[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeszcze nie.'.Otwiera, zagląda do środ-ka.Teraz! - Wybiegli z ukrycia i wpadli do mrocznego korytarza.Jon i Randi przyklęknęli, Peter, Marty i Teresa stanęli za nimi i wszyscy naraz otworzy-li ogień.Kule rykoszetowały z jękiem od kamiennych ścian i sufitu.Jeden z terrorystów runął zkrzykiem na podłogę.Abu Auda i pozostali odwrócili się, błyskawicznie padli i odpowiedzie-li ogniem.Z pokoju wypełznął Mauritania.Chwycił broń martwego islamisty, wycelował ipociągnął za spust.W kamiennym korytarzu rozbrzmiało echo wystrzałów.Ekran wypełniały kolumny niezrozumiałych liczb, symboli i liter.Chambord próbowałprzeprogramować rosyjski pocisk balistyczny spoczywający w silosie w dalekiej tajdze.Nierozumiał, dlaczego przychodzi mu to z tak wielkim trudem i dlaczego stare kody zastąpiononowymi.- Powinniśmy byli pozostać przy tym pierwszym - rzucił przez ramię do siedzącego podścianą La Porte'a.Generał miał teraz obstawę, stało przy nim dwóch \ołnierzy.- Z tamtymnie byłoby kłopotów, tak samo jak z tym, który wybrał Mauritania.A ten.Kody są inne,trudne do złamania.Nie wiem, czy.- Musi pan znalezć jakiś sposób, doktorze - przerwał mu La Porte.- Natychmiast.Chambord ponownie uderzył palcami w klawiaturę.Nagle znieruchomiał, z niepokojempopatrzył na ekran monitora i z ulgą oznajmił:- Jest.Gotowe.Przeprogramowałem go i wprowadziłem współrzędne celu.Odpali au-tomatycznie o północy.Zaczął się odwracać, lecz nagle coś go tknęło.Zastygł bez ruchu, zmarszczył czoło, apotem powoli, powolutku, jak na filmie puszczonym w zwolnionym tempie, ponownie spoj-rzał na ekran.Przera\ony, musnął palcami kilka klawiszy i wytrzeszczył oczy.Bo\e, tak!Przeczucie go nie myliło.Cofnął ręce, jakby poraził go prąd.Odwrócił się z fotelem do La Porte'a.- Ten pocisk ma głowicę nuklearną! - wykrzyknął.- Nie wycofano go z u\ycia, jest wpełni uzbrojony i gotowy do odpalenia! Dlatego miał nowe kody.Bo\e święty! Jak mogłempopełnić taki błąd! To międzykontynentalny pocisk nuklearny! Nuklearny, rozumie pan?! 244 Błyskawicznie odwrócił się do klawiatury.Zatrwo\ony i rozwścieczony oddychał głośno i chrapliwie.- Jest jeszcze czas, jeszcze zdą\ę.Muszę go zdezaktywować, muszę.Kula świsnęła mu tu\ koło ucha i odłupała kawał kamienia ze ściany.- Co.? - Chambord podskoczył na krześle.La Porte trzymał w ręku pistolet.- Proszę odsunąć się od klawiatury, doktorze - powiedział zimnym głosem.Chambord gwałtownie wciągnął powietrze.Był zły, lecz powoli zaczynało do niego do-cierać, \e grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo.- Nie, nie wierzę - wyszeptał.- To niemo\liwe.Pan tego nie zaplanował.Atak nuklear-ny? To jakaś.pomyłka!Generał La Porte opuścił rękę i pistolet zwisł mu bezwładnie w dłoni.- To nie pomyłka, panie doktorze - odparł z przekonaniem.- Wybuch pocisku z kon-wencjonalną głowicą bojową nie wstrząsnąłby Europą na tyle, \eby się wreszcie ocknęła.Alepo wybuchu tej głowicy nie będzie \adnych wahań.Wszyscy zrozumieją, \e potrzebny jestnam nowy początek.Poniedziałkowe głosowanie przebiegnie po mojej myśli.