[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miał samochodujuż od dłuższego czasu, ale nie stanowiło to dla niego problemu.Umiejętnośćprzystosowania się, zaadaptowania była kluczem do uzyskania życiowej odporności,a ta z kolei była kluczem do posiadania siły.Chmury ponownie zakryły słońce, gdy Julian się ubierał.Obserwował, jak nadciągająi ciemnieją, cóż za przyjemny widok * Julian nie lubił zbyt jasnych barw * kiedy towyczuł czyjąś obecność.Podszedł do okna i wyjrzał przez nie.Na podwórku stała właścicielka, spoglądając w górę.Była kobietą wśrednim wieku, z nadwagą, w roboczym ubraniu złożonym z flanelowej kurtki wczerwono*czarną kratkę, jeansów i kaloszy.Dostrzegła Juliana i pomachała do niego.Uśmiechnęła się również, zbyt szeroko.Miała piękne zęby i dobrze o tym wiedziała,nie było co do tego wątpliwości.Julian także do niej pomachał, zatrzymując własnyuśmiech dla siebie.Wykonała ruch imitujący otwieranie okna, w górę, w górę.Julianpodniósł haczyk, stary, mosiężny i zaśniedziały, po czym otworzył okno.* Mam dla pana list, panie Sawyer.List.Jak to możliwie? Julian szybko rozejrzał się dookoła, zobaczył jedynie budyneknazywany przez właścicielkę dużym domem, stojący po drugiej stronie długiejścieżki, a w oddali dwie kępy drzew, opuszczone teraz przez szpaki.A więc nicniezwykłego.Wyszedł z niewielkiego pokoju, jedynego nadającego się dozamieszkania w budynku nazywanym przez właścicielkę wozownią, i zszedł powydeptanych schodach, skrzyp, skrzyp.Poczuł na twarzy zimne powietrze, jeszczezanim otworzył zewnętrzne drzwi.Julian zarejestrował to w umyśle i nic poza tym *był nieczuły na warunki pogodowe.Podeszła do niego.Zauważył, że czerwień pomadki na jej ustach jest w tym samymodcieniu, co czerwień kratek na jej kurtce.* Zadomowił się już pan, panie Sawyer?Słyszał już tego ranka to pytanie, nic nie znaczące i wścibskie zarazem.* Tak, dziękuję za troskę, pani Bender.* Proszę mówić mi Gail * zaproponowała pani Bender.* A prawdziwą panią Bender,czyli żoną pana Bendera, to nie jestem od czasów Reagana.* Wobec tego ja jestem Julian * odparł Julian.Miała bardzo przyjemny głos, o wesołym, a nawet inteligentnym brzmieniu, leczteraz chciał jedynie dostać list.Sięgnęła za guziki czerwono*czarnej kurtki, wyjęłago i podała mu kopertę, wciąż jeszcze ciepłą od kontaktu z jej ciałem.Julian wziąłlist do ręki bez cienia pośpiechu, beztrosko, lecz jego oczy natychmiast wypatrzyłyadres zwrotny: Centrum Prywatnego Nauczania Szóstka z Plusem", jegopracodawcy.Teraz naprawdę poczuł się beztrosko; bardzo ciekawe doznanie * takieprzeistoczenie, przemiana iluzji w rzeczywistość, w coś konkretnego.Gail spoglądała na niego z dziwnym wyrazem twarzy, lekko przekrzywiając głowę.*O, zgoliłeś brodę.* Nie da się zaprzeczyć.Zaśmiała się i posłała mu wieloznaczne spojrzenie, w którym czaiło się wiele odczuć,domagając się uwagi.* Dziękuję za list, Gail.Na przyszłość będziemy musieli pomyśleć o mniejkłopotliwej formie ich dostarczania.Jej wzrok padł na niewielką kępkę włosów, której nie zgolił, i na niej pozostał.* Tożaden kłopot * odparła, nie rozumiejąc aluzji.Julian znalazł w kopercie tuzin wizytówek Szóstki z Plusem" oraz wiadomość odMargie, szefowej, napisaną dużymi, krągłymi literami: Cieszę się, że do nasdołączyłeś, Julianie.Możesz wpisać swoje nazwisko na tych wizytówkach.Zatydzień lub dwa dostaniesz własne.Włożył wizytówki do kieszeni, zieloną teczkęumieścił w bagażniku nad tylnym kołem roweru * nie jego własnego, lecz całkiemnowego i solidnego roweru górskiego, który znalazł pokryty pajęczynami w piwnicywozowni * i ruszył długą alejką w kierunku Trunk Road, a następnie skręcił w prawo.Jak przyjemnie.Nawet wiatr wiał mu w plecy.Nie żeby sprawiało mu to jakąśróżnicę: był bardzo silny.Miał silne nogi, plecy, ramiona, choć nie był ani trochęprzysadzisty, przesadnie muskularny czy niezgrabny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Nie miał samochodujuż od dłuższego czasu, ale nie stanowiło to dla niego problemu.Umiejętnośćprzystosowania się, zaadaptowania była kluczem do uzyskania życiowej odporności,a ta z kolei była kluczem do posiadania siły.Chmury ponownie zakryły słońce, gdy Julian się ubierał.Obserwował, jak nadciągająi ciemnieją, cóż za przyjemny widok * Julian nie lubił zbyt jasnych barw * kiedy towyczuł czyjąś obecność.Podszedł do okna i wyjrzał przez nie.Na podwórku stała właścicielka, spoglądając w górę.Była kobietą wśrednim wieku, z nadwagą, w roboczym ubraniu złożonym z flanelowej kurtki wczerwono*czarną kratkę, jeansów i kaloszy.Dostrzegła Juliana i pomachała do niego.Uśmiechnęła się również, zbyt szeroko.Miała piękne zęby i dobrze o tym wiedziała,nie było co do tego wątpliwości.Julian także do niej pomachał, zatrzymując własnyuśmiech dla siebie.Wykonała ruch imitujący otwieranie okna, w górę, w górę.Julianpodniósł haczyk, stary, mosiężny i zaśniedziały, po czym otworzył okno.* Mam dla pana list, panie Sawyer.List.Jak to możliwie? Julian szybko rozejrzał się dookoła, zobaczył jedynie budyneknazywany przez właścicielkę dużym domem, stojący po drugiej stronie długiejścieżki, a w oddali dwie kępy drzew, opuszczone teraz przez szpaki.A więc nicniezwykłego.Wyszedł z niewielkiego pokoju, jedynego nadającego się dozamieszkania w budynku nazywanym przez właścicielkę wozownią, i zszedł powydeptanych schodach, skrzyp, skrzyp.Poczuł na twarzy zimne powietrze, jeszczezanim otworzył zewnętrzne drzwi.Julian zarejestrował to w umyśle i nic poza tym *był nieczuły na warunki pogodowe.Podeszła do niego.Zauważył, że czerwień pomadki na jej ustach jest w tym samymodcieniu, co czerwień kratek na jej kurtce.* Zadomowił się już pan, panie Sawyer?Słyszał już tego ranka to pytanie, nic nie znaczące i wścibskie zarazem.* Tak, dziękuję za troskę, pani Bender.* Proszę mówić mi Gail * zaproponowała pani Bender.* A prawdziwą panią Bender,czyli żoną pana Bendera, to nie jestem od czasów Reagana.* Wobec tego ja jestem Julian * odparł Julian.Miała bardzo przyjemny głos, o wesołym, a nawet inteligentnym brzmieniu, leczteraz chciał jedynie dostać list.Sięgnęła za guziki czerwono*czarnej kurtki, wyjęłago i podała mu kopertę, wciąż jeszcze ciepłą od kontaktu z jej ciałem.Julian wziąłlist do ręki bez cienia pośpiechu, beztrosko, lecz jego oczy natychmiast wypatrzyłyadres zwrotny: Centrum Prywatnego Nauczania Szóstka z Plusem", jegopracodawcy.Teraz naprawdę poczuł się beztrosko; bardzo ciekawe doznanie * takieprzeistoczenie, przemiana iluzji w rzeczywistość, w coś konkretnego.Gail spoglądała na niego z dziwnym wyrazem twarzy, lekko przekrzywiając głowę.*O, zgoliłeś brodę.* Nie da się zaprzeczyć.Zaśmiała się i posłała mu wieloznaczne spojrzenie, w którym czaiło się wiele odczuć,domagając się uwagi.* Dziękuję za list, Gail.Na przyszłość będziemy musieli pomyśleć o mniejkłopotliwej formie ich dostarczania.Jej wzrok padł na niewielką kępkę włosów, której nie zgolił, i na niej pozostał.* Tożaden kłopot * odparła, nie rozumiejąc aluzji.Julian znalazł w kopercie tuzin wizytówek Szóstki z Plusem" oraz wiadomość odMargie, szefowej, napisaną dużymi, krągłymi literami: Cieszę się, że do nasdołączyłeś, Julianie.Możesz wpisać swoje nazwisko na tych wizytówkach.Zatydzień lub dwa dostaniesz własne.Włożył wizytówki do kieszeni, zieloną teczkęumieścił w bagażniku nad tylnym kołem roweru * nie jego własnego, lecz całkiemnowego i solidnego roweru górskiego, który znalazł pokryty pajęczynami w piwnicywozowni * i ruszył długą alejką w kierunku Trunk Road, a następnie skręcił w prawo.Jak przyjemnie.Nawet wiatr wiał mu w plecy.Nie żeby sprawiało mu to jakąśróżnicę: był bardzo silny.Miał silne nogi, plecy, ramiona, choć nie był ani trochęprzysadzisty, przesadnie muskularny czy niezgrabny [ Pobierz całość w formacie PDF ]