[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O Boże, wcale nie jesteś Francuzką.Myślałem, że jesteś, bo wyglądasz tak szykownie.Właśnie wyczerpałem swójrepertuari miałem zamiar ratować się pytaniem, gdzie jest poczta.Mówił szybko, słowa spływały z jego ust wartkim strumieniem.Uśmiechnął się szeroko do Maryanne i znowuwyciągnął rękę.Szybko wytarła dłoń o spódnicę, a on ujął ją z pewnością siebie zaskakującą u kogoś w jego wieku.- Jestem Maryanne - powiedziała nieśmiało.- Hej, więc ona jednak mówi! Już zaczynałem się zastanawiać.Ja jestem Nicolo.Nicolo Flores.Amerykanin, jak ty.A ty wyglądasz jak ktoś, komu przydałby się drink.Nicolo był jej pierwszym prawdziwym przyjacielem.Pierwszą osobą, którą poznała sama, a nie przez Sativę.Atakże pierwszym człowiekiem, który miał ochotę spędzać z nią czas i interesowało go to, co miała do powiedzenia.Słuchał jej i pytał ją o zdanie, co było dla Maryanne zupełnie nowym doświadczeniem.Czuła, jak z każdymspotkaniem z tym ciemnym, przystojnym chłopcem nabiera pewności siebie.Nie mogła uwierzyć, że on nie krępujesię iść z nią ulicą - przeciwnie, wydawał się z tego dumny.Tego pierwszego81dnia, kiedy się poznali, zabrał ją do baru i zamówił campari z wodą sodową.Drink był gorzki i Maryanne ścierpł odniego język, ale wyglądał w szklance tak pięknie jak klejnot, więc nie narzekała.Spędzili razem całe popołudnie - pili koktajle, wędrowali uliczkami i rozmawiali.Nicolo uparł się, by nieść jejtorebkę, a Maryanne śmiała się, patrząc na tę małą, hippisowską torebeczkę zwisającą z jego szczupłego ramienia.On też się śmiał i zachowywał się jak kobieta - udawał, że nakłada szminkę na usta i zabawnie drobił kroczki pochodniku, jakby nosił buty na wysokich obcasach.Trzy campari pózniej usiedli przy stoliku przed małą kawiarenką w jednej z bocznych uliczek, z dala od lśniącychszerokich alei, tak czystych, jakby zostały wysprzątane odkurzaczem, a nie po prostu zamiecione.Maryanne czułasię tu znacznie swobodniej, z dala od bogatych właścicieli jachtów i ich tlenionych żon.Jej matka doskonalenadawałaby się na taką żonę, Maryanne natomiast czuła, że ona sama nie ma z tym wszystkim nic wspólnego.Tam Nicolo zapytał o jej życie, i wszystko wylało się z niej rwącym potokiem.Powiedziała mu, że jej ojciec odszedł,kiedy nakrył matkę w łóżku z którymś ze swoich przyjaciół - tym razem z szefem, co przepełniło czarę goryczy ibyło ostatnim gwozdziem do trumny ich małżeństwa.Spakował swoje rzeczy i nawet nie obejrzał się za siebie,choćby po to, by pożegnać się z córką.Tęskniła za nim, ale nie tak, jak czuła, że powinna, bo kiedy jeszcze był znimi, i tak zawsze patrzył tylko na matkę, nigdy na nią, jej prawie nie zauważał.Więc może tak naprawdę tęskniła nieza nim, ale za jakimś ogólnym wyobrażeniem ojca? Powiedziała też Nicolowi, że wstydzi się matki, bo wie, żeinteresują ją tylko pieniądze; że cierpnie, kiedy inne kobiety rzucają w stronę Sativy niespokojne spojrzenia i stająbliżej swoich mężów; że nie znosi tego błysku w jej oczach, kiedy na horyzoncie pojawia się kolejny podtatusiałylowelas.Powiedziała mu, że boi się, iż dzieci zawsze wdają się w rodziców, że pewnego dnia stanie się taką samąkobietą jak jej matka, czy jej się to będzie podobało, czy nie.%7łe czuje się najszczęśliwsza, kiedy maluje albo rysuje;że wtedy jest w swoim własnym, małym świecie, pełnym kształtów i kolorów, i kobiet w pięknych sukniach,ogromnych kapeluszach, boa z piór i błyszczących pantofelkach.82A Nicolo słuchał; nie wydawał się znudzony, nie sprawiał wrażenia, jakby chciał, by wreszcie skończyła, nie patrzyłna coś ponad jej ramieniem, uprzejmie kiwając głową.Nie - on naprawdę słuchał.W końcu uszła z niej cała para iMaryanne siedziała, czując się trochę tak, jakby ukończyła jakiś męczący bieg.Była zdyszana i nie mogła uwierzyć,że właśnie opowiedziała prawie zupełnie obcemu człowiekowi o swoim życiu.A jednocześnie czuła się wspaniale.Lekko.Zresztą Nicolo nie wydawał się jej już obcym czy prawie obcym człowiekiem.Wydawał się przyjacielem.- Przepraszam, o nic cię nawet nie zapytałam i całkiem zdominowałam rozmowę - powiedziała.- Zdominowałaś rozmowę? - zaśmiał się Nicolo.- Zabrzmiało to bardzo formalnie.Maryanne zaczerwieniła się.- Matka posyłała mnie na lekcje etykiety.Mówiła, że nikt nie będzie chciał spędzać ze mną czasu, jeśli nie nauczę sięzachowywać, jak należy.- Co za nuda.Uważam, że znacznie zabawniej jest zachowywać się tak, jak nie należy - odparł i puścił do niej oko.Rumieniec na twarzy Maryanne pociemniał.Czy on z nią flirtuje? Nie wiedziała.Nie, na pewno nie, jest od niej conajmniej trzy lata starszy.Pewnie tam, gdzie mieszka - gdziekolwiek to jest - ma jakąś piękną dziewczynę.- Nie panikuj, nie flirtuję z tobą.O Boże, więc wszystko tak po niej widać? Nagle poczuła się strasznie nieobyta i skrępowana.On się z niejwyśmiewał, to oczywiste: Był młody, ale taki wyrafinowany, przystojny.Na pewno miał bogatych rodziców, skoropodróżował po świecie.A teraz dla zabicia czasu zabawił się trochę z niezdarną dziewczyną, która przewróciła się naulicy.Maryanne wstała szybko i sięgnęła po torebkę.- Muszę już iść.Dziękuję za miłe popołudnie.Mama będzie się zastanawiała, gdzie jestem.- Co? Przecież mówiłaś, że.Och, uraziłem cię.- Nie, nie, wszystko w porządku, tylko muszę już wracać do hotelu.79- Chodziło o ten flirt, prawda?Spojrzała na niego.Uśmiechał się.Maryanne nagle ogarnął gniew.Do diabła z nim! Może jest dziecinna i niemądra,ale z pewnością nie zasługuje na to, żeby się z niej wyśmiewać.- Posłuchaj, na pewno masz ciekawsze rzeczy do roboty, niż siedzieć tu ze mną, więc lepiej wróć do swoich bogatychznajomych czy rodziny, czy z kim tam tutaj jesteś, i zapomnijmy o tym spotkaniu.Wiesz, brzydko jest drwić zinnych.I z całą godnością, na jaką było ją w tej chwili stać, wzięła swoją wystrzępioną torebkę z jego rąk i wyszła na ulicę.- Hej, Maryanne! Maryanne! Zaczekaj!Lewa, prawa.Lewa, prawa.Co on sobie wyobraża? Przyspieszyła, jej nogi z trudem nadążały za resztą ciała.Ale ontakże był szybki i po chwili znalazł się obok niej.- Moi bogaci znajomi? Co chcesz przez to powiedzieć? Dlaczego uciekasz? Stój! - Chwycił ją za łokieć, a onaprzystanęła i wyrwała mu się.- Zostaw mnie!- Doskonale! Jezu, dlaczego tak się wrednie zachowujesz?- Ja? To ty wyśmiewałeś się ze mnie przez całe popołudnie.Wyciągnąłeś ze mnie wszystko o moim żałosnym życiu,żeby teraz móc opowiedzieć innym o beznadziejnej dziewczynie, którą spotkałeś.Urwała.To, co powiedziała, jej samej wydało się śmieszne.Ni-colo patrzył na nią zdumiony [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- O Boże, wcale nie jesteś Francuzką.Myślałem, że jesteś, bo wyglądasz tak szykownie.Właśnie wyczerpałem swójrepertuari miałem zamiar ratować się pytaniem, gdzie jest poczta.Mówił szybko, słowa spływały z jego ust wartkim strumieniem.Uśmiechnął się szeroko do Maryanne i znowuwyciągnął rękę.Szybko wytarła dłoń o spódnicę, a on ujął ją z pewnością siebie zaskakującą u kogoś w jego wieku.- Jestem Maryanne - powiedziała nieśmiało.- Hej, więc ona jednak mówi! Już zaczynałem się zastanawiać.Ja jestem Nicolo.Nicolo Flores.Amerykanin, jak ty.A ty wyglądasz jak ktoś, komu przydałby się drink.Nicolo był jej pierwszym prawdziwym przyjacielem.Pierwszą osobą, którą poznała sama, a nie przez Sativę.Atakże pierwszym człowiekiem, który miał ochotę spędzać z nią czas i interesowało go to, co miała do powiedzenia.Słuchał jej i pytał ją o zdanie, co było dla Maryanne zupełnie nowym doświadczeniem.Czuła, jak z każdymspotkaniem z tym ciemnym, przystojnym chłopcem nabiera pewności siebie.Nie mogła uwierzyć, że on nie krępujesię iść z nią ulicą - przeciwnie, wydawał się z tego dumny.Tego pierwszego81dnia, kiedy się poznali, zabrał ją do baru i zamówił campari z wodą sodową.Drink był gorzki i Maryanne ścierpł odniego język, ale wyglądał w szklance tak pięknie jak klejnot, więc nie narzekała.Spędzili razem całe popołudnie - pili koktajle, wędrowali uliczkami i rozmawiali.Nicolo uparł się, by nieść jejtorebkę, a Maryanne śmiała się, patrząc na tę małą, hippisowską torebeczkę zwisającą z jego szczupłego ramienia.On też się śmiał i zachowywał się jak kobieta - udawał, że nakłada szminkę na usta i zabawnie drobił kroczki pochodniku, jakby nosił buty na wysokich obcasach.Trzy campari pózniej usiedli przy stoliku przed małą kawiarenką w jednej z bocznych uliczek, z dala od lśniącychszerokich alei, tak czystych, jakby zostały wysprzątane odkurzaczem, a nie po prostu zamiecione.Maryanne czułasię tu znacznie swobodniej, z dala od bogatych właścicieli jachtów i ich tlenionych żon.Jej matka doskonalenadawałaby się na taką żonę, Maryanne natomiast czuła, że ona sama nie ma z tym wszystkim nic wspólnego.Tam Nicolo zapytał o jej życie, i wszystko wylało się z niej rwącym potokiem.Powiedziała mu, że jej ojciec odszedł,kiedy nakrył matkę w łóżku z którymś ze swoich przyjaciół - tym razem z szefem, co przepełniło czarę goryczy ibyło ostatnim gwozdziem do trumny ich małżeństwa.Spakował swoje rzeczy i nawet nie obejrzał się za siebie,choćby po to, by pożegnać się z córką.Tęskniła za nim, ale nie tak, jak czuła, że powinna, bo kiedy jeszcze był znimi, i tak zawsze patrzył tylko na matkę, nigdy na nią, jej prawie nie zauważał.Więc może tak naprawdę tęskniła nieza nim, ale za jakimś ogólnym wyobrażeniem ojca? Powiedziała też Nicolowi, że wstydzi się matki, bo wie, żeinteresują ją tylko pieniądze; że cierpnie, kiedy inne kobiety rzucają w stronę Sativy niespokojne spojrzenia i stająbliżej swoich mężów; że nie znosi tego błysku w jej oczach, kiedy na horyzoncie pojawia się kolejny podtatusiałylowelas.Powiedziała mu, że boi się, iż dzieci zawsze wdają się w rodziców, że pewnego dnia stanie się taką samąkobietą jak jej matka, czy jej się to będzie podobało, czy nie.%7łe czuje się najszczęśliwsza, kiedy maluje albo rysuje;że wtedy jest w swoim własnym, małym świecie, pełnym kształtów i kolorów, i kobiet w pięknych sukniach,ogromnych kapeluszach, boa z piór i błyszczących pantofelkach.82A Nicolo słuchał; nie wydawał się znudzony, nie sprawiał wrażenia, jakby chciał, by wreszcie skończyła, nie patrzyłna coś ponad jej ramieniem, uprzejmie kiwając głową.Nie - on naprawdę słuchał.W końcu uszła z niej cała para iMaryanne siedziała, czując się trochę tak, jakby ukończyła jakiś męczący bieg.Była zdyszana i nie mogła uwierzyć,że właśnie opowiedziała prawie zupełnie obcemu człowiekowi o swoim życiu.A jednocześnie czuła się wspaniale.Lekko.Zresztą Nicolo nie wydawał się jej już obcym czy prawie obcym człowiekiem.Wydawał się przyjacielem.- Przepraszam, o nic cię nawet nie zapytałam i całkiem zdominowałam rozmowę - powiedziała.- Zdominowałaś rozmowę? - zaśmiał się Nicolo.- Zabrzmiało to bardzo formalnie.Maryanne zaczerwieniła się.- Matka posyłała mnie na lekcje etykiety.Mówiła, że nikt nie będzie chciał spędzać ze mną czasu, jeśli nie nauczę sięzachowywać, jak należy.- Co za nuda.Uważam, że znacznie zabawniej jest zachowywać się tak, jak nie należy - odparł i puścił do niej oko.Rumieniec na twarzy Maryanne pociemniał.Czy on z nią flirtuje? Nie wiedziała.Nie, na pewno nie, jest od niej conajmniej trzy lata starszy.Pewnie tam, gdzie mieszka - gdziekolwiek to jest - ma jakąś piękną dziewczynę.- Nie panikuj, nie flirtuję z tobą.O Boże, więc wszystko tak po niej widać? Nagle poczuła się strasznie nieobyta i skrępowana.On się z niejwyśmiewał, to oczywiste: Był młody, ale taki wyrafinowany, przystojny.Na pewno miał bogatych rodziców, skoropodróżował po świecie.A teraz dla zabicia czasu zabawił się trochę z niezdarną dziewczyną, która przewróciła się naulicy.Maryanne wstała szybko i sięgnęła po torebkę.- Muszę już iść.Dziękuję za miłe popołudnie.Mama będzie się zastanawiała, gdzie jestem.- Co? Przecież mówiłaś, że.Och, uraziłem cię.- Nie, nie, wszystko w porządku, tylko muszę już wracać do hotelu.79- Chodziło o ten flirt, prawda?Spojrzała na niego.Uśmiechał się.Maryanne nagle ogarnął gniew.Do diabła z nim! Może jest dziecinna i niemądra,ale z pewnością nie zasługuje na to, żeby się z niej wyśmiewać.- Posłuchaj, na pewno masz ciekawsze rzeczy do roboty, niż siedzieć tu ze mną, więc lepiej wróć do swoich bogatychznajomych czy rodziny, czy z kim tam tutaj jesteś, i zapomnijmy o tym spotkaniu.Wiesz, brzydko jest drwić zinnych.I z całą godnością, na jaką było ją w tej chwili stać, wzięła swoją wystrzępioną torebkę z jego rąk i wyszła na ulicę.- Hej, Maryanne! Maryanne! Zaczekaj!Lewa, prawa.Lewa, prawa.Co on sobie wyobraża? Przyspieszyła, jej nogi z trudem nadążały za resztą ciała.Ale ontakże był szybki i po chwili znalazł się obok niej.- Moi bogaci znajomi? Co chcesz przez to powiedzieć? Dlaczego uciekasz? Stój! - Chwycił ją za łokieć, a onaprzystanęła i wyrwała mu się.- Zostaw mnie!- Doskonale! Jezu, dlaczego tak się wrednie zachowujesz?- Ja? To ty wyśmiewałeś się ze mnie przez całe popołudnie.Wyciągnąłeś ze mnie wszystko o moim żałosnym życiu,żeby teraz móc opowiedzieć innym o beznadziejnej dziewczynie, którą spotkałeś.Urwała.To, co powiedziała, jej samej wydało się śmieszne.Ni-colo patrzył na nią zdumiony [ Pobierz całość w formacie PDF ]