[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Były zafascynowane.Tydzień pózniej, po uroczystej mszy, siostra przełożona rozdała uczennicom świadectwa.Niektóre odrazu wyjeżdżały do domów, inne miały się rozjechać w ciągu kilku dni.Korzystając z niezwykłego w klaszto-rze zamieszania, Zuzanna i Carla wymknęły się na wrzosowiska.Miały tam swoje ulubione miejsce: płytkiejeziorko, wokół którego rósł gąszcz wyjątkowo dorodnych malin.Dzień był upalny.Zrywając z krzaków doj-rzałe jagody, leniwie rozmawiały o tym, co usłyszały od siostry Agathy. Kto po ciebie przyjedzie? zmieniła temat Zuzanna. Kuzynka, która mieszka w Anglii i jedzie na lato do Włoch.A po ciebie? Ojciec i siostra.Zatrzymamy się jeszcze kilka dni w Londynie. My od razu wsiadamy na statek w Plymouth.Szkoda, że nie możesz do mnie pojechać.Przyrzeknij,że następne wakacje spędzisz ze mną we Włoszech.Będziemy się wspaniale bawić. Przyrzekam.Uściskały się i ucałowały, by przypieczętować obietnicę, i wróciły do objadania się malinami.Na gałązce nad wodą przysiadła błękitna ważka.Zuzanna patrzyła na nią w zachwycie.Potem odwróci-ła się do Carli. Jaka piękna. zaczęła.I wtedy to zobaczyła.Krępy szary kształt zwinięty w spiralę gwałtownie się wyprostował i uderzył w nogę Carli, tuż nadkostką.Carla krzyknęła i odskoczyła.%7łmija cofnęła trójkątną głowę i błysnąwszy czarną wstęgą na grzbiecie,bezszelestnie wpełzła w gąszcz malin.Zuzanna podbiegła do przyjaciółki.Carla upadła na trawę. Serpe! zawołała. Serpe!RLTZuzanna szarpnęła podwiązkę Carli i zsunęła jej pończochę, w którą wsiąkała kropla żółtawej oleistejcieczy.Na łydce wyraznie się odznaczały dwa czerwone punkciki ślady po ukąszeniu.Widziała już kiedyśtakie.Carla szlochała rozpaczliwie, Zuzanna zaś, zimna jak głaz, przypominała sobie, co robił ojciec, ratująckiedyś w Poroninie ukąszonego chłopca. Nie ruszaj się powiedziała stanowczym tonem bo jad dostanie się do krwi.Carla znieruchomiała.Tylko łzy płynęły jej po twarzy. Uratujesz mnie, prawda? zapytała błagalnie. Oczywiście! Nic ci nie będzie powiedziała Zuzanna pewnym głosem. Muszę cię tylko prze-transportować do klasztoru.Carla była od niej o głowę wyższa i ważyła przynajmniej dziesięć kilo więcej.Zaniesienie jej na ple-cach nie wchodziło w rachubę.Zuzanna zdjęła swoje pończochy.Jedną naciągnęła na zranioną nogę Carli, drugą mocno zawiązała jejpod kolanem, powyżej ukąszenia.Rozejrzała się wokoło.Niedaleko leżał stos świeżo ściętych gałęzi.Zuzanna podeszła do niego.Sercebiło jej mocno.Tupała głośno, żeby wypłoszyć żmije, jeśli tam właśnie mieszkały.Wyciągnęła jedną rozłoży-stą gałąz, potem drugą i trzecią.Liście na nich nie zwiędły jeszcze do końca.Dociągnęła gałęzie do Carli.Starała się splątać je jak najciaśniej, potem owinęła je swoim fartuchem izwiązała jego wstążkami.Pomogła Carli ułożyć się na tych prowizorycznych noszach.Z początku szła niepewnie, wolno, co chwilę się oglądała, ale widząc, że Carla mocno trzyma się gałęzi,a nosze spisują się lepiej, niż przypuszczała, ruszyła truchtem.Dziękowała Bogu, że ścieżka jest równa i poro-śnięta miękką trawą.Starała się omijać pojedyncze kamienie, czasem jednak słyszała jęk przyjaciółki.W końcu wrzosowisko się skończyło i zobaczyła w dole klasztor. Trzymaj się mocno powiedziała do Carli i puściła się biegiem, głośno krzycząc: Ratunku! Po-mocy!Na tle klasztornego muru zamajaczyły jakieś sylwetki, z początku nieruchome, potem szybko zmierza-jące w ich stronę.Siostra Agatha, która biegła, wysoko unosząc habit, była przy nich pierwsza. Co się stało?! krzyknęła. Carlę ukąsiła żmija.Potrzebna surowica, natychmiast wychrypiała Zuzanna.Podbiegło kilka zdyszanych uczennic.Siostra Agatha kazała im chwycić nosze, na których leżała Carla,i zanieść ją do klasztoru, a jedną wysłała przodem, by zaalarmowała siostrę infirmerkę.Wyczerpaną Zuzannęwzięła pod rękę.Gdy weszły do infirmerii, Zuzanna zobaczyła Carlę leżącą z zamkniętym oczami na łóżku.Przez jednąokropną chwilę myślała, że przyjaciółka umarła. Zpi szepnęła siostra infirmerka. Podałam jej surowicę.Jak to się stało? Zbierałyśmy maliny.Carla o mało nie nadepnęła na żmiję.To na pewno była żmija [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Były zafascynowane.Tydzień pózniej, po uroczystej mszy, siostra przełożona rozdała uczennicom świadectwa.Niektóre odrazu wyjeżdżały do domów, inne miały się rozjechać w ciągu kilku dni.Korzystając z niezwykłego w klaszto-rze zamieszania, Zuzanna i Carla wymknęły się na wrzosowiska.Miały tam swoje ulubione miejsce: płytkiejeziorko, wokół którego rósł gąszcz wyjątkowo dorodnych malin.Dzień był upalny.Zrywając z krzaków doj-rzałe jagody, leniwie rozmawiały o tym, co usłyszały od siostry Agathy. Kto po ciebie przyjedzie? zmieniła temat Zuzanna. Kuzynka, która mieszka w Anglii i jedzie na lato do Włoch.A po ciebie? Ojciec i siostra.Zatrzymamy się jeszcze kilka dni w Londynie. My od razu wsiadamy na statek w Plymouth.Szkoda, że nie możesz do mnie pojechać.Przyrzeknij,że następne wakacje spędzisz ze mną we Włoszech.Będziemy się wspaniale bawić. Przyrzekam.Uściskały się i ucałowały, by przypieczętować obietnicę, i wróciły do objadania się malinami.Na gałązce nad wodą przysiadła błękitna ważka.Zuzanna patrzyła na nią w zachwycie.Potem odwróci-ła się do Carli. Jaka piękna. zaczęła.I wtedy to zobaczyła.Krępy szary kształt zwinięty w spiralę gwałtownie się wyprostował i uderzył w nogę Carli, tuż nadkostką.Carla krzyknęła i odskoczyła.%7łmija cofnęła trójkątną głowę i błysnąwszy czarną wstęgą na grzbiecie,bezszelestnie wpełzła w gąszcz malin.Zuzanna podbiegła do przyjaciółki.Carla upadła na trawę. Serpe! zawołała. Serpe!RLTZuzanna szarpnęła podwiązkę Carli i zsunęła jej pończochę, w którą wsiąkała kropla żółtawej oleistejcieczy.Na łydce wyraznie się odznaczały dwa czerwone punkciki ślady po ukąszeniu.Widziała już kiedyśtakie.Carla szlochała rozpaczliwie, Zuzanna zaś, zimna jak głaz, przypominała sobie, co robił ojciec, ratująckiedyś w Poroninie ukąszonego chłopca. Nie ruszaj się powiedziała stanowczym tonem bo jad dostanie się do krwi.Carla znieruchomiała.Tylko łzy płynęły jej po twarzy. Uratujesz mnie, prawda? zapytała błagalnie. Oczywiście! Nic ci nie będzie powiedziała Zuzanna pewnym głosem. Muszę cię tylko prze-transportować do klasztoru.Carla była od niej o głowę wyższa i ważyła przynajmniej dziesięć kilo więcej.Zaniesienie jej na ple-cach nie wchodziło w rachubę.Zuzanna zdjęła swoje pończochy.Jedną naciągnęła na zranioną nogę Carli, drugą mocno zawiązała jejpod kolanem, powyżej ukąszenia.Rozejrzała się wokoło.Niedaleko leżał stos świeżo ściętych gałęzi.Zuzanna podeszła do niego.Sercebiło jej mocno.Tupała głośno, żeby wypłoszyć żmije, jeśli tam właśnie mieszkały.Wyciągnęła jedną rozłoży-stą gałąz, potem drugą i trzecią.Liście na nich nie zwiędły jeszcze do końca.Dociągnęła gałęzie do Carli.Starała się splątać je jak najciaśniej, potem owinęła je swoim fartuchem izwiązała jego wstążkami.Pomogła Carli ułożyć się na tych prowizorycznych noszach.Z początku szła niepewnie, wolno, co chwilę się oglądała, ale widząc, że Carla mocno trzyma się gałęzi,a nosze spisują się lepiej, niż przypuszczała, ruszyła truchtem.Dziękowała Bogu, że ścieżka jest równa i poro-śnięta miękką trawą.Starała się omijać pojedyncze kamienie, czasem jednak słyszała jęk przyjaciółki.W końcu wrzosowisko się skończyło i zobaczyła w dole klasztor. Trzymaj się mocno powiedziała do Carli i puściła się biegiem, głośno krzycząc: Ratunku! Po-mocy!Na tle klasztornego muru zamajaczyły jakieś sylwetki, z początku nieruchome, potem szybko zmierza-jące w ich stronę.Siostra Agatha, która biegła, wysoko unosząc habit, była przy nich pierwsza. Co się stało?! krzyknęła. Carlę ukąsiła żmija.Potrzebna surowica, natychmiast wychrypiała Zuzanna.Podbiegło kilka zdyszanych uczennic.Siostra Agatha kazała im chwycić nosze, na których leżała Carla,i zanieść ją do klasztoru, a jedną wysłała przodem, by zaalarmowała siostrę infirmerkę.Wyczerpaną Zuzannęwzięła pod rękę.Gdy weszły do infirmerii, Zuzanna zobaczyła Carlę leżącą z zamkniętym oczami na łóżku.Przez jednąokropną chwilę myślała, że przyjaciółka umarła. Zpi szepnęła siostra infirmerka. Podałam jej surowicę.Jak to się stało? Zbierałyśmy maliny.Carla o mało nie nadepnęła na żmiję.To na pewno była żmija [ Pobierz całość w formacie PDF ]