[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przykro mi - powiedział Matt.- Musieliśmy spróbować.- Następnym razem sam się nim zajmij.- Już z nim rozmawiałem.- Postukał palcem w blat biurka.- Myślałem, że może okaże sięwrażliwy na wdzięk kobiety.- Musisz mi się za to zrewanżować.Skinął głową.- Jutro zapraszam cię na lunch.A tak przy okazji, Sal próbował cię złapać.Sal brał udział w seminarium, więc musiała zaczekać do wieczora.Właśnie szykowała siędo wyjścia z pracy, kiedy na monitorze pojawiła się jego twarz.- Nic z tego - powiedział.- Z Archiwum? Myślałam, że znasz kogoś stamtąd.- Sporo się tam pozmieniało.Podobno kogoś złapali, jak przelewał fundusze Archiwumna prywatne konto.- Sal wzruszył ramionami.- Przykro mi.Na kolację wybrała się na Wyspę Calico w towarzystwie młodego mężczyzny, któregopoznała przez Rycerzy Głębin.Należał do osób, które nie interesowały się karierą, ale niepotrafiły też poświęcić życia wyłącznie na przyjemności.Wielu ludzi wybierało taki właśniestyl, unikając wszystkiego, co w jakiś sposób ograniczałoby ich czas lub wpędzało w rutynę.Woleli angażować się w rozmaite przedsięwzięcia naukowe, zajmowali się teatrem, szachamialbo uprawianiem sportów.Jeśli pozwalały im na to finanse, krążyli między plażami świata.%7łycie było krótkie, twierdził towarzysz Kim, choć ludzie nigdy dotąd nie żyli tak długo.Onsam poświęcił się poszukiwaniom Mamory, brygu, który zaginął gdzieś na północy po drugiejstronie globu.- Jeśli odnajdę Mamorę, moje życie nie pójdzie na marne - oświadczył.Mówił jak Kil Tripley.I jak Emily.Może także jak ona sama.10Ludzie są tak naiwni i tak łatwo ulegają chwilowym pragnieniom, że ten, ktozechce dopuścić się oszustwa, zawsze znajdzie chętną ofiarę.Niccolo Machiavelli, 1513 n.e.Owdowiała matka Kila Tripleya, Sara Tripley Baines, nadal mieszkała w Eagle Point, wtym samym domu, który zajmowała, gdy Hunter ruszał na ostatnią misję.W bazach danychKim znalazła sporo wzmianek o niej i kilka najświeższych zdjęć.Pani Tripley lubiła formalnestroje i nadal wspaniale wyglądała, pomimo dość podeszłego wieku.W pełni zdawała sobiesprawę ze swego uroku.Była przewodniczącą Klubu Architektów, który co roku przyznawał nagrodę za najlepszyprojektu na budynek użyteczności publicznej.Należała też do zarządu Uniwersytetu Tupla inadal aktywnie uczestniczyła w zawodach gimnastycznych.Kim obejrzała projekcję WR zwystąpienia pani Tripley podczas przyjęcia zorganizowanego na cele dobroczynne.Sarapróbowała przekonać uczestników, aby wsparli pewien projekt budowy.Wypadła odrobinęsztywno, ale za to ogromnie szczerze.W ogólnym rejestrze Kim znalazła jej numer telefonu.Z Instytutu zabrała jeden zwirtualnych projektorów i udała się do publicznej komkabiny, aby nikt nie domyślił się, żemaczała w tym palce.Z listy projektora wybrała jeden z dostępnych modeli - wysoką,rudowłosą, arystokratycznie wyglądającą kobietę - po czym wystukała numer Sary naklawiaturze, wybierając połączenie audio, co w kontaktach z nieznajomymi uważano zazupełnie normalne.Odpowiedziała jej domowa SI.- Halo - powiedziała Kim.- Mówi Kay Braddock.Chciałabym rozmawiać z Sarą Baines.- Czy wolno mi spytać, jaką sprawę ma pani do pani Baines?Kim zawahała się na moment.- Pracuję nad książką o dolinie Severin.Z tego co wiem, pani Baines była naocznymświadkiem wydarzeń na Mount Hope.Zastanawiałam się, czy nie mogłaby mi poświęcićkilku minut i opowiedzieć o szczegółach.SI poprosiła ją, by chwilę poczekała.Kim skrzywiła się.Najpierw łapówka, a teraz to.Copotem? Kradzież?- Kay Braddock? - Kim rozpoznała głos Sary.Mówiła z idealną dykcją.- Chyba jeszcze opani nie słyszałam.Kim włączyła wizję.Przed Sarą pojawiła się arystokratyczna, rudowłosa kobieta.- Dlaczego skontaktowała się pani właśnie ze mną? - spytała Sara.- W zeszłym roku słuchałam pani przemówienia o projekcie ekspansji.Tego, którewygłosiła pani do absolwentów Tupli.Pani uwagi wydały mi się bardzo wnikliwe i odniosłamwrażenie, że bardzo przejmuje się pani dobrem i historią naszego społeczeństwa.- Dziękuję.Miło mi to słyszeć.- Obraz Sary pokazał się na monitorze.Siedziała wszarym polineksowym fotelu, a na jej kolanach spał zwinięty w kłębek, czarny kot.Byławysoka, jasnooka, rzeczowa i przyzwyczajona do wydawania poleceń, ale wyraznie spodobałsię jej pomysł wystąpienia w książce.- Jaki ma być temat pracy? Nie wyobrażam sobie, cojeszcze można by dodać do materiałów, które dotąd zebrano na temat Mount Hope.- Chcę przedstawić te wydarzenia z perspektywy kobiety.Interesuje mnie długotrwaływpływ katastrofy na rodziny ofiar, które wówczas zginęły.- Ach tak.- Głos Sary zabrzmiał mało sympatycznie.Nie uspokoiło to rosnącegopoczucia winy Kim.- O tym rzeczywiście mogę pani opowiedzieć.Sara uprzedziła Kim, że nie widziała katastrofy na własne oczy.Dotarła na miejsce zarazpo eksplozji.Wszystko jeszcze płonęło.Pierwsze godziny opisała bardzo ogólnie.Agonia,ciała zabitych, histeria i przerażenie wypełniające oczy ocalałych bezdenną pustką.Unikałamówienia o tym, co sama czuła, gdy się okazało, że prawdopodobnie straciła syna.- Tak - ciągnęła.- Wiedziałam, że Kil wrócił z Huntera.Zadzwonił do mnie już z domu.Wcześniej po każdej wyprawie zwykle zostawał kilka dni w Terminal City.Spotykał się zludzmi z Fundacji i razem analizowali przebieg misji.Pewnie też trochę świętowali.Taki jużbył.Lubił ludzi.Miał wielu przyjaciół.Szkoda, że tym razem nie postąpił tak, jak zwykle.Niebyłoby go w domu, kiedy góra wyleciała w powietrze.- Najpierw pojechała pani do domu syna? - spytała Kim.- Oczywiście.- Czy był zniszczony?- Tylko przez wodę.Całą okolicę polewano, gasząc pożary.Ale poza tym nic się niestało.Willa przetrwała w nienaruszonym stanie.- Nikogo w niej nie było?- Nie.- Zniżyła głos do szeptu.- Nie było go.Biedny Kil.Nigdy go nie odnaleziono.-Oczy Sary zaszły mgłą.- Nie znalezli też jego flyera.Musiał być w powietrzu, gdzieśniedaleko miejsca eksplozji.Wylatywał sobie w góry, żeby się odprężyć.Lubił to.- Przykro mi, pani Baines.- Kim patrzyła, jak Sara przygląda się swojej bluzce, szukającczegoś, co mogłaby poprawić.Biały wzór na zielonym tle przypominał nuty.Całkiem ładny.- Już w porządku.Minęło tyle czasu.- Osuszyła oczy.Po raz pierwszy w dorosłym życiu Kim poczuła, że postępuje okrutnie.Mimo to niezrezygnowała.- Proszę mi opowiedzieć, co pani myślała i czuła, gdy wtedy weszła pani do domu syna?- Chyba sama może się pani tego domyślić, pani Braddock.- Bała się pani?- Oczywiście [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Przykro mi - powiedział Matt.- Musieliśmy spróbować.- Następnym razem sam się nim zajmij.- Już z nim rozmawiałem.- Postukał palcem w blat biurka.- Myślałem, że może okaże sięwrażliwy na wdzięk kobiety.- Musisz mi się za to zrewanżować.Skinął głową.- Jutro zapraszam cię na lunch.A tak przy okazji, Sal próbował cię złapać.Sal brał udział w seminarium, więc musiała zaczekać do wieczora.Właśnie szykowała siędo wyjścia z pracy, kiedy na monitorze pojawiła się jego twarz.- Nic z tego - powiedział.- Z Archiwum? Myślałam, że znasz kogoś stamtąd.- Sporo się tam pozmieniało.Podobno kogoś złapali, jak przelewał fundusze Archiwumna prywatne konto.- Sal wzruszył ramionami.- Przykro mi.Na kolację wybrała się na Wyspę Calico w towarzystwie młodego mężczyzny, któregopoznała przez Rycerzy Głębin.Należał do osób, które nie interesowały się karierą, ale niepotrafiły też poświęcić życia wyłącznie na przyjemności.Wielu ludzi wybierało taki właśniestyl, unikając wszystkiego, co w jakiś sposób ograniczałoby ich czas lub wpędzało w rutynę.Woleli angażować się w rozmaite przedsięwzięcia naukowe, zajmowali się teatrem, szachamialbo uprawianiem sportów.Jeśli pozwalały im na to finanse, krążyli między plażami świata.%7łycie było krótkie, twierdził towarzysz Kim, choć ludzie nigdy dotąd nie żyli tak długo.Onsam poświęcił się poszukiwaniom Mamory, brygu, który zaginął gdzieś na północy po drugiejstronie globu.- Jeśli odnajdę Mamorę, moje życie nie pójdzie na marne - oświadczył.Mówił jak Kil Tripley.I jak Emily.Może także jak ona sama.10Ludzie są tak naiwni i tak łatwo ulegają chwilowym pragnieniom, że ten, ktozechce dopuścić się oszustwa, zawsze znajdzie chętną ofiarę.Niccolo Machiavelli, 1513 n.e.Owdowiała matka Kila Tripleya, Sara Tripley Baines, nadal mieszkała w Eagle Point, wtym samym domu, który zajmowała, gdy Hunter ruszał na ostatnią misję.W bazach danychKim znalazła sporo wzmianek o niej i kilka najświeższych zdjęć.Pani Tripley lubiła formalnestroje i nadal wspaniale wyglądała, pomimo dość podeszłego wieku.W pełni zdawała sobiesprawę ze swego uroku.Była przewodniczącą Klubu Architektów, który co roku przyznawał nagrodę za najlepszyprojektu na budynek użyteczności publicznej.Należała też do zarządu Uniwersytetu Tupla inadal aktywnie uczestniczyła w zawodach gimnastycznych.Kim obejrzała projekcję WR zwystąpienia pani Tripley podczas przyjęcia zorganizowanego na cele dobroczynne.Sarapróbowała przekonać uczestników, aby wsparli pewien projekt budowy.Wypadła odrobinęsztywno, ale za to ogromnie szczerze.W ogólnym rejestrze Kim znalazła jej numer telefonu.Z Instytutu zabrała jeden zwirtualnych projektorów i udała się do publicznej komkabiny, aby nikt nie domyślił się, żemaczała w tym palce.Z listy projektora wybrała jeden z dostępnych modeli - wysoką,rudowłosą, arystokratycznie wyglądającą kobietę - po czym wystukała numer Sary naklawiaturze, wybierając połączenie audio, co w kontaktach z nieznajomymi uważano zazupełnie normalne.Odpowiedziała jej domowa SI.- Halo - powiedziała Kim.- Mówi Kay Braddock.Chciałabym rozmawiać z Sarą Baines.- Czy wolno mi spytać, jaką sprawę ma pani do pani Baines?Kim zawahała się na moment.- Pracuję nad książką o dolinie Severin.Z tego co wiem, pani Baines była naocznymświadkiem wydarzeń na Mount Hope.Zastanawiałam się, czy nie mogłaby mi poświęcićkilku minut i opowiedzieć o szczegółach.SI poprosiła ją, by chwilę poczekała.Kim skrzywiła się.Najpierw łapówka, a teraz to.Copotem? Kradzież?- Kay Braddock? - Kim rozpoznała głos Sary.Mówiła z idealną dykcją.- Chyba jeszcze opani nie słyszałam.Kim włączyła wizję.Przed Sarą pojawiła się arystokratyczna, rudowłosa kobieta.- Dlaczego skontaktowała się pani właśnie ze mną? - spytała Sara.- W zeszłym roku słuchałam pani przemówienia o projekcie ekspansji.Tego, którewygłosiła pani do absolwentów Tupli.Pani uwagi wydały mi się bardzo wnikliwe i odniosłamwrażenie, że bardzo przejmuje się pani dobrem i historią naszego społeczeństwa.- Dziękuję.Miło mi to słyszeć.- Obraz Sary pokazał się na monitorze.Siedziała wszarym polineksowym fotelu, a na jej kolanach spał zwinięty w kłębek, czarny kot.Byławysoka, jasnooka, rzeczowa i przyzwyczajona do wydawania poleceń, ale wyraznie spodobałsię jej pomysł wystąpienia w książce.- Jaki ma być temat pracy? Nie wyobrażam sobie, cojeszcze można by dodać do materiałów, które dotąd zebrano na temat Mount Hope.- Chcę przedstawić te wydarzenia z perspektywy kobiety.Interesuje mnie długotrwaływpływ katastrofy na rodziny ofiar, które wówczas zginęły.- Ach tak.- Głos Sary zabrzmiał mało sympatycznie.Nie uspokoiło to rosnącegopoczucia winy Kim.- O tym rzeczywiście mogę pani opowiedzieć.Sara uprzedziła Kim, że nie widziała katastrofy na własne oczy.Dotarła na miejsce zarazpo eksplozji.Wszystko jeszcze płonęło.Pierwsze godziny opisała bardzo ogólnie.Agonia,ciała zabitych, histeria i przerażenie wypełniające oczy ocalałych bezdenną pustką.Unikałamówienia o tym, co sama czuła, gdy się okazało, że prawdopodobnie straciła syna.- Tak - ciągnęła.- Wiedziałam, że Kil wrócił z Huntera.Zadzwonił do mnie już z domu.Wcześniej po każdej wyprawie zwykle zostawał kilka dni w Terminal City.Spotykał się zludzmi z Fundacji i razem analizowali przebieg misji.Pewnie też trochę świętowali.Taki jużbył.Lubił ludzi.Miał wielu przyjaciół.Szkoda, że tym razem nie postąpił tak, jak zwykle.Niebyłoby go w domu, kiedy góra wyleciała w powietrze.- Najpierw pojechała pani do domu syna? - spytała Kim.- Oczywiście.- Czy był zniszczony?- Tylko przez wodę.Całą okolicę polewano, gasząc pożary.Ale poza tym nic się niestało.Willa przetrwała w nienaruszonym stanie.- Nikogo w niej nie było?- Nie.- Zniżyła głos do szeptu.- Nie było go.Biedny Kil.Nigdy go nie odnaleziono.-Oczy Sary zaszły mgłą.- Nie znalezli też jego flyera.Musiał być w powietrzu, gdzieśniedaleko miejsca eksplozji.Wylatywał sobie w góry, żeby się odprężyć.Lubił to.- Przykro mi, pani Baines.- Kim patrzyła, jak Sara przygląda się swojej bluzce, szukającczegoś, co mogłaby poprawić.Biały wzór na zielonym tle przypominał nuty.Całkiem ładny.- Już w porządku.Minęło tyle czasu.- Osuszyła oczy.Po raz pierwszy w dorosłym życiu Kim poczuła, że postępuje okrutnie.Mimo to niezrezygnowała.- Proszę mi opowiedzieć, co pani myślała i czuła, gdy wtedy weszła pani do domu syna?- Chyba sama może się pani tego domyślić, pani Braddock.- Bała się pani?- Oczywiście [ Pobierz całość w formacie PDF ]