[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Miałaś doskonałe wyjście, czekające tylko, aby z niego skorzystać.Cressida Twombley wzięłaby na siebie całą winę.- Nieoczekiwanie poło\yłPenelope dłonie na ramionach i ścisnął tak mocno, \e ledwie mogła oddychać.-Czemu nie pozwoliłaś temu umrzeć własną śmiercią? - zapytał niecierpliwie.Oczy błyszczały mu groznie.Po raz pierwszy widziała go tak poruszonego i zrobiło jej się przykro, \eprzyczyną był gniew.I wstyd.- Nie mogłam na to pozwolić - szepnęła.- Nie mogłam pozwolić, aby onastała się mną.13- Do diaska, a dlaczego nie?Penelope wytrzeszczyła oczy i milczała przez kilkanaście sekund.- Bo& bo& - Machnęła ręką, zastanawiając się, jak to wyjaśnić.Serce jejpękało.Jej najbardziej przera\ający - i najbardziej ekscytujący - sekret wyszedłna jaw, a jemu się wydaje, \e tak łatwo to wszystko wyjaśnić?- Wiem, \e prawdopodobnie to najgorsza suka, jaką zrodziła angielskaziemia&Penelope jęknęła.- & przynajmniej w ciągu ostatniego pokolenia, ale na litość boską,Penelope& - Bridgerton przeczesał palcami włosy i surowo spojrzał jej w twarz.- & chciała całą winę wziąć na siebie. - Całą sławę - poprawiła go z lekką irytacją.- Cała winę - powtórzył.- Czy masz pojęcie, co się stanie, kiedy ludzie siędowiedzą, kim jesteś naprawdę?Zacisnęła wargi, mocno ju\ zniecierpliwiona& i ura\ona tą jegopogardliwą postawą.- Miałam dziesięć lat, \eby się nad tym zastanowić.Zmru\ył oczy.- Czy mi się zdaje, czy silisz się na sarkazm?- Wcale nie - odparowała.- Naprawdę sądzisz, \e nie poświęciłam sporejczęści ostatnich dziesięciu lat na zastanawianie się, co będzie, jeśli ktoś mnierozszyfruje? Byłabym ślepą idiotką, naprawdę.Bridgerton chwycił ją za ramiona i ścisnął mocniej, gdy powózpodskoczył na nierównym bruku.- Będziesz skompromitowana, Penelope.Skompromitowana! Czy tyrozumiesz, co mówię?- Gdybym nawet jeszcze nie rozumiała - odparła - teraz zrozumiałabym napewno.Zwłaszcza po tych przydługich przemowach, które wygłaszałeś, kiedymyślałeś, \e to Eloise jest lady Whistledown.Colin skrzywił się, wyraznie zirytowany tym, \e wytknęła mu błąd.- Ludzie przestaną się do ciebie odzywać - ciągnął.- Odrzucą cię.- Ludzie nigdy ze mną nie rozmawiali - zareplikowała.- W ogóle niezdawali sobie sprawy z mojej obecności.Jak sądzisz, co mi pozwoliło tak długociągnąć tę grę? Byłam niewidzialna, Colinie.Nikt mnie nie widział, nikt ze mnąnie rozmawiał.Stałam i słuchałam, a nikt nic nie widział.- To nieprawda - odrzekł, ale odwrócił wzrok.- Och, to prawda i ty dobrze o tym wiesz.Próbujesz zaprzeczyć - dzgnęłago palcem w ramię - bo czujesz się winny.- Nieprawda!- Och, proszę - jęknęła.- Wszystko, co robisz, robisz z poczucia winy. - Pen&- Przynajmniej jeśli chodzi o mnie - poprawiła się.Oddychała szybko, poskórze przebiegały jej ciarki, a dusza po raz pierwszy w \yciu płonęła.-Myślisz, \e nie wiem, jak twoja rodzina lituje się nade mną? Myślisz, \e umykamojej uwadze, \e kiedy ty lub twoi bracia przypadkiem znajdziecie się na tymsamym balu, co ja, zawsze prosicie mnie do tańca?- Jesteśmy uprzejmi - wycedził - i lubimy cię.- I \al wam.Lubicie Felicity, a jakoś nie widzę, \ebyście tańczyli z nią zaka\dym razem, kiedy ją zobaczycie.Bridgerton puścił ją nagle i skrzy\ował ramiona na piersi.- Hm, nie lubię jej tak bardzo, jak ciebie.Penelope zamrugała, nagle zbita z pantałyku.Chyba tylko Colin potrafiprawić komplementy w samym środku awantury.Rozbroił ją zupełnie.- A ty - przypomniał z dość wyniosłą miną - do tej pory nieodpowiedziałaś na moje pierwotne zarzuty.- To znaczy?- Ze lady Whistledown cię zniszczy.- Na Boga - jęknęła - mówisz o niej tak, jakby była kimś rzeczywistym.- No có\, wybacz, jeśli wcią\ nie potrafię połączyć kobiety, na którąpatrzę, z tą jędzą piszącą swoje paszkwile.- Colinie!- Ura\ona? - zadrwił.- Tak! Cię\ko pracowałam nad tą gazetką.- Zacisnęła pięści na cienkiejtkaninie seledynowej sukni, nie dbając o to, \e ją mnie bez litości.Musiała cośzrobić z rękami, inaczej strach i gniew, jakie się w niej nagromadziły, ju\ hyeksplodowały.Mogła jeszcze skrzy\ować ramiona, ale nie chciała okazaćirytacji.Przynajmniej jedno z nich powinno zachowywać się dojrzalej ni\przeciętny sześciolatek.- Nie śmiałbym pomniejszać wartości tego, co robiłaś - rzekł pobła\liwie. - Oczywiście, \e tak - przerwała.- Nieprawda.- No to co teraz robisz?- Staram się być dorosły! - odparł z niejakim zniecierpliwieniem,podnosząc głos.- Ktoś musi.- Nie mów mi o dorosłym zachowaniu! - wykrzyknęła.- Ty, któryuciekasz na samą myśl o odpowiedzialności!- A co to ma, u diabła, znaczyć? - syknął.- To chyba dość oczywiste.Bridgerton cofnął się lekko.- Nie mogę uwierzyć, \e mówisz do mnie w ten sposób.- Nie mo\esz uwierzyć, \e mówię - zaśmiała się - czy \e mam odwagę cito powiedzieć?Wytrzeszczył oczy, wyraznie zaskoczony jej pytaniem.- Jest we mnie coś więcej, ni\ myślisz, Colinie - odrzekła.A potem, ju\znacznie cichszym tonem dodała: - Jest we mnie coś więcej, ni\ ja samamyślałam.Bridgerton milczał przez dłu\szą chwilę, a potem, jakby nie mógłprzełknąć krytyki, spytał przez zaciśnięte zęby:- Co miałaś na myśli, mówiąc, \e uciekam przed odpowiedzialnością?Panna Featherington wydęła wargi, wypuszczając z płuc powietrze, comiało ją uspokoić.- Jak sądzisz, dlaczego tyle podró\ujesz?- Bo lubię - odparł oschle.- I dlatego, \e tu w Anglii nudzisz się śmiertelnie.- A to czyni ze mnie dziecko, poniewa\& ? - Poniewa\ nie chcesz dorosnąć i zrobić coś dojrzałego, co utrzymałobycię w jednym miejscu.- Na przykład?Podniosła ręce, jakby chciała powiedzieć: "Przecie\ to oczywiste".- Na przykład o\enić się.- Czy to oświadczyny? - zadrwił, unosząc kącik ust w dość bezczelnymuśmiechu.Penelope poczuła, jak jej policzki zalewa gorący rumieniec, ale zmusiłasię, aby brnąć dalej.- Wiesz, \e nie, i nie próbuj rozmyślnym okrucieństwem zmieniać tematu.- Czekała, \e on coś powie, mo\e przeprosi.Jego milczenie było obelgą, więctylko prychnęła i rzekła: - Na litość boską, masz trzydzieści trzy lata!- A ty dwadzieścia osiem - odparował, nie siląc się na uprzejmy ton.Poczuła się tak, jakby ktoś pięścią uderzył ją w brzuch, ale była zbytwściekła, \eby się wycofać do znajomej skorupy.- W przeciwieństwie do ciebie - syknęła, nie dbając ju\ o konwenanse -nie mogę sobie pozwolić na luksus oświadczyn.I w przeciwieństwie do ciebie -dodała, w nadziei, \e obudzi w nim poczucie winy - nie otacza mnie tłumpotencjalnych zalotników, więc nigdy nie mogłam sobie pozwolić na luksusodmowy.Bridgerton zacisnął zęby.- I sądzisz, \e ujawnienie się jako lady Whistledown zwiększy liczbętwoich zalotników?- Próbujesz mnie obrazić? - zgrzytnęła zębami.- Próbuję być realistą.Chyba całkiem zapomniałaś, co to znaczy!- Nigdy nie powiedziałam, \e zamierzam ujawnić się jako ladyWhistledown.Colin chwycił kopertę z ostatnim artykułem i podsunął jej pod nos.- A to? Co to jest? Wyrwała mu ją i wyszarpnęła artykuł ze środka.- Przepraszam pokornie - odparła, cedząc ka\de słowo.- Chybaprzeoczyłam zdanie, w którym zdradzam moją to\samość.- Myślisz, \e ten twój łabędzi śpiew w najmniejszym bodaj stopniu stłumizainteresowanie to\samością lady Whistledown? Och, wybacz - teatralnymgestem poło\ył dłoń na sercu - powinienem powiedzieć "twoją to\samością" [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl