[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie.Ale wyznaję równość płci.Spojrzał z upodobaniem w iskrzące się oczy Catriony.- Między kobietą a mężczyzną - rzekł miękko - nigdy nie będzie prawdziwejrówności.To mężczyzna wybiera sobie kobietę i utrzymuje ją.czy to będzieżona, córka czy.kochanka.SRNie do wiary, jak szybko w ich rozmowie pojawił się ten temat.A przecieżtego właśnie pragnęła uniknąć.Poderwała się z miejsca.- Jeśli kobiety miałyby równe prawo do pracy, nie musiałyby być utrzymy-wane - powiedziała zirytowana.- I cóż by to była za ulga dla was wszystkich,biednych, zaharowanych mężczyzn.A teraz, wybacz, muszę cię opuścić.Chcia-łabym zastanowić się nad listą zakupów, nim dziewczynki się obudzą.Idąc do bawialni, zajrzała do koperty z miesięcznym honorarium.Był w niejczek na uzgodnioną sumę.Potem wyjęła z kieszeni banknoty, które Omar dał jejna drobne wydatki, przeliczyła je i wybuchnęła śmiechem.Na zabawki dla córekprzeznaczył kwotę trzykrotnie większą niż jej pensja.I co tu mówić o subtelnościArabów.Gdyby była pazerna na pieniądze, ten gest z pewnością otworzyłby jejoczy.Szofer nie był zbyt rozmowny, ale wiedział, gdzie są najlepsze sklepy.Szedłdyskretnie kilka kroków za nimi, tak że niemal zapomniały o jego istnieniu.Ku-piły farby i papier, kilka łatwych książeczek po angielsku i mnóstwo innych rze-czy, które uznały zgodnie za niezbędne.Znalazły się wśród nich dziecięce ubra-nia: szerokie spodnie i szorty, a także trykotowe bluzeczki z krótkimi rękawami,w jasnych żywych kolorach.Dziewczynkom bardzo się podobały, ale Dorreya,cała w pąsach, powiedziała:- Tatuś? Co on na to?- Nie przejmuj się - uspokoiła ją Catriona.- Powiedział, żebym kupiła to, comi się spodoba.A teraz - zajrzała do rozmówek, w które dopiero co się zaopa-trzyła, i zwróciła się do szofera: - muszę kupić farbę.- Pokazała na migi wiel-kość puszki.Wyglądał na zaskoczonego, lecz zaprowadził je do właściwego sklepu.Kupi-ła trzy duże puszki.Miała nadzieję, że wystarczą na pomalowanie jej pokoju iświetlicy w bazie.Potem, w innym sklepie, zaopatrzyła się w materiał na zasłon-SRki.Wydała na te zakupy całą sumę, którą otrzymała od Lucasa, miała jednakprzekonanie, że warto było to zrobić.Widząc, jacy są obładowani, szofer zasuge-rował, żeby wracać, lecz damska część wycieczki nie miała jeszcze dość.Posłałybiedaka z paczkami do samochodu, a same weszły do eleganckiej kawiarenki wogromnym domu handlowym.Ich śmiech, kiedy zajadały się baklawą i innymi pysznymi ciastkami, na któ-rych wyrobie Egipcjanie naprawdę się znają, zwrócił uwagę dwóch przechodzą-cych obok stolika kobiet.Jedną z nich była Lamia.Catriona kiwnęła głową i na-gle zaskoczona usłyszała Dorreyę:- Dzień dobry, pani Shalaby.Lamia zatrzymała się, przywitała z dziewczynkami, a potem zaczęły rozma-wiać po egipsku, z czego Catriona nic nie zrozumiała.- Cześć! - Lamia raczyła ją zauważyć.- Myślałam, że masz uczyć te dzieci, anie wałęsać się z nimi po Luksorze, kiedy Omara nie ma w domu.- Jest.Wrócił i bardzo chętnie zgodził się, żebyśmy pojechały do miasta.Aty? Przyjechałaś zrobić zamówienia dla bazy?Lamia zrobiła minę, uśmiechnęła się słodko do dziewczynek i pobiegła za ko-leżanką.- Znasz panią Shalaby? - Catriona zapytała Dorreyę.- Tak.Ona.przychodziła do nas.- A teraz już nie przychodzi?- Nie.Od dawna.Ciekawe, pomyślała Catriona.Czyżby Lamia była jedną z tych łatwych zdo-byczy Omara, którymi zdążył się znudzić? O odpowiedz na to pytanie będzietrudno, uznała, zastanawiając się nad tym w drodze powrotnej do domu.Nie mo-gła zapytać o to Lucasa ani, oczywiście, samego Omara.Może Mike wiedział cośna ten temat, lecz czy zechciałby mówić? Chyba nie, przynajmniej dopóki w ze-SRspole był Mohamed.Kiedy dojechali do Ogrodu Nilu", złożyła chyłkiem swojezakupy na ganku i poszła na górę, żeby rozpakować to, co należało do dziewczy-nek.Zauważyła już, że kiedy Omar był w domu, przebywał głów--ie w swoim ga-binecie, gdzie nikt nie przeszkadzał mu w pracy, a kolację jadł pózno, okołodziesiątej.Kobiety natomiast posiały się dużo wcześniej, o szóstej, żeby dziew-czynki mogły pójść spać o rozsądnej porze.Catriona zjadła razem z nimi, powie-działa dobranoc i wyszła na ganek, by poczekać na Lucasa.Te parę minut odde-chu na dworze zawsze sprawiało jej wielką przyjemność.Z końcem dnia upał ze-lżał, ale wciąż było bardzo ciepło.W koronach drzew szumiał leciutki wiatr odNilu, i powietrze nasycone było egzotycznymi, ostrymi zapachami, ciężką woniąWschodu.Oparta o jedną z kamiennych kolumienek wspierających portyk, Ca-triona przymknęła oczy.Cichy ruch tuż obok uświadomił jej, że ktoś ją obserwuje.Był to Omar.Stałzaledwie o krok, z oczami utkwionymi w jej twarzy.Bezwiednie wyprostowałasię i przywarła plecami do kolumienki.- Jesteś zmęczona? - zapytał miękko, prawie pieszczotliwie.- Nie.Po prostu delektuję się wieczorem.- Doktor Kane każe ci za ciężko pracować.- Nie ciężej niż innym, a poza tym kocham tę pracę.Ojej! - Sięgnęła do kie-szeni.- Na śmierć zapomniałam, przepraszam.To reszta z pieniędzy, które dałeśmi na wydatki.Wydałyśmy, niestety, sporo.- Wiem, wiem - uśmiechnął się.- Dziewczynki wszystko opowiedziały, kiedyprzyszły mi powiedzieć dobranoc.Były niezmiernie podekscytowane.Dzięki to-bie miały udany dzień.Tego im właśnie trzeba - młodej kobiety, która wprowa-dziłaby je w szerszy świat.SRW ciszę wdarł się nagle dzwięk otwieranej bramy i buczenie silnika landro-wera, które ucho Catriony nauczyło się rozpoznawać bezbłędnie.Przyjechał Lu-cas.Jakby nie zauważając wyciągniętej ręki Catriony, Omar nie tylko nie odebrałpieniędzy, ale sięgnął do portfela i wcisnął jej kilka banknotów, czyniąc to tak,że nie mogło to ujść uwagi podjeżdżającego Lucasa.- Przyda ci się, kiedy znów się dokądś wybierzecie - powiedział, a następniedotknął jej ręki i szepnął do ucha: - Nie mów nic dziewczynkom, ale na następnąsobotę zaplanowałem wam niespodziankę.Uśmiechnął się, tak jak to sobie wyreżyserował.Lucasowi mogło się wyda-wać, że dzielą się ze sobą jakimś poufałym, przyjemnym sekretem.TymczasemOmar skinął w jego kierunku głową, powiedział dobranoc" i wszedł do domu.Bardzo mądry unik, pomyślała, widząc ponurą jak gradowa chmura minę Lucasa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Nie.Ale wyznaję równość płci.Spojrzał z upodobaniem w iskrzące się oczy Catriony.- Między kobietą a mężczyzną - rzekł miękko - nigdy nie będzie prawdziwejrówności.To mężczyzna wybiera sobie kobietę i utrzymuje ją.czy to będzieżona, córka czy.kochanka.SRNie do wiary, jak szybko w ich rozmowie pojawił się ten temat.A przecieżtego właśnie pragnęła uniknąć.Poderwała się z miejsca.- Jeśli kobiety miałyby równe prawo do pracy, nie musiałyby być utrzymy-wane - powiedziała zirytowana.- I cóż by to była za ulga dla was wszystkich,biednych, zaharowanych mężczyzn.A teraz, wybacz, muszę cię opuścić.Chcia-łabym zastanowić się nad listą zakupów, nim dziewczynki się obudzą.Idąc do bawialni, zajrzała do koperty z miesięcznym honorarium.Był w niejczek na uzgodnioną sumę.Potem wyjęła z kieszeni banknoty, które Omar dał jejna drobne wydatki, przeliczyła je i wybuchnęła śmiechem.Na zabawki dla córekprzeznaczył kwotę trzykrotnie większą niż jej pensja.I co tu mówić o subtelnościArabów.Gdyby była pazerna na pieniądze, ten gest z pewnością otworzyłby jejoczy.Szofer nie był zbyt rozmowny, ale wiedział, gdzie są najlepsze sklepy.Szedłdyskretnie kilka kroków za nimi, tak że niemal zapomniały o jego istnieniu.Ku-piły farby i papier, kilka łatwych książeczek po angielsku i mnóstwo innych rze-czy, które uznały zgodnie za niezbędne.Znalazły się wśród nich dziecięce ubra-nia: szerokie spodnie i szorty, a także trykotowe bluzeczki z krótkimi rękawami,w jasnych żywych kolorach.Dziewczynkom bardzo się podobały, ale Dorreya,cała w pąsach, powiedziała:- Tatuś? Co on na to?- Nie przejmuj się - uspokoiła ją Catriona.- Powiedział, żebym kupiła to, comi się spodoba.A teraz - zajrzała do rozmówek, w które dopiero co się zaopa-trzyła, i zwróciła się do szofera: - muszę kupić farbę.- Pokazała na migi wiel-kość puszki.Wyglądał na zaskoczonego, lecz zaprowadził je do właściwego sklepu.Kupi-ła trzy duże puszki.Miała nadzieję, że wystarczą na pomalowanie jej pokoju iświetlicy w bazie.Potem, w innym sklepie, zaopatrzyła się w materiał na zasłon-SRki.Wydała na te zakupy całą sumę, którą otrzymała od Lucasa, miała jednakprzekonanie, że warto było to zrobić.Widząc, jacy są obładowani, szofer zasuge-rował, żeby wracać, lecz damska część wycieczki nie miała jeszcze dość.Posłałybiedaka z paczkami do samochodu, a same weszły do eleganckiej kawiarenki wogromnym domu handlowym.Ich śmiech, kiedy zajadały się baklawą i innymi pysznymi ciastkami, na któ-rych wyrobie Egipcjanie naprawdę się znają, zwrócił uwagę dwóch przechodzą-cych obok stolika kobiet.Jedną z nich była Lamia.Catriona kiwnęła głową i na-gle zaskoczona usłyszała Dorreyę:- Dzień dobry, pani Shalaby.Lamia zatrzymała się, przywitała z dziewczynkami, a potem zaczęły rozma-wiać po egipsku, z czego Catriona nic nie zrozumiała.- Cześć! - Lamia raczyła ją zauważyć.- Myślałam, że masz uczyć te dzieci, anie wałęsać się z nimi po Luksorze, kiedy Omara nie ma w domu.- Jest.Wrócił i bardzo chętnie zgodził się, żebyśmy pojechały do miasta.Aty? Przyjechałaś zrobić zamówienia dla bazy?Lamia zrobiła minę, uśmiechnęła się słodko do dziewczynek i pobiegła za ko-leżanką.- Znasz panią Shalaby? - Catriona zapytała Dorreyę.- Tak.Ona.przychodziła do nas.- A teraz już nie przychodzi?- Nie.Od dawna.Ciekawe, pomyślała Catriona.Czyżby Lamia była jedną z tych łatwych zdo-byczy Omara, którymi zdążył się znudzić? O odpowiedz na to pytanie będzietrudno, uznała, zastanawiając się nad tym w drodze powrotnej do domu.Nie mo-gła zapytać o to Lucasa ani, oczywiście, samego Omara.Może Mike wiedział cośna ten temat, lecz czy zechciałby mówić? Chyba nie, przynajmniej dopóki w ze-SRspole był Mohamed.Kiedy dojechali do Ogrodu Nilu", złożyła chyłkiem swojezakupy na ganku i poszła na górę, żeby rozpakować to, co należało do dziewczy-nek.Zauważyła już, że kiedy Omar był w domu, przebywał głów--ie w swoim ga-binecie, gdzie nikt nie przeszkadzał mu w pracy, a kolację jadł pózno, okołodziesiątej.Kobiety natomiast posiały się dużo wcześniej, o szóstej, żeby dziew-czynki mogły pójść spać o rozsądnej porze.Catriona zjadła razem z nimi, powie-działa dobranoc i wyszła na ganek, by poczekać na Lucasa.Te parę minut odde-chu na dworze zawsze sprawiało jej wielką przyjemność.Z końcem dnia upał ze-lżał, ale wciąż było bardzo ciepło.W koronach drzew szumiał leciutki wiatr odNilu, i powietrze nasycone było egzotycznymi, ostrymi zapachami, ciężką woniąWschodu.Oparta o jedną z kamiennych kolumienek wspierających portyk, Ca-triona przymknęła oczy.Cichy ruch tuż obok uświadomił jej, że ktoś ją obserwuje.Był to Omar.Stałzaledwie o krok, z oczami utkwionymi w jej twarzy.Bezwiednie wyprostowałasię i przywarła plecami do kolumienki.- Jesteś zmęczona? - zapytał miękko, prawie pieszczotliwie.- Nie.Po prostu delektuję się wieczorem.- Doktor Kane każe ci za ciężko pracować.- Nie ciężej niż innym, a poza tym kocham tę pracę.Ojej! - Sięgnęła do kie-szeni.- Na śmierć zapomniałam, przepraszam.To reszta z pieniędzy, które dałeśmi na wydatki.Wydałyśmy, niestety, sporo.- Wiem, wiem - uśmiechnął się.- Dziewczynki wszystko opowiedziały, kiedyprzyszły mi powiedzieć dobranoc.Były niezmiernie podekscytowane.Dzięki to-bie miały udany dzień.Tego im właśnie trzeba - młodej kobiety, która wprowa-dziłaby je w szerszy świat.SRW ciszę wdarł się nagle dzwięk otwieranej bramy i buczenie silnika landro-wera, które ucho Catriony nauczyło się rozpoznawać bezbłędnie.Przyjechał Lu-cas.Jakby nie zauważając wyciągniętej ręki Catriony, Omar nie tylko nie odebrałpieniędzy, ale sięgnął do portfela i wcisnął jej kilka banknotów, czyniąc to tak,że nie mogło to ujść uwagi podjeżdżającego Lucasa.- Przyda ci się, kiedy znów się dokądś wybierzecie - powiedział, a następniedotknął jej ręki i szepnął do ucha: - Nie mów nic dziewczynkom, ale na następnąsobotę zaplanowałem wam niespodziankę.Uśmiechnął się, tak jak to sobie wyreżyserował.Lucasowi mogło się wyda-wać, że dzielą się ze sobą jakimś poufałym, przyjemnym sekretem.TymczasemOmar skinął w jego kierunku głową, powiedział dobranoc" i wszedł do domu.Bardzo mądry unik, pomyślała, widząc ponurą jak gradowa chmura minę Lucasa [ Pobierz całość w formacie PDF ]