[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Toby mnie podrzuci.- Dzielny pogromca tygrysów?- No widzisz? - Emily spojrzała znacząco na Annie.- Widzę, złotko.Właśnie tego Annie brakowało, odkąd rozstała się z Wyattem.Jegożartów, docinków, poczucia humoru.Carl może nie był ponurakiem, alewszystko traktował strasznie poważnie.- Dobranoc, kochani.- Pomachawszy dłonią do pary w sklepie, Emilyzamknęła drzwi i po chwili rozpłynęła się w mroku.Grzechotnik Pike odwinął papierową torbę zasłaniającą szyjkę butelki, poczym pociągnął kilka łyków taniej whisky.Alkohol był kiepskiej jakości, piekłw gardło, ale Pike'owi to nie przeszkadzało.Po pierwsze, nie pił dla smaku, a podrugie, dopóki nie dostanie kolejnej zaliczki, nie stać go było na nic lepszego.Parę godzin temu zajrzał do banku, ale w kasie powiedziano mu, że w dniudzisiejszym nikt nic nie wpłacił na jego konto.Zaklął szpetnie pod nosem.Nieoczekiwany hałas najwyrazniej spłoszyłświerszcza, który ucichł na moment.Brak wpłaty oznaczał brak dalszychdziałań.Tak, zamierzał wziąć na wstrzymanie.Prędzej czy pózniej baba zapłaci.Wyzywając od sukinsynów komara, który bzyczał mu nad uchem, raz czydrugi machnął ręką, żeby go odpędzić.W końcu zabił drania.Leżał w krzakach rosnących wokół domu tej smarkuli.Był całyzdrętwiały.Zaczął się wiercić, szukając wygodniejszej pozycji, lecz jej nieznalazł.Cholera by wzięła te jeżyny, te komary, te.Pociągnął kolejny łyk zbutelki.Policzy sobie ekstra za pracę w niebezpiecznych.no, możeuciążliwych warunkach.Spojrzał na zegarek.Aha, smarkula powinna niedługowrócić do domu.Wcześniej w ciągu dnia zadał parę niewinnych pytań stałym bywalcomgarkuchni, w której się zatrudniła.Mniej więcej znał rozkład jej zajęć.Pracowała w porze lunchu, potem - kiedy się uspokajało - wpadała do domu nadwie godziny i wracała do garów w porze kolacji.Nie mając nic innego do roboty, Pike ruszył za nią, kiedy po południuwyszła z pracy.Czekał w ukryciu, a gdy udała się na wieczorną wachtę przygarach, włamał się do jej domu.Obejrzał sobie, jak smarkula mieszka, paręrzeczy schował do kieszeni, troszkę się posilił - niestety znalazł tylko ciemnągrudkowatą musztardę, za którą nie przepadał - po czym poprawił żaluzje woknach tak, aby wieczorem nic mu nie zasłaniało widoku.Teraz siedział w krzakach przed domem, jedząc wyniesione ze środkakrakersy z dietetycznym kozim serem - nienawidził dietetycznych serów! - iobmyślając sposób dokonania zabójstwa.Zabicie Emily Colton należało do jednego z przyjemniejszych zadań,jakie mu zlecono.Dziewczyna była świetnie zbudowana, wszystko miała naswoim miejscu.Po prostu wymarzona ofiara.Ale raz mu się wymknęła.Wiedział, że drugi raz jej na to nie pozwoli.Rozmyślał o tym, jak ją załatwi, kiedy nagle jakiś samochód skręcił wpodjazd przed domem.Zwiatła reflektorów oślepiły Grzechotnika.Bojąc się, żezostanie zauważony, skoczył w gąszcz jeżyn.Na twarzy, rękach, ramionach iplecach poczuł ukłucia tysięcy kolców.Zaklął siarczyście.Nieopodal rozległo się szczekanie psa.Grzechotnikponownie przysunął butelkę do ust - ten łyk był na uśmierzenie bólu.Przeklętejeżyny! Krew lała się z niego niczym woda ze spryskiwacza.Po chwili usłyszałtrzaśniecie drzwiami i cichy kobiecy głos usiłujący przemówić do jazgoczącegoszczura.- Fifi, malutka! Uspokój się.Hau, hau, hau!- Fifi! Cicho bądz! Obudzisz wszystkich sąsiadów.Obejrzawszy się przezramię, Grzechotnik popatrzył na starannie ostrzyżone zwierzę przywiązane dobudy.Ujadało coraz głośniej.Pewnie czuło zapach krwi.Hau, hau, hau!- To pudel sąsiadów.Chyba cię nie rozpoznaje.- Stukot obcasówwskazywał na to, że właścicielka głosu doszła już do drzwi.- Dzięki zapodwiezienie, Toby.Naprawdę nie musiałeś.Grrrr!- Ale chciałem.Grrrr!- Fifi! Przestań warczeć.Tylko straszysz biednego Toby'ego.Słuchaj, amoże wstąpiłbyś na filiżankę kawy? Mam placek cytrynowy.- Chętnie - ucieszył się mężczyzna.- Zostało mi kilka minut przerwy.Drzwi zamknęły się.Grzechotnik zazgrzytał zębami.Cholera jasna, uwielbiał placekcytrynowy.Ciekawe, gdzie smarkula go trzyma?Po chwili, odgarnąwszy sprzed twarzy gałęzie, wyturlał się z krzakówprosto na skraj sąsiedniego podjazdu.I prosto przed grozne oblicze wściekłejFifi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Toby mnie podrzuci.- Dzielny pogromca tygrysów?- No widzisz? - Emily spojrzała znacząco na Annie.- Widzę, złotko.Właśnie tego Annie brakowało, odkąd rozstała się z Wyattem.Jegożartów, docinków, poczucia humoru.Carl może nie był ponurakiem, alewszystko traktował strasznie poważnie.- Dobranoc, kochani.- Pomachawszy dłonią do pary w sklepie, Emilyzamknęła drzwi i po chwili rozpłynęła się w mroku.Grzechotnik Pike odwinął papierową torbę zasłaniającą szyjkę butelki, poczym pociągnął kilka łyków taniej whisky.Alkohol był kiepskiej jakości, piekłw gardło, ale Pike'owi to nie przeszkadzało.Po pierwsze, nie pił dla smaku, a podrugie, dopóki nie dostanie kolejnej zaliczki, nie stać go było na nic lepszego.Parę godzin temu zajrzał do banku, ale w kasie powiedziano mu, że w dniudzisiejszym nikt nic nie wpłacił na jego konto.Zaklął szpetnie pod nosem.Nieoczekiwany hałas najwyrazniej spłoszyłświerszcza, który ucichł na moment.Brak wpłaty oznaczał brak dalszychdziałań.Tak, zamierzał wziąć na wstrzymanie.Prędzej czy pózniej baba zapłaci.Wyzywając od sukinsynów komara, który bzyczał mu nad uchem, raz czydrugi machnął ręką, żeby go odpędzić.W końcu zabił drania.Leżał w krzakach rosnących wokół domu tej smarkuli.Był całyzdrętwiały.Zaczął się wiercić, szukając wygodniejszej pozycji, lecz jej nieznalazł.Cholera by wzięła te jeżyny, te komary, te.Pociągnął kolejny łyk zbutelki.Policzy sobie ekstra za pracę w niebezpiecznych.no, możeuciążliwych warunkach.Spojrzał na zegarek.Aha, smarkula powinna niedługowrócić do domu.Wcześniej w ciągu dnia zadał parę niewinnych pytań stałym bywalcomgarkuchni, w której się zatrudniła.Mniej więcej znał rozkład jej zajęć.Pracowała w porze lunchu, potem - kiedy się uspokajało - wpadała do domu nadwie godziny i wracała do garów w porze kolacji.Nie mając nic innego do roboty, Pike ruszył za nią, kiedy po południuwyszła z pracy.Czekał w ukryciu, a gdy udała się na wieczorną wachtę przygarach, włamał się do jej domu.Obejrzał sobie, jak smarkula mieszka, paręrzeczy schował do kieszeni, troszkę się posilił - niestety znalazł tylko ciemnągrudkowatą musztardę, za którą nie przepadał - po czym poprawił żaluzje woknach tak, aby wieczorem nic mu nie zasłaniało widoku.Teraz siedział w krzakach przed domem, jedząc wyniesione ze środkakrakersy z dietetycznym kozim serem - nienawidził dietetycznych serów! - iobmyślając sposób dokonania zabójstwa.Zabicie Emily Colton należało do jednego z przyjemniejszych zadań,jakie mu zlecono.Dziewczyna była świetnie zbudowana, wszystko miała naswoim miejscu.Po prostu wymarzona ofiara.Ale raz mu się wymknęła.Wiedział, że drugi raz jej na to nie pozwoli.Rozmyślał o tym, jak ją załatwi, kiedy nagle jakiś samochód skręcił wpodjazd przed domem.Zwiatła reflektorów oślepiły Grzechotnika.Bojąc się, żezostanie zauważony, skoczył w gąszcz jeżyn.Na twarzy, rękach, ramionach iplecach poczuł ukłucia tysięcy kolców.Zaklął siarczyście.Nieopodal rozległo się szczekanie psa.Grzechotnikponownie przysunął butelkę do ust - ten łyk był na uśmierzenie bólu.Przeklętejeżyny! Krew lała się z niego niczym woda ze spryskiwacza.Po chwili usłyszałtrzaśniecie drzwiami i cichy kobiecy głos usiłujący przemówić do jazgoczącegoszczura.- Fifi, malutka! Uspokój się.Hau, hau, hau!- Fifi! Cicho bądz! Obudzisz wszystkich sąsiadów.Obejrzawszy się przezramię, Grzechotnik popatrzył na starannie ostrzyżone zwierzę przywiązane dobudy.Ujadało coraz głośniej.Pewnie czuło zapach krwi.Hau, hau, hau!- To pudel sąsiadów.Chyba cię nie rozpoznaje.- Stukot obcasówwskazywał na to, że właścicielka głosu doszła już do drzwi.- Dzięki zapodwiezienie, Toby.Naprawdę nie musiałeś.Grrrr!- Ale chciałem.Grrrr!- Fifi! Przestań warczeć.Tylko straszysz biednego Toby'ego.Słuchaj, amoże wstąpiłbyś na filiżankę kawy? Mam placek cytrynowy.- Chętnie - ucieszył się mężczyzna.- Zostało mi kilka minut przerwy.Drzwi zamknęły się.Grzechotnik zazgrzytał zębami.Cholera jasna, uwielbiał placekcytrynowy.Ciekawe, gdzie smarkula go trzyma?Po chwili, odgarnąwszy sprzed twarzy gałęzie, wyturlał się z krzakówprosto na skraj sąsiedniego podjazdu.I prosto przed grozne oblicze wściekłejFifi [ Pobierz całość w formacie PDF ]