- Ale przecie\.przecie\ powiedział pan, \e.La Porte cię\ko westchnął.Był wyraznieznudzony.- Po prostu ująłem w słowa to, co podszeptywało panu pańskie bur\uazyjne sumienie.Pan się boi, doktorze.Ulega pan prymitywnemu, wieśniaczemu strachowi, który nie pozwalasięgnąć po to, co najcenniejsze.Proszę przyjąć moją radę: więcej odwagi.Wygrywa tylko ten,kto ryzykuje.Wiedzą o tym nawet Anglicy i ci nieodgadnieni Amerykanie.Chambord był introwertykiem, człowiekiem nienawykłym do okazywania emocji.Nieumiał ani płakać, ani się śmiać, na co czasem narzekała jego \ona.Bardzo mu jej teraz bra-kowało.Brakowało mu jej ka\dego dnia.Często powtarzał jej, \e jego umysł jest nieskończe-nie skomplikowanym systemem, \e chocia\ nie potrafi okazywać emocji, odczuwa je równiegłęboko jak ona.Myśląc o tym, zaczął się powoli uspokajać.Ju\ wiedział, co musi zrobić.Splótł palce, zacisnął dłonie.- Zamorduje pan co najmniej pół miliona ludzi - powiedział. Pół miliona zginie na-tychmiast.Miliony innych zabije promieniowanie.W strefie wybuchu nie ocaleje.Lufa pistoletu wycelowała w jego serce.La Porte miał wyniosłą minę i Chambord od-niósł wra\enie, \e wysokie krzesło, na którym siedzi generał, nie jest krzesłem, tylko tronem.- Ju\ rozumiem! - wykrzyknął.- Zmierzał pan do tego od samego początku.Omaha.Wybrał pan Omahę nie dlatego, \e mieści się tam kwatera główna Dowództwa Amerykań-skich Sił Strategicznych, cel wa\niejszy od samego Pentagonu.I nie dlatego, \e jest to wielkiwęzeł telekomunikacyjny i ośrodek przemysłu.Wybrał pan to miasto dlatego, \e le\y w Ne-brasce, w samym sercu Stanów Zjednoczonych, w miejscu uwa\anym przez Amerykanów zanajbezpieczniejsze w kraju.Jednym uderzeniem zamierza pan pokazać światu, \e to najbez-pieczniejsze miejsce wcale nie jest bezpieczne.Zamierza pan obrócić je w atomową pustynięi osłabić ich systemy obronne.Miliony ofiar tylko po to, \eby dowieść swego.Pan jest potwo-rem, generale! Potworem! La Porte wzruszył ramionami.- To konieczne.- Armagedon.- wyszeptał Chambord ledwo słyszalnym głosem.- Ale z popiołów jak Feniks powstaną Francja i Europa.- Pan oszalał!La Porte wstał.- Mo\liwe, doktorze, ale na nieszczęście dla pana jeszcze nie zwariowałem.Policja znaj-dzie tu ciała Mauritanii i kapitana Bonnarda.Pańskie ciało te\ tu będzie, tymczasem ja.- Tymczasem pan zniknie - dokończył Chambord głosem, który zabrzmiał głucho nawetdla niego.- Jakby nigdy tu pana nie było.Nikt się nie dowie, kto za tym stał.- Naturalnie.Gdybyście prze\yli, pan i Bonnard, nie potrafiłbym wyjaśnić, jak to się sta-245 ło, \e wykorzystaliście mój zamek do swoich niecnych knowań.Bardzo doceniam pańskąpomoc.- Nasze marzenie było jednym wielkim kłamstwem.- Nie, panie doktorze.Pańskie marzenie było zbyt małe.- W zbrojowni huknęły dwa wy-strzały.- śegnaj, Chambord [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl