[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojcem zresztą też nie, alerola dziadka pasuje do mnie jak ulał.Nigdy Fabii tak nie rozpieszczałem jakteraz małą Menenię.Ale co u ciebie, Scypionie? Przecież tobie też urodziło siędziecko. I to jakie! Jeśli myślisz, że rozpieszczasz Menenię, to trzeba by ci widziećmnie z Kornelią!  Jakie to dziwne, że twoja córka i moja wnuczka są prawie w tym samymwieku, co? Może się zaprzyjaznią, gdy podrosną, jak kiedyś ty i ja? Też bym tego chciał  przytaknął Keso. Nawet nie wiesz jak bardzo.Nie odrywał wzroku od przyjaciela.Kasztanowe włosy Scypiona, wciążkrótko przycinane, przeplatała teraz siwizna.Z wyrazistych rysów zniknęłacała młodzieńcza miękkość i tylko oczy błyszczały po staremu, zwłaszcza gdysię śmiał.To był jeden z powodów, dla którego Keso zaprosił go naprzedstawienie; uwielbiał słuchać jego śmiechu.Z zamyślenia wyrwał go aplauz i ruch na trybunach.Wielu widzówpodrywało się z ławek i klaskało z całych sił.Do teatru właśnie wszedł Plaut izmierzał ku pustemu miejscu obok niego.Komediopisarz z Umbrii miał terazsześćdziesiąt trzy lata i był nestorem rzymskiej sceny.Publiczność znała go zwidzenia i przywitała go owacją na stojąco.Tylko gallowie spoglądali po sobiezdziwieni, ale poszli za przykładem większości i przyłączyli się do aplauzu.Plaut serdecznie objął Kesona i wymienił pozdrowienia z Publiuszem.Całatrójka zajęła miejsca i wrzawa na widowni z wolna ucichła. No, mój płaskostopy przyjacielu, czym nas dzisiaj uraczysz?  spytał Scypio. Och, taką sobie błahostką, zatytułowaną od głównej postaci,przemądrzałego niewolnika Pseudolusa. Błahostka? Toż to twoje arcydzieło!  oburzył się Keso. Powiedziane z całym przekonaniem, jakiego należy oczekiwać odwłaściciela trupy  odparł ze śmiechem Plaut. Nie przeczę, że dialogmiejscami wyszedł błyskotliwie, ale gdzie mu tam do słownych brylantów,jakie trafiają się w prawdziwym życiu.Mam na myśli, Scypionie, pogawędkę,jaką sobie uciąłeś z twoim starym wrogiem Hannibalem, kiedy się ostatnio nasiebie natknęliście podczas twojej misji na wschodzie.Jeśli można wierzyćplotkom.To jak, można?Publiusz zdążył już opowiedzieć tę anegdotę Kesonowi, zanim weszli natrybunę, ale powtórzył ją na życzenie pisarza. Owszem.Kiedy byłem w Efezie, dowiedziałem się, że on akurat też tamprzebywa, więc zaaranżowałem spotkanie.Nasi szpiedzy donieśli, że od dawnatułał się po tamtych stronach, oferując swe usługi każdemu królowi, którychciałby rzucić wyzwanie Rzymowi.To przez tę nieszczęsną przysięgę złożonąojcu, że będzie szukał z nami zwady, póki mu tchu w piersi starczy.Jak dotądnikt się nie pokwapił, by skorzystać z oferty.Właściwie to już sobie tam z niegopodrwiwają. I o czym też rozmawialiście? O tym i owym.W pewnej chwili spytałem, kto według niego byłnajwiększym wodzem wszech czasów. Podchwytliwe pytanie! I co on na to?  Oczywiście Aleksander, powiada.A drugi po nim? Pyrrus.A na trzecimmiejscu, pytam? Wyobraz sobie, że wskazał na siebie! Nie mogłem się nieroześmiać.W takim razie, pytam dalej, gdzie byś siebie umieścił, gdybyś mniepokonał? Hannibal popatrzył mi w oczy i mówi: W takim wypadkuumieściłbym siebie przed Pyrrusem.a nawet przed Aleksandrem.W samejrzeczy, przed wszystkimi wodzami, którzy kiedykolwiek żyli na ziemi! Fantastyczne!  Plaut klepnął się w kolano. Takiej kwestii nawet ja bymnie wymyślił, ani takiej postaci jak on! To takie kartagińskie pochlebstwo, nie rozumiesz?  odrzekł Scypio.Pokrętne i nie wprost, ale i tak poczułem się mile połechtany.Ech.Westchnął smętnie. Albo on sam się targnie na własne życie, albo ktoś gokiedyś zamorduje, co do tego nie mam wątpliwości.Nie ja, naturalnie, ale ci, coprzyjdą po mnie.Keso potrząsnął głową. Nigdy nie będzie człowieka dość wielkiego, by zająć twoje miejsce.Scypio się zaśmiał, trochę smutno, a trochę z goryczą. Miłe to słowa, przyjacielu, ale niestety, z każdym dniem staję się mniejszy icoraz łatwiej będzie mnie zastąpić.Czuję, że moje wpływy się kończą.Zwiat sięmną znudził tak samo jak Hannibalem.Dziś na dzwięk jego imienia nikt już niedrży, tylko się wzgardliwie uśmiecha.Na dzwięk mojego ludzie wzruszająramionami.Polityczni wrogowie otaczają mnie jak wilki, czekając na szansępowalenia mnie jakimś wydumanym oskarżeniem.Ci sami małostkowi ludzie,którzy wbiliby nóż Hannibalowi, prędzej czy pózniej doprowadzą do mojegowygnania. Co ty mówisz?  jęknął Keso. Nie wierzę! Jesteś przecież u szczytu potęgi.To ciebie wybrano, abyś przyjął czarny kamień Kybele.Na twoją cześć budujesię wspaniały łuk triumfalny jako bramę na Kapitol.Przez setki lat będziegłosił chwałę Scypiona Afrykańskiego! Być może.Pomniki są długowieczne, ludzie nie.A co do chwały. Scypiopokręcił głową. Kiedy pierwszy raz spotkałem się z Hannibalem, przed bitwąpod Zamą, powiedział mi coś, co na zawsze wryło mi się w pamięć: im większyszczyt mężczyzna zdobywa, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo, że się nanim utrzyma.Obaj zostaniemy zmieceni z areny, ja i on, połknięci przez nurtczasu.Chcesz ujrzeć przyszłość? Popatrz tam!  Publiusz wskazał nasiedzącego pośrodku widowni senatora o pociągłej twarzy z orlim nosem,który toczył wzrokiem po publiczności, pochylony do przodu i spięty. Mojanemezis, Marek Porcjusz Katon.Homo novus,  nowy człowiek , pierwszy zeswego rodu wybrany do senatu.Ale jego status neofity nie przeszkadza murzucać na mnie oszczerstwa przy każdej okazji i pomrukiwać za moimi plecamio dokończeniu wojny z Kartaginą.Jak gdyby istniał jakikolwiek powód,abyśmy atakowali ten okaleczony port bez wodza, floty i kolonii.Twierdzi, że moje postępowanie po Zamie było nijakie, na pograniczu nieudolności.Wedługniego na dłuższą metę nic nie osiągnąłem, zaniechałem bowiem egzekucjiHannibala i spalenia Kartaginy do gołej ziemi.Atakuje mnie także na gruncieosobistym.Zarzuca mi, że zgreczałem, bo lubię łaznie i teatr.Przy jegonienawiści do wszystkiego, co nierzymskie, jestem trochę zdziwiony, że się tuzjawił.Czego on tu, na Hades, szuka?Jakby na sygnał inspicjenta Katon podniósł się z ławki. Obywatele! Obywatele! Słuchajcie mnie!  krzyknął tak mocnym, ostrymgłosem, że w mig zwrócił na siebie uwagę widowni. Obywatele, znacie mniedobrze.Jestem Marek Porcjusz Katon.Rzymowi służę, odkąd jakosiedemnastolatek zaciągnąłem się do armii, kiedy temu łajdakowi HannibalowiFortuna pozwalała pustoszyć Italię.Od tamtej pory całe życie poświęciłem dlaratowania tego miasta i zachowania naszych rzymskich wartości.Przedczterema laty uhonorowaliście mnie wyborem na konsula i wysłaniem doHiszpanii, skąd powróciłem jako triumfator po rozgromieniu tamtejszychbuntowników.Jeśli potem doszło tam do ponownych rozruchów, to chybamożemy powiedzieć, że z winy mojego następcy.Scypio zmełł na ustach przekleństwo.To on właśnie objął dowództwo wHiszpanii po Katonie. W kategoriach doświadczenia na wysokim urzędzie niektórzy zwą mnienowym człowiekiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl