[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak?- Ja wiem, że jesteś moją córką.Prawie trzydzieści trzy lata temuwydałam cię na świat.Sama byłam wtedy praktycznie dzieckiem.Osobą zbyt młodą, by wziąć na siebie taką odpowiedzialność.- Twarzjej pociemniała.- Twój ojciec odszedł, zanim się urodziłaś, a moirodzice nie chcieli mieć ze mną nic do czynienia.Tak to kiedyś było.Leigh słuchała tych słów, ale ich sens wciąż jej umykał.- Co każe pani sądzić, że jestem jej córką?- Adoptowali cię Peter i Ellen Randallowie.Ich imiona i nazwisko mógł jej podać każdy mieszkaniecOcracoke.Spokojnie, Leigh.- Ma pani.jakieś dokumenty?- Jakie dokumenty? Leigh wzruszyła ramionami.- Poświadczające, że jest pani moją matką.Janet uśmiechnęła sięze smutkiem.180RS - Nie dostaje się takich dokumentów, moja droga.Podpisuje sięje tylko.Dokumenty dostają rodzice adoptujący dziecko.Na pewno jemasz.Leigh przebiegła szybko w myślach wydarzenia ostatniegotygodnia.Zwiadectwo adopcji cisnęła na stos papierów dowyrzucenia.Jęknęła.- Dobrze się czujesz? - spytała Janet.- Wiem, że to dla ciebieszok.Leigh przymrużyła oczy.To za mało, żebym uznała cię zamatkę.- Co sobie pani pomyślała, kiedy nie dostała odpowiedzi na swójlist?- Jaki list?- Ten, który wysłała pani wiele lat temu do OśrodkaAdopcyjnego.Z prośbą o umożliwienie kontaktu ze mną.Janet opuściła głowę, sięgnęła po torebkę i postawiła ją sobie nakolanach.Pogrzebała w niej i wyciągnęła chusteczkę higieniczną.Kiedy wytarła nos i znowu podniosła wzrok na Leigh, czubek nosa ioczy miała zaczerwienione.Po raz pierwszy w Leigh obudziło się współczucie.Kimkolwiekjest ta kobieta, najwyrazniej pragnie wierzyć, że jestem jej córką.- A co pomyślałaś sobie ty, kiedy zobaczyłaś ten list? - zapytałaJanet.Leigh z trudem przełknęła ślinę.To niespodziewane pytaniezbiło ją z tropu.181RS - Nie widziałam go.Rodzice mi go nie pokazali.Znalazłam godopiero wczoraj.Janet wyciągnęła rękę i poklepała Leigh po przedramieniu.- Kiedy nadszedł.- podjęła Leigh - na wiosnę tuż przed moimiczternastymi urodzinami.ojciec był w pierwszym stadium chorobyAlzheimera.Nie wiedziałyśmy jeszcze, że na nią cierpi, ale matkazauważyła, że dzieje się z nim coś niedobrego.Jestem przekonana, żenie mogła sobie pozwolić na komplikacje.- Zawiesiła głos.-.jakie pociągnęłaby za sobą zgoda na spotkanie z twojąbiologiczną matką - dokończyła Janet.Leigh popatrzyła na nią.Na chwilę spotkały się ich oczy.- Tak - szepnęła.- Mogłabym zobaczyć ten list?- Jest na górze, w sypialni rodziców.- Leigh podniosła się zkrzesła i na uginających się nogach ruszyła przodem.Na szczycieschodów zatrzymała się, by zaczekać na Janet, która została trochę ztyłu.Janet dogoniła ją i nie zatrzymując się, szła dalej korytarzem wkierunku dużej sypialni.- Była pani na prezentacji domu? - zapytała Leigh, drepcząc zanią.Kobieta zatrzymała się, zawahała, a potem odwróciła do Leigh.- Nie - odparła - ale wszystkie stare domy mają podobnyrozkład.Główna sypialnia jest zawsze od frontu.Leigh przekrzywiła głowę.182RS - Hm.Chyba ma pani rację.Nigdy o tym nie pomyślałam.Takczy inaczej.- prześliznęła się obok Janet, która stała w progu, ipodszedłszy do łóżka opadła na czworaki -.moja matkaprzechowywała ważne rzeczy tutaj.To mówiąc, wyciągnęła spod łóżka skórzaną walizkę.Janetprzysiadła na krawędzi łóżka i przyglądała się, jak Leigh unosi wiekoi grzebie w zawartości walizki.- Kocyk też tu przechowywała? Leigh opuściła powoli wieko.- Jaki kocyk? - zapytała ogłuszona.- Ten, w którym wydano cię przybranym rodzicom ze szpitala.W który byłaś owinięta, zanim.zrzekłam się ciebie, podpisującdokumenty adopcyjne.- Janet opuściła głowę i wyciągnęła z torebkikolejną chusteczkę higieniczną.Leigh nie mogła oderwać oczu od kobiety siedzącej na łóżku jejrodziców.Co tu się wyprawia? Czuła się jak w letargu.- Jak wyglądał ten kocyk?Janet wepchnęła chusteczkę do kieszeni sukienki i uśmiechnęłasię.Był to rozmarzony uśmiech kogoś, kto wspomina minioną epokę.- Był bladobłękitny z żółtymi kaczuszkami podążającymi zamamą kaczką.- Zmarszczyła czoło.- Ta mama kaczka też była żółta,a może brązowa? No bo chyba powinna być brązowa.Leigh kiwała potakująco głową.Czuła coraz silniejsze dławieniew gardle.- I zachowała pani kawałek? Janet spojrzała na nią z góry.- Jaki kawałek?183RS - Róg.Kocyk nie miał jednego rogu i Ellen mówiła mi zawsze,że obcięła go sobie na pamiątkę moja biologiczna matka.Janet zakryła rękami twarz.Leigh czekała cierpliwie.- Został w domu - padła stłumiona odpowiedz.-Chyba w głębiduszy obawiałam się, że prawdopodobnie znowu doznamrozczarowania.- Chce go pani zobaczyć? - spytała Leigh, unosząc znowu wiekowalizki.- Tak.Leigh wyciągnęła kocyk z dna.- To ten! - krzyknęła Janet.- Twój kocyk z kaczuszkami.-Iwybuchnęła płaczem.Leigh odsunęła na bok walizkę i podpełzła na czworakach dołóżka.Podniosła się i otoczyła Janet Bradley ramionami.184RS 10Zamknęła za Janet drzwi i patrzyła, jak ta wsiada do samochodui wyjeżdża tyłem z podjazdu.Potem odwróciła się i oparła o framugę.Wypuściła powietrze z płuc, odgarnęła z czoła kosmyk włosów.Czułasię wykończona.Skonana, jak powiedziałaby mama.Mama.Brakowało jej matki.Tęskniła za nią.Tylko matkazrozumiałaby jej obecne rozdarcie, ten natłok zalewających ją terazemocji.Chociaż było jeszcze stosunkowo jasno, zapaliła światło nawerandzie.Nagle wydało jej się, że musi koniecznie dać znać światu iludziom, że w Wichrowym Dworku ktoś jest.Dom.Zaczęła snuć siębez celu po pokojach na parterze niemal tak samo, jak zaraz poprzyjezdzie.Tydzień temu.Aż trudno uwierzyć, że przez te siedemdni tyle się wydarzyło.Przegadały z Janet cały dzień, wypiły dwa dzbanki kawy, potemzjadły na spółkę zamówioną w wiosce pizzę.Zaproponowała Janet,żeby została na noc, ale ta uparła się, że wróci do motelu do Matteras ida Leigh więcej czasu na  oswojenie się z sytuacją".Leigh pogasiła światła na parterze, wyszła na taras i usiadła tamw ciemnościach.Z kieliszkiem wina w ręku zaczęła dumać nadprzebiegiem tego popołudnia.Janet, rozkręciwszy się, zgubiła gdzieś swój drażniący,manieryczny sposób bycia.Mówiła ze swadą i interesująco, możetylko z niewielką tendencją do dygresji.Ze szczególnym ożywieniem185RS opowiadała o ciąży - pierwszej i ostatniej w życiu, wyznała - ipowodach, dla których oddała Leigh do adopcji.Randallów nie znałaosobiście.Zobaczyła ich tylko na fotografii i spodobali jej się.Leigh huczało w głowie od nowych nazwisk i rodzinnychkoneksji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl