[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak uzbrojonawolniutko pchnęła drzwi, najpierw górną połowę, potem dolną.Maleńka sionka.Już unosi się tu zapach taki, jak w domach, w których nikt niemieszka.Niskie drzwi do izby.Czuć było stęchlizną! Ale czy jest tu jeszcze inny, obcy zapach? Zapach człowieka?Lub też.ostry zapach drapieżnika? Nie czuła niczego.Nie było czasu, by zapalać łuczywo.Będzie musiała udawać, że szuka wciemnościach.Zaskrzypiały drzwi prowadzące do komory.Przez długą, długą chwilę Hilda stałanieruchomo, w głowie kłębiły się wspomnienia.Ciało ojca, chybotliwie zwisające z belki wpowale.A jeżeli ktoś ukrył się właśnie tam?Nie mogła już dłużej znieść napięcia.Pomyszkowała jeszcze chwilę na półkach podpowałą i w szafie.Starała się wyjść z domu spokojnie i dostojnie; w rzeczywistości jednakpopędziła jak strzała.Wyjście na otwartą przestrzeń przyniosło jej ulgę.Połowę zadania miała za sobą, terazpozostawał jeszcze powrót tą samą drogą.%7ładnego znaku od Andreasa.Mógłby chociaż pisnąć.Nie, oczywiste, że nie mógł.Niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło.Wprostprzeciwnie.Z powrotem tą samą drogą.Ale Hilda była już spokojniejsza.Wszystko jak dotądtoczyło się pomyślnie.Teraz też będzie dobrze, na pewno!Wspięła się po furtce i położyła na miejsce dwa zdjęte wcześniej drągi.Zawsze tojakaś przeszkoda dla tego, kto ewentualnie posuwa się jej śladem.Kiedy oddaliła się już od płotu, przyszło jej do głowy, że zle zrobiła.Gdyby ktośnapadł ją tu, niżej, a Andreas biegłby na pomoc, furtka utrudniałaby mu pościg.Nie, już nie zawróci. Droga, którą miała teraz przed sobą, wcale nie wydawała jej się długa.Jeszcze tylkoprzejść przez las.Zatrzymała się gwałtownie.Bo naprawdę coś usłyszała, coś w lesie, z lewej strony.Coś wielkiego, co szło pocichu.Czy ma zawrócić? Wzywać Andreasa?To na pewno łoś.W tych lasach pełno było łosi.Z wysiłkiem przełknęła ślinę i ruszyła dalej.Znów zapadła cisza.Ponownie wyrosła przed nią wysoka ściana lasu.Czekał ją odcinek, którego obawiałasię najbardziej.Czy teraz nie jest ciemniej? Tak, na pewno.Wśród drzew nie widziała dalej niż nawyciągnięcie ręki.Najlepiej przejść tędy jak najszybciej!I znów chwycił ją lęk, że jest sama.To śmieszne, przecież mężczyzni mielizachowywać się cichutko jak myszki, tak by nikt nie domyślił się ich obecności.I tak właśnie było, ukryli się tak doskonale, że nawet ona nie mogła ich zauważyć.No tak! Stało się! Zboczyła ze ścieżki! Przed sobą miała gęstwinę krzewów.Teraz zpowrotem, ale jak daleko?Gdzie się znajduje? I gdzie jest ta ścieżka?Posuwała się po omacku, a strach coraz mocniej zaciskał pętlę na jej szyi.Czy to tędyszła przed chwilą? Nie, zdecydowanie nie! Chyba jednak odnalazła ścieżkę.Zrobiła jeszcze parę kroków i potknęła się o coś miękkiego, co się przesunęło.Porośnięty mchem pień drzewa?Straciła równowagę i musiała podeprzeć się ręką.Przecież to wcale nie pień! Toczłowiek!Wstrzymała oddech, obmacując wielkie, ciepłe ciało.Grube sukno.broda.Oddychał.Potrząsnęła nim, ale westchnął tylko, jakby przez sen.Czuć było od niego piwem.Nie mogli chyba upić się w takiej chwili? Nie, to nie dopomyślenia!Potrząsnęła nim raz jeszcze, przerażona.A jeśli do piwa czegoś dosypano? Zrodeknasenny?To znaczy, że naprawdę jest sama w lesie!Wszyscy mężczyzni pili piwo, a ona przeszła całą tę długą drogę bez żadnej ochrony!I teraz miała wracać! Nie sądziła, by mężczyzni pod kościołem i bliżej Elistrand uczestniczyli w piwnejuczcie, za bardzo byli oddaleni.Ale Andreas? Czy leżał uśpiony pod zagrodą?Nagle zorientowała się, że jej dłoń tak mocno zacisnęła się na szalu, aż zaczął ją dusić.Musi stąd uciekać! Do domu! Tutaj znikąd nie otrzyma pomocy.Przebrnęła przez krzaki i znów znalazła się na ścieżce, a w każdym razie tak jej sięwydawało.Tak, to długi, wąski prześwit.To musiała być ścieżka.Nóż? Wyciągnęła rękę, ale w tym samym momencie zdała sobie sprawę, że przez całądrogę nie czuła jego ciężaru.Został na nocnym stoliku w Elistrand! Przypomniała sobie teraz, że położyła go tamna chwilę, kiedy poprawiała spódnicę.I leżał tam, zapomniany.Stała nieruchomo, nie wiedząc, co robić.Raptem gdzieś niedaleko rozległ się głuchy odgłos ciężkich łap uderzających o ziemię.W ciemności słyszała grozne sapanie, coraz bliżej i bliżej.Krzyknęła.Nie przestając krzyczeć, biegła na złamanie karku w stronę zagrody.Chciała wydostać się z lasu.Teraz dom wydał jej się bezpieczną przystanią.Oby tylko zdążyła dopaść drzwi izatrzasnąć je za sobą.Słyszała zwierzę za plecami, zagradzało jej drogę do wsi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl