[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyciągnął więc z kieszeni kurtki zmiętyjuż rachunek z paryskiej cafe, gdzie spędził kilkanaścieminut z Danielle, traktowany dotychczas jak relikwia,aby go zniszczyć, ale potem zmienił decyzję i postanowiłzachować ten okruch wspomnień, łączących go z tamtym,niezapomnianym jeszcze przeżyciem.W tym celu otwo-rzył sejf, a właściwie to, co po nim pozostało jeszcze zczasów, kiedy służył jako przechowalnia walorów LeonaKornickiego.W istocie było to wgłębienie w ścianie,zaopatrzone w żelazne drzwiczki, ongiś wyposażone wskomplikowany mechanizm szyfru, w cudowny sposóbnie naruszone przez działania wojenne.W jego wnętrzuznajdował się tylko jeden przedmiot  niewielki rewol-wer, z którym wiązała się dość dziwaczna i niecodziennahistoria.Stanowił on bowiem własność Romana Powel-skiego, ale przez całą okupację przeleżał zakopany wogrodzie koło domku w Dęblinie, tego samego, gdzie za-mieszkiwał Igor wraz z matką.Wolwiczowa, będąc jużciężko chora, wręczyła tę broń synowi, mówiąc, aby wprzyszłości oddał ją wujkowi, jeżeli zażąda jej zwrotu.Powiedziała też, że Powelski prosił ją o przechowanie re-wolweru, ale nie wyjaśniła, kiedy i w jakich okolicznoś -ciach to nastąpiło.Potem trzeba było zajmować się łago-dzeniem jej cierpień.W końcu Igor uznał ten rewolwerza relikt przeszłości związanej z działalnością wujka wokupacyjnym podziemiu.Początkowo nawet bawiło goposiadanie tej pukawki, być może o historycznymznaczeniu, potem cała sprawa poszła w zapomnienie, aPowelski nigdy nie upomniał się o swój depozyt.Kładącpamiątkowy świstek z Paryża do sejfu, Igor dotknął zimnej lufy i odruchowo cofnął rękę.Jednocześnie odezwał się dzwonek u drzwi wejściowych.Mimo że przyzwyczaił się już do widoku wujka w różnychstadiach rozwoju i cofania się gnębiącej go choroby, to teraz, poprzeszło sześciu tygodniach niewidzenia go.musiał zapanowaćnad sobą całą siłą woli, aby nie ukazać wręcz przerażenia.Wydawało się nieprawdopodobne, że przez stosunkowo krótkiczas mogła nastąpić lak zauważalna zmiana w wyglądzieczłowieka.Powelski zawsze szczupły i drobny, teraz wysechł ijakby się skurczył, a na twarzy jego malował się wyrazbeznadziejności.Widocznie zupełnie załamał się psychicznie. Dobrze, że nie oddałem mu rewolweru  pomyślał Igor.Wygląda na to, że mógłby zrobić z niego użytek".*%7łycie Igora płynęło bezbarwnie i monotonnie.Stanowczo nienależał do ludzi, którzy umieją sobie zorganizować czas wolnyod pracy, znalezć odpowiednie towarzystwo, a w szczególnościłatwo przystosować się do nowego otoczenia.Dzieciństwospędzone w izolacji od świata, z chorą matką, wycisnęłoniezatarte piętno na jego psychice.Na początku studiów nieszukał kontaktu z młodzieżą uniwersytecką, potem koledzyuznali go za odludka i dali mu spokój.Chłopcy z jego pokoleniazaczęli tańczyć rocka, wyróżniać się strojem od otoczenia, a onnigdy nie poddał się nakazom mody, pozostał obojętny naeksplozję nowych stylów.Niewątpliwie jakiś wpływ na jegostosunek do tych spraw miały rygory finansowe, którym musiałsię podporządkować, jako stypendysta i sierota.Który jednak zmłodzieńców w jego wieku, dysponujący własną chatą i szkłem,nie zorganizowałby od czasu do czasu jakiejś szałowej prywatkii nie poszukał okazji do rozrywki i podrywki? Tylko taki dziwakjak on.Miano dziwaka z biegiem lat przylgnęło do niegonierozerwalnie.Tak powszechnie nazywali go koledzy.Obecniew pracy też nie znalazł zadowolenia.Początkowo sądził, żebędzie to spokojna przystań, ale już po paru tygodniachstwierdził, jak bardzo nie podoba mu się charakter i rodzajzajęć, wręcz przygniatających swoją jednostajnością. Pobyt w Paryżu, coraz bardziej tracący z upływem czasuswoją wyrazistość i barwę, wydawał mu się teraznajciekawszym wydarzeniem w jego krótkiej biografii.Nierozłącznie z taką postawą wobec codzienności odżyłapamięć o przelotnie poznanej dziewczynie.Znów o niej myślał,znów marzył.Nie obchodziły go zielone oczy Kasi, którasiedziała naprzeciw niego przez osiem godzin dziennie przyswoim biurku i na próżno usiłowała przyciągnąć uwagę tegoszczupłego, niebrzydkiego szatyna. Dziwak  pomyślała, kiedy zabiegi jej mimo najszczerszychchęci nawiązania małego flirtu, okazały się bezskuteczne.Jak nie chce, to pal go sześć.Tymczasem ów zdziwaczały szatyn przeżywał okresgłębokiego zniechęcenia do samego siebie i otaczających gobliznich łącznie z zalotną panienką z biurowego pokoju.Tego wieczoru padał deszcz i cały świat stał się szary,wyjątkowo brzydki.Dzwięk dzwonka wyrwał go z leniwegopółodrętwienia.Poczłapał, jak starszy pan, w domowychpantoflach, otworzył drzwi niechętnie i oniemiał ze zdziwienia.Na progu stała dziewczyna z Paryża, ubrana w czarny kostium,podkreślający smuklość jej kształtnej sylwetki.Spod czarnego,pilśniowego beretu wymykały się jasne, puszyste włosy. Danielle  zdołał wyszeptać, gdyż głos ze wzruszeniaugrzązł mu w gardle. Pani tutaj? Jak mnie paniznalazła?Nie odpowiedziała, przez chwilę taksowała go uważniewzrokiem, ale nie wyczytał w nim żadnego zainteresowaniaswoją osobą.Raczej patrzyła na niego tak, jakby zobaczyła gopierwszy raz w życiu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl