana agresja.Odczuwam tylko strach. - Tak mówią wszyscy wariaci: że są normalni.Oboje roześmiali się, a Mari zaparzyła nowąherbatę.Porozmawiali o pogodzie, o odzyskanej przez Słowenię suwerenności, o stale rosnącychnapięciach między Chorwacją i Jugosławią.Mari całymi dniami oglądała telewizję i była owszystkim dobrze poinformowana.Przy pożegnaniu wspólnik wrócił do tematu.- Otwarto nowy szpital psychiatryczny w mieście, zobcym kapitałem, gdzie leczenie stoi na najwyższym poziomie - powiedział.- Leczenie czego?- Zaburzeń równowagi psychicznej, tak to nazwijmy.A wyolbrzymiony strach jest tegoobjawem.Mari obiecała zastanowić się nad tym, ale nie podjęła żadnej decyzji.Ataki panikitrwały jeszcze przez następny miesiąc, aż do dnia, w którym zrozumiała, że rujnuje nie tylkoswoje życie, ale i małżeństwo.Znów poprosiła o środki uspokajające i odważyła się, po raz drugiw ciągu dwóch miesięcy, wyjść z domu.Wzięła taksówkę i pojechała do nowego szpitala.Podrodze taksówkarz zapytał ją, czy jedzie tam kogoś odwiedzić.- Podobno to bardzo nowoczesny szpital, ale słyszałem też, że zamknięci tam wariaci sąniebezpieczni i leczą ich elektrowstrząsami.- Jadę tylko w odwiedziny - odpowiedziała Mari.Wystarczyła zaledwie godzina rozmowy, by położyć kres dwumiesięcznemu cierpieniu Mari [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl