[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.33 Pokrzepiona dowodem sumienności swojej pracy, Ewangelina odeszła od grafiku, zanurzyła palec w wodzie święconej iprzyklęknęła.Idąc przez kościół, znalazła ukojenie w rytmie rutynowych czynności i jeszcze zanim dotarła do kaplicy,odzyskała spokój.Przed ołtarzem klęczały siostry Dywinia i Dawida, partnerki modlitewne między godziną trzecią aczwartą.Usiadłszy z tyłu, aby im nie przeszkadzać, Ewangelina wyjęła z kieszeni różaniec i zaczęła przesuwać palcamipaciorki.Wkrótce jej modlitwa nabrała rytmu.Ewangelina, która wobec samej siebie zawsze usiłowała zachować chłodną, analityczną postawę, traktowała modlitwęjak szansę na zrobienie rachunku sumienia.Przybyła do Zwiętej Róży jako dziecko i jeszcze zanim przyjęła śluby i zaczęłamodlić się codziennie o piątej, wielokrotnie w ciągu dnia przychodziła do kaplicy Adoracji wyłącznie po to, aby pojąćtajniki anatomii własnej pamięci - ponurych, przerażających wspomnień, których nie chciała przywoływać.Tenpraktykowany przez wiele lat rytuał pomógł jej zapomnieć.Aż do dzisiejszego wstrząsu wywołanego spotkaniem z Verlaine'em.Pytania, które zadał, po raz drugi tego dnia przypomniały Hwangelinie wydarzenia, o których wolałaby nie pamiętać.Po śmierci matki ojciec z Ewangelina przenieśli się z Francji do Stanów Zjednoczonych i na Brooklynie wynajęlimieszkanie z pokojami w amfi-ladzie.W weekendy często jezdzili pociągiem na Manhattan.Przyjeżdżali z samego rana,przeciskali się przez bramki, szli zatłoczonymi przejściami podziemnymi i wyłaniali się na ulicy w świetle dnia.Wmieście nigdy nie korzystali z taksówek ani metra.Spacerowali.Kiedy mijali kolejne przecznice, Ewangelina dostrzegałagumę do żucia w szparze między płytami chodnikowymi, teczki i siatki z zakupami, niestrudzony pęd tłumu zdążającegona lunch, spotkania i wizyty - wszyscy ci ludzie wiedli zupełnie szalone życie, tak odmienne od tego, które dzieliła zojcem.Przyjechali do Ameryki, kiedy Ewangelina miała siedem lat.W odróżnieniu od ojca, który z trudem porozumiewał siępo angielsku, ona nauczyła się nowego języka w mig - dosłownie chłonęła angielskie słowa i szybko nabyła amerykańskiakcent.W pierwszej klasie nauczycielka pomogła jej opanować znienawidzony dzwięk  th", który zastygał na językuEwangełiny jak kropla oleju, nadwerężając jej zdolność do wyrażania własnych myśli.W kółko powtarzała this, the, that,them, aż nauczyła się poprawnej wymowy.Pokonawszy tę trudność, mówiła tak, jakby urodziła się w Ameryce.Kiedybyli sami, rozmawiała z ojcem w jego rdzennym języku, włoskim, lub w języku matki, francuskim, jakby nadal mieszkaliw Europie.Wkrótce jednak, tak jak inni pragną jedzenia czy miłości, Ewangelina pragnęła mówić wyłącznie po angielsku.W miejscach publicznych na melodyjne, włoskie zwroty ojca odpowiadała nowo nabytą, doskonałą angielszczyzną.We wczesnym dzieciństwie Ewangelina była zupełnie nieświadoma tego, że wycieczki na Manhattan, odbywanewielokrotnie w miesiącu, nie były zwykłą rozrywką.Ojciec nigdy nie wspominał, po co jadą, obiecywał tylko zabrać ją nakaruzelę w Central Parku albo do ulubionej jadłodajni, albo do Muzeum Historii Naturalnej, gdzie nie mogła oderwaćoczu od zawieszonego na suficie gigantycznego walenia - z otwartą buzią wpatrywała się w jego odsłonięty brzuch.Każdawycieczka była dla niej przygodą, niemniej w miarę upływu czasu zrozumiała, że faktycznie wyprawiali się do miasta,tam bowiem odbywały się spotkania ojca z jego kontaktami.Tym właśnie były: wymiana dokumentów w Central Parku,szeptana rozmowa w barze niedaleko Wall Street, lunche z zagranicznymi dyplomatami, podczas których wszyscy mówiliszybko i w niezrozumiałych językach, polewali wino i wymieniali informacje.Wtedy nie wiedziała, czym zajmuje sięojciec, nie rozumiała też powodów jego rosnącego uzależnienia od pracy po śmierci matki.Każdy wyjazd traktowała jakprezent.Ta iluzja prysła pewnego popołudnia, kiedy miała dziewięć lat.Dzień był nadzwyczaj słoneczny, choć w wiatrwplecione już były pierwsze oznaki zimy.Zamiast udać się w uzgodnione miejsce, jak mieli w zwyczaju, weszli na mostBrooklyński - ojciec prowadził ją w milczeniu obok grubych, metalowych lin.W oddali słońce spływało za wieżowceManhattanu.Przeszli kilka kilometrów, aż wreszcie zatrzymali się w parku przy Washington Square, gdzie ojciec nakazałkrótki odpoczynek na ławce.Tamtego popołudnia zachowanie ojca wydało jej się wyjątkowo dziwne.Był wyrazniezdenerwowany, trzęsącymi się rękami przypalił papierosa.Ewangelina znała go doskonale i wiedziała, że najmniej do-strzegalny objaw nerwowości - drgnięcie palca albo wargi - to oznaka głęboko skrywanego niepokoju.Wiedziała, że cośjest nie tak, ale nie odezwała się słowem.W młodości ojciec był przystojny.Na zdjęciach z Europy miał czarne, opadające na oczy, kręcone włosy.Nosiłnieskazitelne, szyte na miarę ubrania.Tego dnia jednak, kiedy siedział roztrzęsiony na ławce, nagle wydał jej się stary izmęczony [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl