[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Seweryn odwrócił się i tupnął nogą.- Do diabła z twoim proboszczem! - krzyknął wściekle.Trzasnął drzwiami, słychać było, jak biegł ogrodem.Huknęła furtka.Ksienia zamarła w przerażeniu.Zrazu chciała biec za Gejżanowskim, lecz nogiugięły się pod nią i jak ciężkie kłody wrosły w podłogę.Została więc.Strasznie tu było.Wicher bił w ściany.Na górze trzasnęło zle widocznie domknięte okno.Ksieniaprzeżegnała się.Zrobiła krok w stronę schodów prowadzących na strych, leczzatrzymała się.Nie miała odwagi zapuścić się w tę mroczną głąb.Nagle wśród tego bezradnego osłupienia przypomniała sobie o Michasiu.Uchyliła drzwi.- Michasiu!Nie odpowiedział.Wsunęła się więc do pokoju i szybko przebiegła wzrokiemdokoła.Chłopca nie było.Zawołała jeszcze raz.Tylko echo zabrzmiało w głębi domu.Pusty pokój wydał się dziwnie duży.Ręce zaczęły się jej trząść.Nie oglądając się za siebie, pobiegła do sąsiedniejizby.Zastukała.- Michasiu!Nacisnęła klamkę, ale drzwi nie puściły.Zdjęta strachem, duszącym jak sennazmora, zaczęła pokrzykiwać słowa oderwane i bez związku.Zaklinała imionamiświętych, prosiła i błagała.Wreszcie zaniosła się cieniutkim chlipaniem i z tymnieporadnym, starczym płaczem wróciła do kuchni.XI Kiedy ocknął się z omdlenia i otworzył oczy, wydało mu się, że jest w więzieniu.Miał wrażenie, że leży na twardej pryczy, w ciasnej i niskiej celi, w głębi wyrazniezarysowało się małe, okratowane okno.Nie zaniepokoił się tym odkryciem. Jest noc - pomyślał tylko.Nawet go to niezainteresowało, w jaki się tu sposób dostał.Zamknął z powrotem powieki i tak leżałdłuższą chwilę.Dopiero szum wiatru i głosy uświadomiły mu pomyłkę.Od razu przypomniałsobie minioną godzinę, wszystko aż do ostatniego błysku przytomności.Cóż zahistoria! Lęki, widziadła, urojone rozmowy, gorączkowa maligna, stek chorobliwychbredni.Stwierdzał to jednak obojętnie, bez wzruszenia, jakby w tym wszystkim niebrał bezpośredniego udziału, lecz pozostawał z daleka w roli widza.Czuł się zresztą teraz znacznie lepiej.Gdy usiadł, nie zakręciło mu się w głowie,minął również męczący bezwład ciała, które chociaż dalekie od sprężystości,pozwalało już przecież sobą kierować.Pierwszych kilka ruchów wykonał sztywno iniepewnie, jakby był manekinem.Jeszcze nie dowierzał.Ale gdy wyprostował się istanął na nogach, wstąpiła w niego otucha.Nie bez złośliwej uciechy pomyślał opolicjantach, których tak zręcznie umiał pozostawić poza sobą.Wróciła mu isprawność myślenia.Orientując się według przebytej drogi, mógł przypuścić, iżwedług wszelkiego prawdopodobieństwa znajdował się gdzieś w okolicy Wołkowyska.Przedostania się do miasta wolał nie ryzykować.Zaspokoić głód- to było obecnienajważniejsze.Nie czekając na świt, postanowił natychmiast, korzystając z osłonynocy, wyruszyć na poszukiwanie jakiejś wsi.Był pewny, że instynkt go nie omyli idobrze poprowadzi.Wygramolił się z szałasu i poszedł w kierunku, w którym uczynił pierwszy krok.Przyzwyczajony do częstego przebywania w ciemnościach, szybko oswoił się zterenem.Po zapachu mokradeł domyślił się, że idzie wzdłuż rzeki.Bór sosnowy w tymmiejscu był wysoki i gęsty, lecz brak krzaków ułatwiał posuwanie się naprzód.Już poparu minutach Morawiec odróżniał ciężkie i twardo mrok żłobiące cienie pni.Wymijał je pewnie, ożywiony ruchem szedł coraz szybciej, ostry wiatr siekł go potwarzy, nie czuł jednak chłodu.Było mu lekko, prawie radośnie.Wśród tegowewnętrznego upojenia tracił chwilami świadomość, iż znajduje się w lesie.Wysokieszumy ogromnymi wodospadami raz po raz spływały na ziemię, i oto, jakbyzapłodnione tym ożywczym deszczem, wyrastały nagle pod nogami puszyste trawy,wolna przestrzeń łąk otwierała się dokoła, wiatr nastrajał ciało pośpiesznym i szerokim oddechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl