[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Stój na czatach.Amanda podniosła się z fotela, strzelba spadła jejz kolan.Polly odsunęła ją nogą i poprowadziła przyjaciółkę do łóżka.- Nie martw się, już ja dopilnuję, by nic podobnego ci się nie stało.Wystarczyło, że Amanda wyciągnęła się na łóżku,a już zamknęła powieki i zasnęła.Polly chwyciła strzelbę i wybiegła z pokoju.Miałazamiar strzelić Chance'owi Doyer między nogi za to,co zrobił jej przyjaciółce.Chance, głodny i zmęczony, nie potrafił myślećo niczym innym, tylko o szynce, którą widział w kuchni.Przecież to z winy tych kobiet musiał zostaćw miasteczku, powinny więc go karmić.Wyszedłz domu, który zajął dla siebie, i ruszył ulicą.Dom, w którym dziewczyny gotowały posiłki, był jasno oświetlony, Chance, nie pukając, otworzył po prostudrzwi i wszedł.Polly wyjrzała z kuchni.Przystanął,- Do cholery, znów zaczynacie?! - wykrzyknął,widząc strzelbę w jej ręce.- Tylko o tym potraficiemyśleć? A może to ja was tak usposabiam? - Głęboko zaczerpnął powietrza, by się opanować.- Za cotym razem mam zostać zastrzelony?- Doskonale wiesz, draniu.- Na dokładkę zostałem jeszcze draniem! Chybanie masz prawa mnie wyzywać, słoneczko, bo nie jestem tu z własnej woli.Ale czy mogę się dowiedzieć,o co właściwie chodzi, zanim wykonasz na mnie wyrok? - Widział, że Polly tak mocno drży ręka, że kulai tak by go nie trafiła.- Zgwałciłeś Amandę!- Co?! - spytał zdumiony.- Tak ci powiedziała?- Nie wymigasz się.Widziałam, jak ona wygląda.Chance wzniósł oczy do nieba.Te kobiety to istnewariatki!- A mogę spytać, jak ona wygląda?- Ma poszarpane i brudne ubranie, cała jest podrapana.Naprawdę nie zasłużyła na coś podobnego.Mogła cię zabić, a przecież tego nie zrobiła.Więc jato zrobię!- Poczekaj chwilę, do cholery! Wyjaśnię ci, jakbyło: zobaczyła mnie nagiego, kiedy się myłem w jeziorze, a potem zaczęła uciekać, jakby ją gonił samdiabeł.Jeżeli coś jej się wtedy przydarzyło, to niemam z tym nic wspólnego.A teraz odłóż tę cholernąpukawkę.Przyszedłem tu coś zjeść.Jestem głodnyi zmęczony i naprawdę nie mam ochoty wdawać sięw kolejną idiotyczną historię.- To znaczy, że nic jej nie zrobiłeś?- Oczywiście.Jeżeli powiedziała ci coś innego, tokłamała.Polly straciła pewność siebie.Chance przeszedłobok i wkroczył do kuchni.Opuściła broń.Może wyciągnęła zbyt pochopne wnioski.Pewnie Amandarównież.Poza wszystkim tak przystojny mężczyzna chyba nie musi się posuwać do gwałtu, żebydostać to, czego chce.To raczej kobiety za nim ganiają.- W porządku - powiedziała, wchodząc za nim dokuchni.- Może nie miałam racji.- Może?Uśmiech, jaki nagle rozjaśnił mu twarz, sprawił,że ugięły się pod nią kolana.Ten mężczyzna zachowywał się normalniej niż kiedyś większość jejklientów.- Pogadajmy.Usiądz, a ja przygotuję coś do jedzenia.Przez następną godzinę jedli i rozmawiali.Chancewyglądał na naprawdę zmęczonego, w końcu więczdecydował, że wróci do siebie i położy się spać.Pojego wyjściu Polly doszła do wniosku, że najbardziejniebezpieczny w nim jest jego czar.Już się cieszyła,że go zobaczy nazajutrz.Zaprosiła go na śniadanie.Kiedy już będzie wypoczęty, przekona się, czy jesttaki dobry w łóżku, jak jej się wydaje.Słysząc, że ktoś do niej mówi, Amanda otworzyłapowoli oczy.W końcu uprzytomniła sobie, że to byłsen.Usiadła na łóżku i zaczęła się rozglądać po tonącym w ciemnościach pokoju, zdumiona, że już takpózno.- Polly? - zawołała.- Polly?