[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taki widocznie kaprys.Kiedy w pomieszczeniu, do którego Fetter zaglÄ…daÅ‚, trzasnÄ™-Å‚y drugie drzwi, odwróciÅ‚ siÄ™ - i te pierwsze drzwi zostawiÅ‚otwarte.PodszedÅ‚ do Anki z otwartymi ramionami.- AkuszerkÄ™, tÄ™ mojÄ… niby asystentkÄ™, która zastÄ™pujebiednego JaÅ›ka, ech, ech, co z ludzi robi gruzlica, wysÅ‚aÅ‚em popapieroski.JesteÅ›my sami.- Anka zesztywniaÅ‚a.- Julijka, sÅ‚y-szysz, ćwiczy w bawialni na dole pod okiem mojej żony, bo tacoÅ› nie ufa temu muzykusowi, co daje lekcje.AleÅ› cudna!- Jedno mi powiedz, WÅ‚adku.Ale bez tych gÅ‚adkich cywili-zacyjnych pierdoÅ‚, tych Ä™, Ä… wszystkich! Czy ty wierzysz, że janie jestem agentkÄ…?- Czy muszÄ™ wierzyć, że nie jesteÅ› agentkÄ…? Nie muszÄ™.Boja wiem o tym! - Nagle uklÄ…kÅ‚ przed niÄ….- Choćbym nawet niechciaÅ‚, do jasnej cholery!ObjÄ…Å‚ AnkÄ™ za nogi, wstawaÅ‚, opierajÄ…c siÄ™ o niÄ…, przylgnÄ…Å‚twarzÄ… do bioder, brzucha, do ud, znów do brzucha, chciaÅ‚ ca-Å‚ować - wyÅ›liznęła mu siÄ™.PodeszÅ‚a do okna i patrzyÅ‚a, jak ga-zownik zapala latarniÄ™ ulicznÄ….Fetter sunÄ…Å‚ ku niej, lecz zastygÅ‚w pół ruchu, ponieważ urwaÅ‚ siÄ™ na dobre dzwiÄ™k skrzypiec.- Przecież kto ma wiedzieć lepiej jak nie ja, że nie jesteÅ› -szeptaÅ‚ urywanym gÅ‚osem.- UsÅ‚użni koledzy donieÅ›li, gdzietrzeba, że podczas porannych obchodów w szpitalu nie zasta-wano ciÄ™ przy niemowlÄ™ciu nieraz i przez kilka dni z rzÄ™du.Aatwe stÄ…d podejrzenie, że wtedy potajemnie jezdziÅ‚aÅ› doWarszawy i spotykaÅ‚aÅ› siÄ™ z tymi z ochrany.Co za gÅ‚upcy! Gdy-byż wiedzieli, jak nam - kochana, tobie i mnie - byÅ‚o cudowniew tym czasie w naszym ciepÅ‚ym, naszym tak niekiedy niepo-wtarzalnie rozkosznym, miÅ‚osnym pied-à-terre.Anka staÅ‚a nadal z czoÅ‚em przy szybie.- A gdybyÅ› nagle to wszystko straciÅ‚?- Co? Co gdybym straciÅ‚?- PozycjÄ™, dochody, zaszczyty, katedrÄ™ uniwersyteckÄ…, pie-niÄ…dze, to tutaj caÅ‚e mieszkanie, fortepian, powozy, laboratorium,114 jednÄ… trzeciÄ… kliniki, akcje, wszystkie udziaÅ‚y, prosperujÄ…cÄ…hodowlÄ™ koni peÅ‚nej krwi, willÄ™ w Marienbadzie; i żona gdybyod ciebie uciekÅ‚a z dziećmi?MówiÄ…c to, odwróciÅ‚a siÄ™.Zmieniona.Oczy zaczerwienione.RozglÄ…daÅ‚a siÄ™ z pozoru znaczÄ…co (w istocie półprzytomnie) poobszernym, zasobnie urzÄ…dzonym gabinecie.TrafiaÅ‚a wciąż na odpór w postaci milczenia mężczyzny.MówiÅ‚a dalej, spokojnie: - MógÅ‚byÅ› być jedynym Å›wiadkiem wmojej sprawie.WyszÅ‚abym z honorem.A tamci może by zostalipogrążeni raz na zawsze.Wiem.Nie zwariowaÅ‚am.Nie możnamieć skarbu na zawoÅ‚anie.- Znowu zaczęła siÄ™ rozglÄ…dać i na-gle wbiÅ‚a wzrok w profesora Fettera: - No tak, ale ty byÅ› zwa-riowaÅ‚, gdybyÅ› to wszystko nagle straciÅ‚.Za dużo tego nazbiera-Å‚eÅ›.żeby nie zwariować.I starszy już jesteÅ›.Fetter porozpinaÅ‚ kitel i tak grzebaÅ‚ w wewnÄ™trznej kieszenisurduta, jakby chciaÅ‚ stamtÄ…d wyszarpnąć serce.TymczasemAnka przeszÅ‚a do Å‚agodniejszej części gabinetu - gdzie kwiaty wwazonach, ciasteczka, francuskie bomboniery, lustra, syfon zwodÄ… sodowÄ… - wzięła ze stolika torebkÄ™, zÅ‚ym trafem (a możecudem, bo u niej, tak uważajÄ…cej, to niespotykane) wypuÅ›ciÅ‚a jÄ…z rÄ…k.Na dywan wypadÅ‚a caÅ‚a zawartość z eksponujÄ…cym siÄ™natrÄ™tnie, pysznie a groznie rewolwerem.Fetter dobiegÅ‚, znówuklÄ…kÅ‚, skrzÄ™tnie pomagaÅ‚, wrzucaÅ‚ jej notesik z przytroczonymołówkiem z miedzianÄ… skuwkÄ…, pastylki miÄ™towe, haftowanÄ…chusteczkÄ™, nim jeszcze zaczęła zbierać; podczas gdy ona byÅ‚azajÄ™ta ukÅ‚adaniem w kalendarzyku karteluszków, chwyciÅ‚ re-wolwer - i natychmiast tak dostaÅ‚ po Å‚apie, że broÅ„ niebez-piecznie upadÅ‚a i uskoczyÅ‚a poza dywan, na podÅ‚ogÄ™.WstaÅ‚,zrobiÅ‚ parÄ™ kroków - i jednak podniósÅ‚, odniósÅ‚.Już spokój.To,co wczeÅ›niej wygrzebaÅ‚ z zanadrza, okazaÅ‚o siÄ™ banknotami.Teraz te sześć albo siedem zadrukowanych papierków trzymaÅ‚nad kucajÄ…cÄ….(MogÅ‚o mu siÄ™ zdawać, że Anka już tu bÄ™dzie kucać wiecz-nie).PodniosÅ‚a gÅ‚owÄ™ i spojrzaÅ‚a na Fettera tak, jakby tenchciaÅ‚ jej ofiarować martwego od tygodnia goÅ‚Ä™bia.- Zawsze to coÅ›, zawsze, zawsze - mówiÅ‚ zduszonym szeptem115 - dla pamiÄ™ci o nieżyjÄ…cym dziecku naszym i, najwspanialszaistoto pod sÅ‚oÅ„cem, na lepszy los Irci.Zawsze to, zawsze, Anko,pókim żyw.- i wcisnÄ…Å‚ jej te pieniÄ…dze.Prosto z dÅ‚oni wrzuciÅ‚a je do otwartej torebki.Jeden zbanknotów nie chciaÅ‚ sfrunąć.Krzyknęła:- PieniÄ…dze lepiÄ… mi siÄ™ do rÄ…k!Fetter zdziwiony, nawet już podejrzliwy, uskoczyÅ‚.Anka wreszcie odlepiÅ‚a banknot, wygÅ‚adziÅ‚a go, wrzuciÅ‚a dotorebki, wytarÅ‚a chusteczkÄ… rÄ™ce - i wszystko to robiÅ‚a natural-nie.- Ciasteczko bardzo sÅ‚odkie przed chwilÄ… jadÅ‚am.RÄ™kÄ…jadÅ‚am.i stÄ…d to.Sam mnie poczÄ™stowaÅ‚eÅ›.43.CieÅ„ zdrady.Zdrada?Gabriel w piÄ™knym czarnym ubraniu leżaÅ‚ wstrzÄ…sanydrgawkami na plugawym posÅ‚aniu malarza w mansardzie hote-lu Astoria.Malarz miaÅ‚ rÄ™ce i czoÅ‚o brudne od rozmaitych farb, a na so-bie - zupeÅ‚nie wyjÄ…tkowo - biaÅ‚y kitel zapiÄ™ty po szyjÄ™ i ze stój-kÄ….Oderwany od pracy, mógÅ‚ sÄ…dzić, że nie nadaje siÄ™ jeszczedo życia pozaartystycznego, gdyż od odlegÅ‚ej chwili, gdy usÅ‚y-szaÅ‚ haÅ‚asy i jÄ™ki za drzwiami i w koÅ„cu wciÄ…gnÄ…Å‚ goÅ›cia z ciem-nego korytarza, niewiele siÄ™ zmieniÅ‚o, i to, co widziaÅ‚ i sÅ‚yszaÅ‚,brzmiaÅ‚o nadal jak pomruk z zaÅ›wiatów.Gabriel bowiem, roz-gorÄ…czkowany (w malignie?) stÄ™kaÅ‚:- Nie powiedziaÅ‚em Wisience mojej o tym samobójcy uDymla, nie mogÅ‚em jej powiedzieć, bo do tej pory nie mogÄ™ siÄ™wyzbyć pogardy do samego siebie.A pan do siebie nie czujepogardy? SiedzieliÅ›my, panie, jak w cyrku, patrzÄ…c na tragediÄ™czÅ‚owieka.Panie kochany, jak Nerony jakie! Teraz za pózno.WisieÅ„ka odkryje ukrywane przeze mnie.- RozkaszlaÅ‚ siÄ™.-Tak, już wie, żem ukrywaÅ‚.i koniec, panie; wÅ‚aÅ›nie.- BÄ™dzie dobrze, panie Gabrielu - powiedziaÅ‚ malarz, na-chyliÅ‚ siÄ™ nad leżącym, wprawnie zrobiÅ‚ mu zastrzyk i odÅ‚ożyÅ‚116 strzykawkÄ™ na stolik przywalony książkami, gdzie na uprzÄ…t-niÄ™tym, ciemnym fragmencie blatu srebrzyÅ‚ siÄ™ pojemnik dogotowania igieÅ‚.Gabriel zastygÅ‚.Blask Å›wiecy nadawaÅ‚ jego twarzy ton nie-pokojÄ…co żółty.Malarz podszedÅ‚ do obrazu.No, wielka zmianaw portrecie Gabriela Husiatyckiego! Jego postać stojÄ…ca - którÄ…niedawno podziwiaÅ‚ Stefan Korowski - zeszÅ‚a na drugi plan.Napierwszym planie teraz Gabriel przerzucony przez caÅ‚Ä… szero-kość płótna.Na krzyż.44.Szkoda zmarnowaćStefan staÅ‚ na ganku.PiÅ‚ piwo.PrzeciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™, odstawiÅ‚szklanicÄ™ na porÄ™cz pod okapem, gdzie w cynowej rynce chÅ‚o-dziÅ‚a siÄ™ bateria jasnego marcowego grybowskiego i porteru.Oj, Å›wiÄ™ty spokój pod LimanowÄ…! Cztery bielutkie kolumienki,w oknach pelargonie, wczesne niedzielne sÅ‚oneczne popoÅ‚u-dnie.ZamierzyÅ‚ siÄ™, żeby zabić wielkÄ… muchÄ™, która wreszcieusiadÅ‚a na oknie.W szybie odbiÅ‚ siÄ™ zarys rzeÅ›ko idÄ…cej sÅ‚użą-cej.Stefan odwróciÅ‚ siÄ™ i gÄ™ba mu siÄ™ sama zaÅ›miaÅ‚a do tejkondensacji Å›wieżoÅ›ci, urody i wdziÄ™ku.- WykÄ…paÅ‚am siÄ™ w rzece!- To już czas.- osÅ‚upiaÅ‚ - żeby kÄ…pać siÄ™ w rzece? PatrzyÅ‚zafascynowany.- Woda siÄ™ ogrzaÅ‚a, bo w tym roku gorÄ…co - mówiÅ‚a, uÅ›mie-chajÄ…c siÄ™ do siebie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl