[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A oprócz Carridina setki innych łajdaków.Musi dopilnować, żeby te ko-biety bezpiecznie opuściły Ebou Dar.Kłopot polegał na tym, że nie miał zielonego po-jęcia, jak ma tego dokonać.Pragnął, by chociaż te przeklęte kości zatrzymały się wresz-cie i żeby z tym przynajmniej mieć już spokój.Apartamenty, które Joline dzieliła z Teslyn, były przestronne; każda z nich otrzymaławłasną sypialnię, dodatkowo jedno pomieszczenie dla pokojówek i jeszcze jedno, któ-re znakomicie mogłoby służyć Blaericowi i Fenowi, gdyby zechciały trzymać swoichStrażników blisko.Ta kobieta w każdym mężczyznie widziała potencjalnego wściekłegowilka i nie było sposobu, by jej cokolwiek wyperswadować, jeśli już wbiła sobie coś do310głowy.Równie nieugięta jak Elaida, wdeptywała w ziemię wszystko i wszystkich, któ-rzy stanęli jej na drodze.Oficjalnie siostry były sobie równe, mało która jednakże mo-gła na niej wymóc cokolwiek, jeżeli już w punkcie wyjścia nie posiadała zdecydowanejprzewagi.Właśnie zasiadła przy biurku, kiedy Joline weszła do środka; jej pióro poru-szało się po papierze z nieprzyjemnym zgrzytem.Zawsze bardzo oszczędnie gospoda-rowała atramentem.Joline minęła ją bez jednego słowa i wyszła na balkon, podobny do podłużnej klat-ki z pomalowanego na biało żelaza.Jego ornamentyka była tak gęsta, że ludzie pracu-jący w ogrodzie trzy piętra niżej mieliby naprawdę poważne kłopoty, gdyby próbowa-li stwierdzić, czy w jego wnętrzu ktoś jest.W tej okolicy kwiaty zazwyczaj trzymały sięniezle w upale, ich dzikie barwy rozsiewały swój blask po pałacowych wnętrzach, jed-nak tutaj na dole nic nie kwitło.Ogrodnicy wędrowali po żwirowanych ścieżkach z wia-drami pełnymi wody, jednak wśród liści przeważały żółcie i brązy.Na torturach nieprzyznałaby się do tego, ale ten upał budził w niej niepokój.Dotyk Czarnego zaznaczałsię w świecie, a ich jedyną nadzieję stanowił chłopiec, który gdzieś tam sobie po nimwędrował. Chleb i woda? zapytała znienacka Teslyn. Odesłać młodego Cauthona doWieży? Jeżeli mają nastąpić jakieś zmiany w dotychczasowych planach, to prosiłabymcię, abyś mnie informowała, zanim powiesz innym.Joline poczuła leciutkie pieczenie policzków. Merilille należało usadzić.Usłyszałam od niej niejedno kazanie, kiedy byłam no-wicjuszką. Podobnie zresztą jak z ust Teslyn, równie surowej nauczycielki, która trzy-mała swoje klasy żelazną ręką.Już sposób, w jaki mówiła, przywodził na myśl napo-mnienie, wyrazne ostrzeżenie, aby nie występować przeciwko niej, nieważne, czy byłosię zależnym, czy piastowało się równorzędną pozycję.Merilille jednakże zajmowałanieco gorsze miejsce. Zazwyczaj stawiała nas przed frontem klasy, a potem bezlito-śnie wydobywała z nas pożądane odpowiedzi, póki nie zaczęłyśmy płakać ze złości naoczach wszystkich.Udawała, że nam współczuje, być może zresztą naprawdę tak było,im bardziej jednak głaskała nas i prosiła, byśmy nie płakały, tym było gorzej. Urwa-ła nagle.Nie miała zamiaru mówić tego wszystkiego.To z winy Teslyn, która zawsze pa-trzyła na nią w taki sposób, jakby zamierzała zaraz ją zganić za jakąś plamę na sukni.Ale przecież powinna zrozumieć; Merilille była też jej nauczycielką. Pamiętasz o tym do dzisiaj? W głosie Teslyn odbiło się niekłamane zdumienie. Siostry, które nas uczyły, wypełniały tylko swój obowiązek.Czasami naprawdę po-dejrzewam, że to, co Elaida powiedziała o tobie, rzeczywiście może być prawdą. De-nerwujące skrobanie pióra rozbrzmiało