[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza tym Anna była młoda.Nie dorobiła się jeszcze własnych pociech.Nie znała więc siłyinstynktu macierzyńskiego.Nie zdawała sobie sprawy z istnienia miłości, która rodzi sięsamoistnie.Nie, nie wolno mi jej oceniać.Cieszyła się, bo znalazła dla dziewczynki stałą opiekę,a ja z czasem też będę zadowolona.Dla dobra dzieci należało je umieścić w bezpiecznych,stabilnych domach, z dala od wyniszczającej rodziny.- Pewnie, że się cieszę - wymamrotałam.- Tylko mnie zaskoczyłaś.Sama rozumiesz,czekałam tak długo, a gdy wreszcie doszło co do czego, wydaje mi się, że tęsknota za niąmnie zeżre.- Biedactwo - powiedziała współczująco.- Musi ci być ciężko się z nimi rozstać.Naprawdę cię podziwiam, że potrafisz sobie z tym radzić.Koniec dyskusji na ten temat i dobrze.Rozstajemy się z dziećmi, bo taka jest kolejrzeczy.Dokładnie to samo przeżywałam z Justinem.Miałam za sobą wiele nieprzespanychnocy, kiedy to zastanawiałam się, czy powinniśmy go zatrzymać na stałe.Ale nie na tym mizależało, gdy postanowiłam się zająć specjalistyczną opieką zastępczą.Podjęłam taką, a nieinną decyzję, bo całym sercem wierzyłam, że możemy pomóc wielu dzieciom.%7łe możemyprzyjąć do siebie starsze dzieci, które borykały się z mnóstwem bardzo poważnychproblemów i którym całkiem brakowało miłości, a następnie posłać je w dalszą drogę znadzieją, że udało im się wyjść na prostą na tyle, by mieć szansę na szczęście w dorosłymżyciu.Powiedziałam sobie na głos: Wez się w garść, Casey.Powinnaś przecież wiedzieć, żebędzie ci ciężko.Nie bądz niemądra.Oczywiście powiedzieć sobie: głowa do góry, to jedno, a powstrzymać napływ uczućto zupełnie co innego.Poza tym czas odgrywał tu zasadniczą rolę.Gdyby Ashton i Oliviatrafili do nowego domu po kilku tygodniach, jak nam obiecywano, to nie byłabym rzecz jasnaw takiej rozsypce.Spokojnie mogę zapewnić, że wtedy przyjęłabym to z dużą ulgą.Wspólneżycie na początku przypominało prawdziwy koszmar, niezależnie od przyjętego punktuodniesienia, i wyłącznie poczucie zawodowej odpowiedzialności (i powiedzmy sobieotwarcie: kto inny miałby ich wziąć?) nie pozwoliło nam zażądać przeniesienia tegorodzeństwa gdzie indziej.Ale przez blisko rok ta dwójka stała się ogromnie ważną częścią mojego życia.Byliśmy praktycznie nierozłączni.Wszystko wyglądało dokładnie tak samo, jak wtedy gdymoje dzieciaki miały po kilka lat: człowiek żył ich życiem, dostosowywał do nich swojezwyczaje.Oczywiście Ashton i Olivia nie byli moimi rodzonymi dziećmi, ale pokochałam ichcałym sercem.Więc owszem, nie będzie mi łatwo.- No już, kochanie, nie rozpaczaj - szepnął następnego dnia Mike.Nadchodził świt, a ja nie spałam prawie całą noc.Leżałam tylko i szlochałam.Niemogłam przestać myśleć ojeszcze jednej przerażająco smutnej rzeczy.Ashton.Mój biedny,mały Ashton.Jak się upora ze świadomością, że jego siostra znalazła dom, a jego nikt niechce? Bo Anna powiedziała jasno.Cisza na horyzoncie.Wiecznie to samo.Był starszy, cosamo w sobie utrudniało sprawę, a na dodatek - chłopiec, co jeszcze bardziej komplikowałosytuację.Stereotypowe myślenie o chłopcach - przekonanie, że sprawiają zazwyczaj dużowięcej kłopotów wychowawczych niż dziewczynki - najwyrazniej tkwiło mocno utrwalone wpsychice.A przecież jeszcze im nie powiedzieliśmy, że zostaną rozdzieleni.Zwiadomość, żemuszę to zrobić, napawała mnie przerażeniem.- Przepraszam, kochanie - załkałam.- Nie jestem w stanie się opanować.Ciągle myślęo Ashtonie.Jak on, biedny, się poczuje?- Ale musisz się uspokoić - odpowiedział Mike wciąż jeszcze przyciszonym, ale jużstanowczym głosem.- Jeśli dzieci usłyszą, że płaczesz, wpadną w histerię, i to tylko utrudnisprawę.Wszystko się jakoś ułoży.Przecież wiesz.Wez się w garść.Minie jeszcze parętygodni, zanim Olivia się wyprowadzi.Doskonale się orientujesz, w jakim tempie sązałatwiane formalności.A jeśli przez cały ten czas będziesz ponura, przygnębiona izapłakana, niepotrzebnie ich tylko przestraszysz.- Tak.Oczywiście.Wezmę się w garść, obiecuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Poza tym Anna była młoda.Nie dorobiła się jeszcze własnych pociech.Nie znała więc siłyinstynktu macierzyńskiego.Nie zdawała sobie sprawy z istnienia miłości, która rodzi sięsamoistnie.Nie, nie wolno mi jej oceniać.Cieszyła się, bo znalazła dla dziewczynki stałą opiekę,a ja z czasem też będę zadowolona.Dla dobra dzieci należało je umieścić w bezpiecznych,stabilnych domach, z dala od wyniszczającej rodziny.- Pewnie, że się cieszę - wymamrotałam.- Tylko mnie zaskoczyłaś.Sama rozumiesz,czekałam tak długo, a gdy wreszcie doszło co do czego, wydaje mi się, że tęsknota za niąmnie zeżre.- Biedactwo - powiedziała współczująco.- Musi ci być ciężko się z nimi rozstać.Naprawdę cię podziwiam, że potrafisz sobie z tym radzić.Koniec dyskusji na ten temat i dobrze.Rozstajemy się z dziećmi, bo taka jest kolejrzeczy.Dokładnie to samo przeżywałam z Justinem.Miałam za sobą wiele nieprzespanychnocy, kiedy to zastanawiałam się, czy powinniśmy go zatrzymać na stałe.Ale nie na tym mizależało, gdy postanowiłam się zająć specjalistyczną opieką zastępczą.Podjęłam taką, a nieinną decyzję, bo całym sercem wierzyłam, że możemy pomóc wielu dzieciom.%7łe możemyprzyjąć do siebie starsze dzieci, które borykały się z mnóstwem bardzo poważnychproblemów i którym całkiem brakowało miłości, a następnie posłać je w dalszą drogę znadzieją, że udało im się wyjść na prostą na tyle, by mieć szansę na szczęście w dorosłymżyciu.Powiedziałam sobie na głos: Wez się w garść, Casey.Powinnaś przecież wiedzieć, żebędzie ci ciężko.Nie bądz niemądra.Oczywiście powiedzieć sobie: głowa do góry, to jedno, a powstrzymać napływ uczućto zupełnie co innego.Poza tym czas odgrywał tu zasadniczą rolę.Gdyby Ashton i Oliviatrafili do nowego domu po kilku tygodniach, jak nam obiecywano, to nie byłabym rzecz jasnaw takiej rozsypce.Spokojnie mogę zapewnić, że wtedy przyjęłabym to z dużą ulgą.Wspólneżycie na początku przypominało prawdziwy koszmar, niezależnie od przyjętego punktuodniesienia, i wyłącznie poczucie zawodowej odpowiedzialności (i powiedzmy sobieotwarcie: kto inny miałby ich wziąć?) nie pozwoliło nam zażądać przeniesienia tegorodzeństwa gdzie indziej.Ale przez blisko rok ta dwójka stała się ogromnie ważną częścią mojego życia.Byliśmy praktycznie nierozłączni.Wszystko wyglądało dokładnie tak samo, jak wtedy gdymoje dzieciaki miały po kilka lat: człowiek żył ich życiem, dostosowywał do nich swojezwyczaje.Oczywiście Ashton i Olivia nie byli moimi rodzonymi dziećmi, ale pokochałam ichcałym sercem.Więc owszem, nie będzie mi łatwo.- No już, kochanie, nie rozpaczaj - szepnął następnego dnia Mike.Nadchodził świt, a ja nie spałam prawie całą noc.Leżałam tylko i szlochałam.Niemogłam przestać myśleć ojeszcze jednej przerażająco smutnej rzeczy.Ashton.Mój biedny,mały Ashton.Jak się upora ze świadomością, że jego siostra znalazła dom, a jego nikt niechce? Bo Anna powiedziała jasno.Cisza na horyzoncie.Wiecznie to samo.Był starszy, cosamo w sobie utrudniało sprawę, a na dodatek - chłopiec, co jeszcze bardziej komplikowałosytuację.Stereotypowe myślenie o chłopcach - przekonanie, że sprawiają zazwyczaj dużowięcej kłopotów wychowawczych niż dziewczynki - najwyrazniej tkwiło mocno utrwalone wpsychice.A przecież jeszcze im nie powiedzieliśmy, że zostaną rozdzieleni.Zwiadomość, żemuszę to zrobić, napawała mnie przerażeniem.- Przepraszam, kochanie - załkałam.- Nie jestem w stanie się opanować.Ciągle myślęo Ashtonie.Jak on, biedny, się poczuje?- Ale musisz się uspokoić - odpowiedział Mike wciąż jeszcze przyciszonym, ale jużstanowczym głosem.- Jeśli dzieci usłyszą, że płaczesz, wpadną w histerię, i to tylko utrudnisprawę.Wszystko się jakoś ułoży.Przecież wiesz.Wez się w garść.Minie jeszcze parętygodni, zanim Olivia się wyprowadzi.Doskonale się orientujesz, w jakim tempie sązałatwiane formalności.A jeśli przez cały ten czas będziesz ponura, przygnębiona izapłakana, niepotrzebnie ich tylko przestraszysz.- Tak.Oczywiście.Wezmę się w garść, obiecuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]