- Twoja miła pulchna przyjaciółka bawi się w towarzystwie tego pastucha.Serce zabiło jej z przerażenia.W nogach łóżkaznów pokazała się biała poświata.Amanda skuliła sięi przesunęła aż do wezgłowia.- Nie powinnaś mnie się bać.Nigdy nie pozwolę,by stała ci się jakaś krzywda.Poświata przybrała bardziej konkretny kształt.Dziewczyna chciała krzyknąć, lecz głos uwiązł jejw gardle.- %7łeby ci udowodnić, że jestem twoim przyjacielem, zdradzę ci pewną tajemnicę: w tym mieście jestzłoto.- Z.złoto?- Tak.Jest go tyle, że możesz być bogata do końcażycia.Widziała zarys męskiej postaci.- Nie chcesz.nie zamierzasz zrobić mi krzywdy?- Skądże, po co miałbym krzywdzić taką ślicznąistotę?Połyskliwy kontur postaci podniósł się i podszedłdo okna.- Nie wierzę w duchy.To jakaś sztuczka! Skąd tusię wziąłeś?Roześmiał się.- Przejmujesz się bardzo tym pastuchem o imieniu Chance.Chcę, byś wiedziała, że nigdzie miejscanie zagrzeje, ale jest nieszkodliwy.Niemniej powinnyście się starać go stąd wyprawić.Jest wam niepotrzebny.Zarys sylwetki zaczął się rozpływać.- Poczekaj! - zawołała, wyskakując z łóżka.-Powiedz, co to wszystko znaczy! Nie odchodz! Coz tym złotem?Postać już jednak zniknęła, Amanda została samana środku pokoju.Wstrząśnięta, podeszła do stolikazapalić świecę.Przeszył ją zimny dreszcz, znów poczuła się bardzo zmęczona.Padła na łóżko, mówiącdo siebie, że musi znalezć Polly i upewnić się, czynic jej się nie stało.Rozdział piątyAmanda szła ulicą, trzymając w ręku strzelbę.Szukała Polly.Przejrzała już wszystkie pokoje w hotelu, męczyło ją okropne poczucie winy, że tak długospała.Jeżeli przyjaciółce coś się stało, to przez nią.Nie obchodziło jej, czy zaraz spotka gdzieś Chance'aDoyer.I tak chciała go zabić.Zbliżając się do domu, w którym gotowały, usłyszała śmiech Polly.Postanowiła okrążyć dom i wejśćod tyłu.A w ogródku, w cieniu dębu zobaczyła Pollyi Chance'a.Przyjaciółka obejmowała go za szyjęi miała rozanielony wyraz twarzy.- Co tu się dzieje? - spytała ostro, choć doskonalewiedziała co.- Och, Amando, cudownie, że się obudziłaś ucieszyła się Polly.- Wyglądasz, jakbyś biegła przez krzewy róż - zauważył Chance.- Coś ci się stało?Amanda najeżyła się, widząc uśmiech na jego twarzy, kiedy uwalniał się z objęć Polly.-Bardzo śmieszne - skwitowała kwaśno.-Chciałabym porozmawiać z Polly na osobności.-Poczuła ulgę, kiedy odszedł bez słowa.Ale nadal sięuśmiechał.- Myślałam, że stoisz na czatach - powiedziała doPolly z wyrzutem.- Owszem, pilnowałam nas.Ale Chance nie jestgrozny.Był wściekły za to wszystko, co mu zrobiłyśmy,i niespecjalnie mu się dziwię.Już prawie miał w rękutych drani, którzy zostawili go na pewną śmierć! Moimzdaniem powinnyśmy bardziej przyzwoicie się wobecniego zachowywać, bo jakiś czas tu pozostanie.Amanda oniemiała.Nie potrafiła odeprzeć argumentów Polly, bo jeśli chodziło o mężczyzn, przyjaciółka miała naprawdę duże doświadczenie.Pomyślała, że może wyciągnęła zbyt pochopne wnioski co toChance'a, może powinna go trochę poobserwować.- " Jakiś czas", to znaczy jak długo?- Chyba dopóki nie będzie gotów do odjazdu.Coz twoją twarzą, dlaczego tak wygląda twoja suknia?- Nic się nie stało.Daj spokój.Amanda dopiero teraz zauważyła, że Polly zrobiłasobie wymyślną fryzurę - starannie uczesane loczkizebrała do góry i związała na czubku głowy.Miałana sobie tę piękną atłasową suknię, którą Amandachciała zatrzymać dla siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Stój na czatach.Amanda podniosła się z fotela, strzelba spadła jejz kolan.Polly odsunęła ją nogą i poprowadziła przyjaciółkę do łóżka.- Nie martw się, już ja dopilnuję, by nic podobnego ci się nie stało.Wystarczyło, że Amanda wyciągnęła się na łóżku,a już zamknęła powieki i zasnęła.Polly chwyciła strzelbę i wybiegła z pokoju.Miałazamiar strzelić Chance'owi Doyer między nogi za to,co zrobił jej przyjaciółce.Chance, głodny i zmęczony, nie potrafił myślećo niczym innym, tylko o szynce, którą widział w kuchni.Przecież to z winy tych kobiet musiał zostaćw miasteczku, powinny więc go karmić.Wyszedłz domu, który zajął dla siebie, i ruszył ulicą.Dom, w którym dziewczyny gotowały posiłki, był jasno oświetlony, Chance, nie pukając, otworzył po prostudrzwi i wszedł.Polly wyjrzała z kuchni.Przystanął,- Do cholery, znów zaczynacie?! - wykrzyknął,widząc strzelbę w jej ręce.- Tylko o tym potraficiemyśleć? A może to ja was tak usposabiam? - Głęboko zaczerpnął powietrza, by się opanować.- Za cotym razem mam zostać zastrzelony?- Doskonale wiesz, draniu.- Na dokładkę zostałem jeszcze draniem! Chybanie masz prawa mnie wyzywać, słoneczko, bo nie jestem tu z własnej woli.Ale czy mogę się dowiedzieć,o co właściwie chodzi, zanim wykonasz na mnie wyrok? - Widział, że Polly tak mocno drży ręka, że kulai tak by go nie trafiła.- Zgwałciłeś Amandę!- Co?! - spytał zdumiony.- Tak ci powiedziała?- Nie wymigasz się.Widziałam, jak ona wygląda.Chance wzniósł oczy do nieba.Te kobiety to istnewariatki!- A mogę spytać, jak ona wygląda?- Ma poszarpane i brudne ubranie, cała jest podrapana.Naprawdę nie zasłużyła na coś podobnego.Mogła cię zabić, a przecież tego nie zrobiła.Więc jato zrobię!- Poczekaj chwilę, do cholery! Wyjaśnię ci, jakbyło: zobaczyła mnie nagiego, kiedy się myłem w jeziorze, a potem zaczęła uciekać, jakby ją gonił samdiabeł.Jeżeli coś jej się wtedy przydarzyło, to niemam z tym nic wspólnego.A teraz odłóż tę cholernąpukawkę.Przyszedłem tu coś zjeść.Jestem głodnyi zmęczony i naprawdę nie mam ochoty wdawać sięw kolejną idiotyczną historię.- To znaczy, że nic jej nie zrobiłeś?- Oczywiście.Jeżeli powiedziała ci coś innego, tokłamała.Polly straciła pewność siebie.Chance przeszedłobok i wkroczył do kuchni.Opuściła broń.Może wyciągnęła zbyt pochopne wnioski.Pewnie Amandarównież.Poza wszystkim tak przystojny mężczyzna chyba nie musi się posuwać do gwałtu, żebydostać to, czego chce.To raczej kobiety za nim ganiają.- W porządku - powiedziała, wchodząc za nim dokuchni.- Może nie miałam racji.- Może?Uśmiech, jaki nagle rozjaśnił mu twarz, sprawił,że ugięły się pod nią kolana.Ten mężczyzna zachowywał się normalniej niż kiedyś większość jejklientów.- Pogadajmy.Usiądz, a ja przygotuję coś do jedzenia.Przez następną godzinę jedli i rozmawiali.Chancewyglądał na naprawdę zmęczonego, w końcu więczdecydował, że wróci do siebie i położy się spać.Pojego wyjściu Polly doszła do wniosku, że najbardziejniebezpieczny w nim jest jego czar.Już się cieszyła,że go zobaczy nazajutrz.Zaprosiła go na śniadanie.Kiedy już będzie wypoczęty, przekona się, czy jesttaki dobry w łóżku, jak jej się wydaje.Słysząc, że ktoś do niej mówi, Amanda otworzyłapowoli oczy.W końcu uprzytomniła sobie, że to byłsen.Usiadła na łóżku i zaczęła się rozglądać po tonącym w ciemnościach pokoju, zdumiona, że już takpózno.- Polly? - zawołała.- Polly?- Twoja miła pulchna przyjaciółka bawi się w towarzystwie tego pastucha.Serce zabiło jej z przerażenia.W nogach łóżkaznów pokazała się biała poświata.Amanda skuliła sięi przesunęła aż do wezgłowia.- Nie powinnaś mnie się bać.Nigdy nie pozwolę,by stała ci się jakaś krzywda.Poświata przybrała bardziej konkretny kształt.Dziewczyna chciała krzyknąć, lecz głos uwiązł jejw gardle.- %7łeby ci udowodnić, że jestem twoim przyjacielem, zdradzę ci pewną tajemnicę: w tym mieście jestzłoto.- Z.złoto?- Tak.Jest go tyle, że możesz być bogata do końcażycia.Widziała zarys męskiej postaci.- Nie chcesz.nie zamierzasz zrobić mi krzywdy?- Skądże, po co miałbym krzywdzić taką ślicznąistotę?Połyskliwy kontur postaci podniósł się i podszedłdo okna.- Nie wierzę w duchy.To jakaś sztuczka! Skąd tusię wziąłeś?Roześmiał się.- Przejmujesz się bardzo tym pastuchem o imieniu Chance.Chcę, byś wiedziała, że nigdzie miejscanie zagrzeje, ale jest nieszkodliwy.Niemniej powinnyście się starać go stąd wyprawić.Jest wam niepotrzebny.Zarys sylwetki zaczął się rozpływać.- Poczekaj! - zawołała, wyskakując z łóżka.-Powiedz, co to wszystko znaczy! Nie odchodz! Coz tym złotem?Postać już jednak zniknęła, Amanda została samana środku pokoju.Wstrząśnięta, podeszła do stolikazapalić świecę.Przeszył ją zimny dreszcz, znów poczuła się bardzo zmęczona.Padła na łóżko, mówiącdo siebie, że musi znalezć Polly i upewnić się, czynic jej się nie stało.Rozdział piątyAmanda szła ulicą, trzymając w ręku strzelbę.Szukała Polly.Przejrzała już wszystkie pokoje w hotelu, męczyło ją okropne poczucie winy, że tak długospała.Jeżeli przyjaciółce coś się stało, to przez nią.Nie obchodziło jej, czy zaraz spotka gdzieś Chance'aDoyer.I tak chciała go zabić.Zbliżając się do domu, w którym gotowały, usłyszała śmiech Polly.Postanowiła okrążyć dom i wejśćod tyłu.A w ogródku, w cieniu dębu zobaczyła Pollyi Chance'a.Przyjaciółka obejmowała go za szyjęi miała rozanielony wyraz twarzy.- Co tu się dzieje? - spytała ostro, choć doskonalewiedziała co.- Och, Amando, cudownie, że się obudziłaś ucieszyła się Polly.- Wyglądasz, jakbyś biegła przez krzewy róż - zauważył Chance.- Coś ci się stało?Amanda najeżyła się, widząc uśmiech na jego twarzy, kiedy uwalniał się z objęć Polly.-Bardzo śmieszne - skwitowała kwaśno.-Chciałabym porozmawiać z Polly na osobności.-Poczuła ulgę, kiedy odszedł bez słowa.Ale nadal sięuśmiechał.- Myślałam, że stoisz na czatach - powiedziała doPolly z wyrzutem.- Owszem, pilnowałam nas.Ale Chance nie jestgrozny.Był wściekły za to wszystko, co mu zrobiłyśmy,i niespecjalnie mu się dziwię.Już prawie miał w rękutych drani, którzy zostawili go na pewną śmierć! Moimzdaniem powinnyśmy bardziej przyzwoicie się wobecniego zachowywać, bo jakiś czas tu pozostanie.Amanda oniemiała.Nie potrafiła odeprzeć argumentów Polly, bo jeśli chodziło o mężczyzn, przyjaciółka miała naprawdę duże doświadczenie.Pomyślała, że może wyciągnęła zbyt pochopne wnioski co toChance'a, może powinna go trochę poobserwować.- " Jakiś czas", to znaczy jak długo?- Chyba dopóki nie będzie gotów do odjazdu.Coz twoją twarzą, dlaczego tak wygląda twoja suknia?- Nic się nie stało.Daj spokój.Amanda dopiero teraz zauważyła, że Polly zrobiłasobie wymyślną fryzurę - starannie uczesane loczkizebrała do góry i związała na czubku głowy.Miałana sobie tę piękną atłasową suknię, którą Amandachciała zatrzymać dla siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]