[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Słuchajcie, ta dyskusjazabrnęła za daleko.Will, zrozumieliśmy i zaczynamy myśleć o wypro-wadzce.Mam jeden adres na oku.- Gdzie?- Chcę się tam wynieść bez ciebie!- Nareszcie będę miał więcej swobody - odczuwa ulgę Brian.- Do-tychczas byłem cały czas pod waszą presją, babojebcy!- Próbowaliśmy bezskutecznie cię nawrócić!- Pozwól wolnemu człowiekowi cieszyć się wolnością wyboru!Kiedy się tak wygłupiają, Wiliam odchodzi na bok porozmawiać z pro-jektantem.Ogląda plan, coś jeszcze sobie wyjaśniają.- Nie będziecie spać we wszystkich sypialniach, Will.Uważam, że ro-bisz nam duże świństwo! Z Laylą było inaczej - żali się Steve, podchodzącdo projektanta, który objaśnia Wiliamowi szkic.- Przepraszam - mówi Barlow do swego rozmówcy i odchodzi na bok,żeby przygadać koledze.- Nie możesz pojąć, że chcę mieć swobodę wewłasnym domu? Po to go postawiłem, żeby cieszyć się w nim swoją kobie-tą! Jeśli przywiozę tu Nell, będziesz nas mógł odwiedzać, ale, tylko gdywcześniej uprzedzisz, rozumiesz? Inaczej nie wpuszczę cię za próg!- Najpierw upewnij się, czy ją tu zholujesz.- Niech cię o to głowa nie boli.To moje zmartwienie!- Ale jednak zmartwienie.A kto cię pocieszy, gdy się wyniesiemy, aty dostaniesz kosza? Już dawno przestali gadać o Hexagonie.Jest tylkoBarlow.Więc jak ten Barlow się znowu załamie, to ja nie biorę odpowie-dzialności za naszą karierę!- Zostaw go, Steve.Ma prawo nas stąd usunąć - tłumaczy Bill.201 - Ja się martwię o niego, bo jakoś nie widzę tej kobietki w sypialni zpiraniami.- Steven, to nie twój zasrany interes!- Spokojnie, chłopaki - oponuje Bill.- Zrozum, Will, że nie podobanam się ta twoja huśtawka nastrojów.Nie ma gwarancji, że jak pojedziesz,to Nell powita cię z otwartymi ramionami.Może się najzwyczajniej wświecie przestraszyć twoich pomysłów.- Lepiej mi kibicujcie, bo jestem cholernie zawzięty.Uległa.Dnie i noce spędzane razem w wyludnionym mieszkaniuSkowrońskich i nieoczekiwana wiadomość o ciąży, sprawiają, że Wiliampodejmuje decyzję.*Spoglądam w lustro, żeby zobaczyć zdolność do ojcostwa.Szukam ry-sów odpowiedzialności, bodaj ich zaczątków.Gotów jestem stanąć w dzie-jowej kolejce wymiany pokoleń na stanowisku kolejnego przekaziciela ge-nów, tylko dlatego, że przydarzyło mi się to z nią.Właśnie realizuję planobdzierania jakiegoś kompletnie nieznanego mi mężczyzny z jego prawnie iuczuciowo przypisanej własności.Konsumuję nie swoje danie.Cudzołożę.Z wielkim upodobaniem i wprawą łotra, który nie cofnie się przed niczym.Czyż nie powinno mnie pochłonąć piekło? O ile w ogóle istnieje? A te dzie-ci? Zjeżdżają z ojcem na nartach, spędzają beztrosko czas, nie podejrzewa-jąc, że jakiś złoczyńca grasuje w domu, sypia z ich matką i planuje rychlezakłócenie sielankowego żywota.Zamierza uprowadzić kotwicę stabilizacji.Zrobił sobie w ich azylu schron dla grzesznych, wybujałych fantazji.Korzy-sta z przywilejów nie jemu należnych! Nell jest niestała, podlega nastrojom.Już wiem, że w okamgnieniu może się przeinaczyć.Moja żądza ją przeraża.Skoro tak lekko dostała się pod moje panowanie, już się nie wymknie.Je-stem niegodziwie czujny.Reaguję na jej najmniejsze wahania.202 Nie powinna była otwierać przede mną drzwi, nie wpuszcza się farysówdo środka twierdzy, nawet jeśli powiewają białą flagą.***Mateusz smaży obtoczone w panierce i jajku trójkątne sery brie.Dzieciprosiły go o kolacje, jak  kiedyś , gdy nie było z nimi Natalii.Zachęconyprzez latorośle pogwizduje, a potem włącza odtwarzacz w kuchni.Lektormówi poszczególne frazy, a on, nie przerywając czynności, powtarza sta-rannie, zwracając uwagę na akcent.- Suo polaco.- Suo polaco - powtarza Mateusz.Otwiera wino i soki, szykuje kieliszki i wysokie szklanki.Układa naosobnym talerzu skibki chleba, masło w białej miseczce, kroi na ćwiartkipomidory, układa je w salaterce, obok pasków selera naciowego i oliwek.Kotleciki z sera pięknie się rumienią.- Ale pachnie! - Natalię przywiódł do kuchni boski aromat.To zwykle jej królestwo, ale miło, gdy mąż z takim zapałem szykujeniespodziankę.Nawet jeśli widok Mateusza w fartuchu, w pobliżu patelni, przywodzinieubłaganie wspomnienie kogoś innego, kto też z zapałem oddawał siękulinariom, czyniąc ze swoich dań preludium do mających nastąpić po ichkosztowaniu emocji.- Como estao? - powtarza dziarsko Mateusz, przewracając serki na pa-telni.- Co to znaczy? - pyta Natalia.- Może ci pomogę?- Jak się macie - odpowiada.- A za pomoc dzięki.Usiądz i posłuchaj.- Como e' a vossa casa? Jaki jest wasz dom - wyjaśnia śpiesznie Mate-usz.- Kaza to dom, prawda? Pamiętam z tych tasiemcowych seriali.Mogęsię przyłączyć do nauki portugalskiego.Nie znam żadnego przystojnego203 Portugalczyka, czyli to czysta rozkosz umysłu.- Kiedy uczyłaś się angielskiego, też nikogo nie znałaś.Natalia odwraca się od niego, żeby ukryć zmieszanie.- Przepraszam.Nie wiem, dlaczego to powiedziałem.- Mateusz pod-chodzi do niej.- To ja powinnam przepraszać.Do końca życia!- Skończmy to, bo ostygnie.- Tak.Brnijmy dalej przez nasze małżeństwo! Ono już dawno wysty-gło!- Teraz przesadziłaś.- Przepraszam.- Za łatwo ci to słowo przechodzi przez gardło, wiesz? - Mateusz zdej-muje fartuch i wiesza metodycznie na wieszaku drewnianych drzwi szafki.- Dla ciebie  przepraszam nie ma żadnego znaczenia!- Nie wierzysz już mi? Przestałeś, kiedy TO się stało?- Nie chcę teraz o tym gadać, ani precyzować, co TO oznacza.- Mate-usz wychodzi, by powiadomić dzieci, że kolacja jest już gotowa.Jak dobrze, że kuchnia za chwilę zapełni się ich pociechami.Usiądą dostołu z okrzykami entuzjazmu.Natalia po krótkim namyśle decyduje sięzostać z wszystkimi, nawet jeśli sprzeczka sprzed kilku minut dzwięczy jejjeszcze w uszach.***Cztery Azjatki.Skośnookie dziewczęta w biało-błękitnych uniformach,które zgrabnie podkreślają walory ich figur.Ciemnogranatowe włosy,gładko zaczesane i spięte w równe ogony.- Mufix.- Dyga przed nią ta, która wydaje się najstarsza i najważniej-sza.- Buxie.- Ta z kolei, mimo podobieństwa, wygląda najdrobniej i jestnieco zalękniona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl