[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O świcie wiatr ustał i wyszło słońce.Stanęłam woknie, wyjrzałam i wszystko wyglądało, jakby świat ledwie co sięnarodził.Jakby wiatr i śnieg stworzyły nowy świat dla mojegodziecka.Koniec końców, stara akuszerka dobrnęła jakoś na wzgórzeprzez głęboki śnieg i kiedy urodziło się dziecko, była przy mnie.Włożyła mi w ramiona owinięte ciałko, uśmiechnęła się i powiedziała,że to dziewczynka.Odwinęłam pieluszki i przeciągnęłam dłonią pogładkiej skórze mojej córki.Wystawiłam palec i jej rączka gochwyciła.Jej paznokcie były jak małe błyszczące rybie łuski.Trzymała mocno mój palec, a ja patrzyłam w jej ciemne oczy.Przepełniała mnie radość, w której czułam, że jesteśmyniezwyciężone, moja córka i ja.Moja córka Sara.Przyłożyłam nos do jej szyi i wciągnęłam zapach córeczki.Dotknęłam jej włosów, pogładziłam policzki, przesunęłam wargamipo jej czole.Dopiero kiedy podniosłam głowę, zauważyłam, że do pokojuwszedł mój mąż.Stał w nogach łóżka ze skrzyżowanymi rękami.Stara kobieta powiedziała mu, że ma piękną córeczkę.Nie odezwałsię.Szczęka mu chodziła, ale nie wydobył z siebie żadnego dzwięku.Jego oczy były wlepione w nasze dziecko.- Rude włosy - powiedział w końcu.- Ona ma rude włosy.I niemówiąc ani słowa więcej, wyszedł z pokoju.Wszędzie nosiłam dziecko ze sobą.Czułam, że znam każdeżyczenie córeczki, każde jej pragnienie, i ona nigdy nie płakała.Kiedyzrobiło się cieplej, nosiłam ją do tego miejsca w lesie.W drodzewszystko jej opowiadałam.I robiłam dla niej wszystko, co piękne.Opowiadałam jej piękne rzeczy, bo chciałam, żeby jej świat był dobry.Chciałam dać jej dobry świat.Chciałam, żeby miała miłość, ichciałam, żeby kochała.Siadałyśmy w słońcu w tej zamkniętej przestrzeni i to znów byłozaczarowane miejsce.Znów jodły strzegły kogoś, kogo kochałam.Iprzez jakiś czas świat był prawdziwie dobry.Tamtego roku przez cały maj padał deszcz albo tak się zdawało.Ale deszcz może być kojący jak słońce.Poranki były łagodne, zdelikatnym bębnieniem wiosennego deszczu.Nie, nie bębnieniem.Tobyło tak lekkie, że nie miało dzwięku.Wypełniało powietrze i żywiłowszystko, co rośnie.W sposób bezgłośny.Chodziłam na spacery zcóreczką, nosząc ją pod peleryną.Mój mąż miał interes wSztokholmie i prawie przez całą wiosnę nie było go w domu, ale kiedywszystko się pozamykało na letnie wakacje, wrócił.Dlaczego widzę to wszystko, jeśli nie widzę twarzy swojegodziecka?Weszłam na górę i wiedziałam, że on tam jest.Drzwi nie byłyzamknięte na klamkę - musiałam tylko popchnąć je delikatnie ibezszelestnie otworzyć.Stał pochylony nad jej łóżeczkiem.To jest takwyrazne teraz, jak było wtedy.Jasne słońce przeświecało przez lekkiezasłonki i zupełnie jakby wyszło po to, żebym mogła widzieć każdyszczegół.Podeszłam do łóżeczka i wzięłam ją na ręce.Przycisnęłamdziecko do piersi i wyszłam do ogrodu.Usiadłyśmy za domem przy grządce poziomek.Zapadałwieczór, ale słońce było jeszcze wysoko na niebie.Jaskółki śmigałynam nad głowami, polując na komary, które pojawiły się z ciepłąpogodą.Siedziałyśmy na trawie i trzymałam ją przy piersi, dotykającwargami czubka jej głowy.Opowiedziałam jej o poziomkach.Obiecałam, że będę je dla niej nawlekać na zdzbła tymotki.Mówiłam,jakie będą słodkie.%7łe będę zbierać dla niej jedno zdzbło na każdydzień lata.Ale kiedy rozejrzałam się po grządce, gdzie kwiaty byłyjeszcze małymi zwiniętymi pączkami, wiedziałam.Wiedziałam, że niebędzie czasu.I natt dr du bjuden av dimman till dans.Dziś wieczór jesteś zaproszony na tańce Z mgłą.W pokoju było ciemniej.Słońce się schowało i fale porywistegowiatru szarpały oknem - ostrzeżenie przed deszczem.Veronika odwróciła twarz i spojrzała na Astrid.Aagodniepołożyła rękę na jej głowie, gładząc siwe włosy, zakładającpojedyncze kosmyki za ucho.Zostawiła rękę na ramieniu starejkobiety i leżały nieruchoma, gdy wiatr szeleścił roletą.- Jest dzień przed letnim przesileniem, wigilia Midsommar, alechyba zanosi się na deszcz - powiedziała w końcu Veronika.-Myślałam, że może zejdziemy dziś po południu do wsi i popatrzymy,jak stawiają drzewko majowe.Pomyślałam, że może dobrze by nam tozrobiło.Jeśli przestanie padać.Astrid milczała, ale Veronika usłyszała jej głęboki oddech.Usiadła i spuściła nogi na podłogę.Spojrzała na zegarek - był środekdnia, prawie południe.Kiedy usłyszała, że Astrid poruszyła się za jejplecami, wstała, żeby stara kobieta mogła wygodnie usiąść.Ale onależała na plecach, nie zbierając się do wstania.- Tak - powiedziała.- Myślę, że to najlepsze, co mogłybyśmyzrobić.Została w łóżku, gdy Veronika wymknęła się cicho z pokoju.Wróciwszy po południu, Veronika zastała Astrid na ganku.Siedziała na ławce, przebrana w białą koszulę, z granatowymrozpinanym swetrem na kolanach.Miała mokre, zaczesane do tyłuwłosy.Veronika pomyślała, że stara kobieta jakoś inaczej się nosi.Zauważyła subtelną zmianę w nachyleniu podbródka, w jej postawie.Determinacja, pomyślała.Godność [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.O świcie wiatr ustał i wyszło słońce.Stanęłam woknie, wyjrzałam i wszystko wyglądało, jakby świat ledwie co sięnarodził.Jakby wiatr i śnieg stworzyły nowy świat dla mojegodziecka.Koniec końców, stara akuszerka dobrnęła jakoś na wzgórzeprzez głęboki śnieg i kiedy urodziło się dziecko, była przy mnie.Włożyła mi w ramiona owinięte ciałko, uśmiechnęła się i powiedziała,że to dziewczynka.Odwinęłam pieluszki i przeciągnęłam dłonią pogładkiej skórze mojej córki.Wystawiłam palec i jej rączka gochwyciła.Jej paznokcie były jak małe błyszczące rybie łuski.Trzymała mocno mój palec, a ja patrzyłam w jej ciemne oczy.Przepełniała mnie radość, w której czułam, że jesteśmyniezwyciężone, moja córka i ja.Moja córka Sara.Przyłożyłam nos do jej szyi i wciągnęłam zapach córeczki.Dotknęłam jej włosów, pogładziłam policzki, przesunęłam wargamipo jej czole.Dopiero kiedy podniosłam głowę, zauważyłam, że do pokojuwszedł mój mąż.Stał w nogach łóżka ze skrzyżowanymi rękami.Stara kobieta powiedziała mu, że ma piękną córeczkę.Nie odezwałsię.Szczęka mu chodziła, ale nie wydobył z siebie żadnego dzwięku.Jego oczy były wlepione w nasze dziecko.- Rude włosy - powiedział w końcu.- Ona ma rude włosy.I niemówiąc ani słowa więcej, wyszedł z pokoju.Wszędzie nosiłam dziecko ze sobą.Czułam, że znam każdeżyczenie córeczki, każde jej pragnienie, i ona nigdy nie płakała.Kiedyzrobiło się cieplej, nosiłam ją do tego miejsca w lesie.W drodzewszystko jej opowiadałam.I robiłam dla niej wszystko, co piękne.Opowiadałam jej piękne rzeczy, bo chciałam, żeby jej świat był dobry.Chciałam dać jej dobry świat.Chciałam, żeby miała miłość, ichciałam, żeby kochała.Siadałyśmy w słońcu w tej zamkniętej przestrzeni i to znów byłozaczarowane miejsce.Znów jodły strzegły kogoś, kogo kochałam.Iprzez jakiś czas świat był prawdziwie dobry.Tamtego roku przez cały maj padał deszcz albo tak się zdawało.Ale deszcz może być kojący jak słońce.Poranki były łagodne, zdelikatnym bębnieniem wiosennego deszczu.Nie, nie bębnieniem.Tobyło tak lekkie, że nie miało dzwięku.Wypełniało powietrze i żywiłowszystko, co rośnie.W sposób bezgłośny.Chodziłam na spacery zcóreczką, nosząc ją pod peleryną.Mój mąż miał interes wSztokholmie i prawie przez całą wiosnę nie było go w domu, ale kiedywszystko się pozamykało na letnie wakacje, wrócił.Dlaczego widzę to wszystko, jeśli nie widzę twarzy swojegodziecka?Weszłam na górę i wiedziałam, że on tam jest.Drzwi nie byłyzamknięte na klamkę - musiałam tylko popchnąć je delikatnie ibezszelestnie otworzyć.Stał pochylony nad jej łóżeczkiem.To jest takwyrazne teraz, jak było wtedy.Jasne słońce przeświecało przez lekkiezasłonki i zupełnie jakby wyszło po to, żebym mogła widzieć każdyszczegół.Podeszłam do łóżeczka i wzięłam ją na ręce.Przycisnęłamdziecko do piersi i wyszłam do ogrodu.Usiadłyśmy za domem przy grządce poziomek.Zapadałwieczór, ale słońce było jeszcze wysoko na niebie.Jaskółki śmigałynam nad głowami, polując na komary, które pojawiły się z ciepłąpogodą.Siedziałyśmy na trawie i trzymałam ją przy piersi, dotykającwargami czubka jej głowy.Opowiedziałam jej o poziomkach.Obiecałam, że będę je dla niej nawlekać na zdzbła tymotki.Mówiłam,jakie będą słodkie.%7łe będę zbierać dla niej jedno zdzbło na każdydzień lata.Ale kiedy rozejrzałam się po grządce, gdzie kwiaty byłyjeszcze małymi zwiniętymi pączkami, wiedziałam.Wiedziałam, że niebędzie czasu.I natt dr du bjuden av dimman till dans.Dziś wieczór jesteś zaproszony na tańce Z mgłą.W pokoju było ciemniej.Słońce się schowało i fale porywistegowiatru szarpały oknem - ostrzeżenie przed deszczem.Veronika odwróciła twarz i spojrzała na Astrid.Aagodniepołożyła rękę na jej głowie, gładząc siwe włosy, zakładającpojedyncze kosmyki za ucho.Zostawiła rękę na ramieniu starejkobiety i leżały nieruchoma, gdy wiatr szeleścił roletą.- Jest dzień przed letnim przesileniem, wigilia Midsommar, alechyba zanosi się na deszcz - powiedziała w końcu Veronika.-Myślałam, że może zejdziemy dziś po południu do wsi i popatrzymy,jak stawiają drzewko majowe.Pomyślałam, że może dobrze by nam tozrobiło.Jeśli przestanie padać.Astrid milczała, ale Veronika usłyszała jej głęboki oddech.Usiadła i spuściła nogi na podłogę.Spojrzała na zegarek - był środekdnia, prawie południe.Kiedy usłyszała, że Astrid poruszyła się za jejplecami, wstała, żeby stara kobieta mogła wygodnie usiąść.Ale onależała na plecach, nie zbierając się do wstania.- Tak - powiedziała.- Myślę, że to najlepsze, co mogłybyśmyzrobić.Została w łóżku, gdy Veronika wymknęła się cicho z pokoju.Wróciwszy po południu, Veronika zastała Astrid na ganku.Siedziała na ławce, przebrana w białą koszulę, z granatowymrozpinanym swetrem na kolanach.Miała mokre, zaczesane do tyłuwłosy.Veronika pomyślała, że stara kobieta jakoś inaczej się nosi.Zauważyła subtelną zmianę w nachyleniu podbródka, w jej postawie.Determinacja, pomyślała.Godność [ Pobierz całość w formacie PDF ]