[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dał ręką znak Egwene, by dołączyła do niego.Nie poruszyła się, więc zsunął sięz powrotem do stóp zbocza i opowiedział jej, co znalazł.Egwene zerknęła ukradkiem na wzgórze, wysuwając głowę do przodu. Jak ty możesz widzieć cokolwiek? spytała.Perrin otworzył usta i zaraz je zamknął.Obejrzał się dookoła, oblizując wargi, poraz pierwszy świadom tego, co widzi.Słońce zaszło.Zaszło zupełnie i księżyc w pełnischował się za chmurami, a mimo to jemu się wydawało, że widzi ciemnopurpurowąłunę brzasku. Zbadałem tę skałę powiedział wreszcie. Musi nam wystarczyć.Nie wypatrząnas w tym cieniu, nawet jeśli tu dojdą.Chwycił wodze Beli, by poprowadzić ją do schronienia w dłoni.Czuł wzrok Egwenena swoich plecach.Kiedy pomagał jej zsiąść, nocny mrok przeszyły okrzyki dobiegające z okolic stawu.Egwene położyła dłoń na ramieniu Perrina i usłyszał nie wypowiedziane przez niąpytanie. Ci ludzie widzieli Wiatra odparł z niechęcią. Trudno było doszukać sięznaczenia w myślach wilków. Mają pochodnie. Wepchnął ją pod palce i samprzykucnął obok. Rozbijają się na grupy, by prowadzić poszukiwania.Jest ich wielu,a wszystkie wilki są ranne. Starał się, by w jego głosie zabrzmiała serdeczniejszanuta. Aatka i pozostałe raczej nie wejdą im w drogę, nawet jeśli są ranne, a nas sięnie spodziewają.Ludzie nie widzą tego, czego się nie spodziewają.Niedługo zrezygnująi rozbiją obóz.Razem z wilkami był Elyas, który nie potrafiłby opuścić ich w niebezpieczeństwie. Tylu jezdzców.Tacy uparci.Czemu są tacy uparci?Zobaczył, że Egwene kiwa głową, lecz w ciemności nie zauważyła tego. Nic nam się nie stanie, Perrin.38 Zwiatłości, pomyślał ze zdziwieniem, ona próbuje mnie pocieszyć.Krzyki nie ustawały.W oddali poruszały się maleńkie plamki pochodni, migotliweświetlne punkciki w ciemności. Perrin powiedziała cicho Egwene czy zatańczysz ze mną w niedzielę? Jeśliwrócimy do domu do tego czasu?Zadrżały mu ramiona.Nic nie mówił i sam nie wiedział, czy się śmieje, czy płacze. Zatańczę.Obiecuję. Jego dłonie wbrew woli, zacisnęły się na trzonku topora,przypominając mu o tym, że nadal go trzyma.Jego głos przeszedł w szept. Obiecuję powtórzył i naprawdę w to wierzył.Po wzgórzach jechały teraz grupy mężczyzn z pochodniami, liczące od dziesięciu dodwunastu osób.Perrin nie potrafił stwierdzić, ile jest tych grup.Czasami było widać ichjednocześnie trzy albo cztery, szukali we wszystkich kierunkach.Cały czas coś do siebiewołali, nocny mrok przeszywały krzyki, rżały konie.Oglądał to wszystko z wielu punktów widzenia.Przycupnął na zboczu obok Egwene,obserwując pochodnie poruszające się w mroku niczym świetliki, a w myślach biegłprzez noc razem z Aatką, Wiatrem i Skoczkiem.Wilki zostały zbyt mocno poranioneprzez kruki, by mogły teraz biec szybko i daleko, postanowiły więc przegnać tych ludziz mroku, zepchnąć na powrót w obszar ognisk.Ludzie zawsze szukają bezpieczeństwaprzy ognisku, gdy po nocy włóczą się wilki.Niektórzy poszukujący prowadzili koniebez jezdzców, te rżały i wierzgały, przewracając wytrzeszczonymi oczyma, gdy podich nogami przemykały się szare kształty, rżały przerazliwie i wyrywały wodze z rąkludzi, a potem, najszybciej jak się dało, uciekały we wszystkich możliwych kierunkach.Te konie, które niosły na swoich grzbietach jezdzców, również głośno rżały, gdyz ciemności wyskakiwały znienacka szare cienie z boleśnie kaleczącymi kłami,a czasami krzyk wyrywał się także z gardeł ich jezdzców, w następnej chwili gryzionychprzez silne szczęki.Był tam również Elyas, nie wyczuwalny wyraznie, który przekradałsię przez mrok z długim nożem, niczym dwunogi wilk z jednym ostrym, stalowymzębem.Słychać było częste przekleństwa, jednakże poszukujący za nic nie chcielizrezygnować.Nagle Perrin pojął, że ludzie z pochodniami postępują według jakiegoś planu.Zakażdym razem, gdy w zasięgu jego wzroku pojawiało się kilka grup, przynajmniej jednaz nich podjeżdżała bliżej zbocza, na którym ukrył się razem z Egwene.Elyas kazał imsię ukryć, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Dał ręką znak Egwene, by dołączyła do niego.Nie poruszyła się, więc zsunął sięz powrotem do stóp zbocza i opowiedział jej, co znalazł.Egwene zerknęła ukradkiem na wzgórze, wysuwając głowę do przodu. Jak ty możesz widzieć cokolwiek? spytała.Perrin otworzył usta i zaraz je zamknął.Obejrzał się dookoła, oblizując wargi, poraz pierwszy świadom tego, co widzi.Słońce zaszło.Zaszło zupełnie i księżyc w pełnischował się za chmurami, a mimo to jemu się wydawało, że widzi ciemnopurpurowąłunę brzasku. Zbadałem tę skałę powiedział wreszcie. Musi nam wystarczyć.Nie wypatrząnas w tym cieniu, nawet jeśli tu dojdą.Chwycił wodze Beli, by poprowadzić ją do schronienia w dłoni.Czuł wzrok Egwenena swoich plecach.Kiedy pomagał jej zsiąść, nocny mrok przeszyły okrzyki dobiegające z okolic stawu.Egwene położyła dłoń na ramieniu Perrina i usłyszał nie wypowiedziane przez niąpytanie. Ci ludzie widzieli Wiatra odparł z niechęcią. Trudno było doszukać sięznaczenia w myślach wilków. Mają pochodnie. Wepchnął ją pod palce i samprzykucnął obok. Rozbijają się na grupy, by prowadzić poszukiwania.Jest ich wielu,a wszystkie wilki są ranne. Starał się, by w jego głosie zabrzmiała serdeczniejszanuta. Aatka i pozostałe raczej nie wejdą im w drogę, nawet jeśli są ranne, a nas sięnie spodziewają.Ludzie nie widzą tego, czego się nie spodziewają.Niedługo zrezygnująi rozbiją obóz.Razem z wilkami był Elyas, który nie potrafiłby opuścić ich w niebezpieczeństwie. Tylu jezdzców.Tacy uparci.Czemu są tacy uparci?Zobaczył, że Egwene kiwa głową, lecz w ciemności nie zauważyła tego. Nic nam się nie stanie, Perrin.38 Zwiatłości, pomyślał ze zdziwieniem, ona próbuje mnie pocieszyć.Krzyki nie ustawały.W oddali poruszały się maleńkie plamki pochodni, migotliweświetlne punkciki w ciemności. Perrin powiedziała cicho Egwene czy zatańczysz ze mną w niedzielę? Jeśliwrócimy do domu do tego czasu?Zadrżały mu ramiona.Nic nie mówił i sam nie wiedział, czy się śmieje, czy płacze. Zatańczę.Obiecuję. Jego dłonie wbrew woli, zacisnęły się na trzonku topora,przypominając mu o tym, że nadal go trzyma.Jego głos przeszedł w szept. Obiecuję powtórzył i naprawdę w to wierzył.Po wzgórzach jechały teraz grupy mężczyzn z pochodniami, liczące od dziesięciu dodwunastu osób.Perrin nie potrafił stwierdzić, ile jest tych grup.Czasami było widać ichjednocześnie trzy albo cztery, szukali we wszystkich kierunkach.Cały czas coś do siebiewołali, nocny mrok przeszywały krzyki, rżały konie.Oglądał to wszystko z wielu punktów widzenia.Przycupnął na zboczu obok Egwene,obserwując pochodnie poruszające się w mroku niczym świetliki, a w myślach biegłprzez noc razem z Aatką, Wiatrem i Skoczkiem.Wilki zostały zbyt mocno poranioneprzez kruki, by mogły teraz biec szybko i daleko, postanowiły więc przegnać tych ludziz mroku, zepchnąć na powrót w obszar ognisk.Ludzie zawsze szukają bezpieczeństwaprzy ognisku, gdy po nocy włóczą się wilki.Niektórzy poszukujący prowadzili koniebez jezdzców, te rżały i wierzgały, przewracając wytrzeszczonymi oczyma, gdy podich nogami przemykały się szare kształty, rżały przerazliwie i wyrywały wodze z rąkludzi, a potem, najszybciej jak się dało, uciekały we wszystkich możliwych kierunkach.Te konie, które niosły na swoich grzbietach jezdzców, również głośno rżały, gdyz ciemności wyskakiwały znienacka szare cienie z boleśnie kaleczącymi kłami,a czasami krzyk wyrywał się także z gardeł ich jezdzców, w następnej chwili gryzionychprzez silne szczęki.Był tam również Elyas, nie wyczuwalny wyraznie, który przekradałsię przez mrok z długim nożem, niczym dwunogi wilk z jednym ostrym, stalowymzębem.Słychać było częste przekleństwa, jednakże poszukujący za nic nie chcielizrezygnować.Nagle Perrin pojął, że ludzie z pochodniami postępują według jakiegoś planu.Zakażdym razem, gdy w zasięgu jego wzroku pojawiało się kilka grup, przynajmniej jednaz nich podjeżdżała bliżej zbocza, na którym ukrył się razem z Egwene.Elyas kazał imsię ukryć, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]