znowu. To.po prostu przyszło mi na myśl, kiedy Merilille zaczęła się zachowywać tak,jakby rzeczywiście była ambasadorem. A nie tylko buntowniczką.Joline zmarszczy-311ła brwi i spojrzała na ogród.Gardziła każdą z tych kobiet, które spowodowały rozłamw Białej Wieży i to oficjalnie, na oczach całego świata.Gardziła nimi i wszystkimi, któ-re im sprzyjały.Ale Elaida również popełniała błędy i to błędy straszliwe.Siostry, któ-re przystały do buntu, mogły w obecnej chwili, przy odrobinie starań, ponownie się po-jednać. Co ona mówiła na mój temat? Teslyn? Skrobanie pióra nie ucichło nawetna moment; jakby ktoś paznokciem drapał po tablicy.Joline wróciła do pomieszczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.A oprócz Carridina setki innych łajdaków.Musi dopilnować, żeby te ko-biety bezpiecznie opuściły Ebou Dar.Kłopot polegał na tym, że nie miał zielonego po-jęcia, jak ma tego dokonać.Pragnął, by chociaż te przeklęte kości zatrzymały się wresz-cie i żeby z tym przynajmniej mieć już spokój.Apartamenty, które Joline dzieliła z Teslyn, były przestronne; każda z nich otrzymaławłasną sypialnię, dodatkowo jedno pomieszczenie dla pokojówek i jeszcze jedno, któ-re znakomicie mogłoby służyć Blaericowi i Fenowi, gdyby zechciały trzymać swoichStrażników blisko.Ta kobieta w każdym mężczyznie widziała potencjalnego wściekłegowilka i nie było sposobu, by jej cokolwiek wyperswadować, jeśli już wbiła sobie coś do310głowy.Równie nieugięta jak Elaida, wdeptywała w ziemię wszystko i wszystkich, któ-rzy stanęli jej na drodze.Oficjalnie siostry były sobie równe, mało która jednakże mo-gła na niej wymóc cokolwiek, jeżeli już w punkcie wyjścia nie posiadała zdecydowanejprzewagi.Właśnie zasiadła przy biurku, kiedy Joline weszła do środka; jej pióro poru-szało się po papierze z nieprzyjemnym zgrzytem.Zawsze bardzo oszczędnie gospoda-rowała atramentem.Joline minęła ją bez jednego słowa i wyszła na balkon, podobny do podłużnej klat-ki z pomalowanego na biało żelaza.Jego ornamentyka była tak gęsta, że ludzie pracu-jący w ogrodzie trzy piętra niżej mieliby naprawdę poważne kłopoty, gdyby próbowa-li stwierdzić, czy w jego wnętrzu ktoś jest.W tej okolicy kwiaty zazwyczaj trzymały sięniezle w upale, ich dzikie barwy rozsiewały swój blask po pałacowych wnętrzach, jed-nak tutaj na dole nic nie kwitło.Ogrodnicy wędrowali po żwirowanych ścieżkach z wia-drami pełnymi wody, jednak wśród liści przeważały żółcie i brązy.Na torturach nieprzyznałaby się do tego, ale ten upał budził w niej niepokój.Dotyk Czarnego zaznaczałsię w świecie, a ich jedyną nadzieję stanowił chłopiec, który gdzieś tam sobie po nimwędrował. Chleb i woda? zapytała znienacka Teslyn. Odesłać młodego Cauthona doWieży? Jeżeli mają nastąpić jakieś zmiany w dotychczasowych planach, to prosiłabymcię, abyś mnie informowała, zanim powiesz innym.Joline poczuła leciutkie pieczenie policzków. Merilille należało usadzić.Usłyszałam od niej niejedno kazanie, kiedy byłam no-wicjuszką. Podobnie zresztą jak z ust Teslyn, równie surowej nauczycielki, która trzy-mała swoje klasy żelazną ręką.Już sposób, w jaki mówiła, przywodził na myśl napo-mnienie, wyrazne ostrzeżenie, aby nie występować przeciwko niej, nieważne, czy byłosię zależnym, czy piastowało się równorzędną pozycję.Merilille jednakże zajmowałanieco gorsze miejsce. Zazwyczaj stawiała nas przed frontem klasy, a potem bezlito-śnie wydobywała z nas pożądane odpowiedzi, póki nie zaczęłyśmy płakać ze złości naoczach wszystkich.Udawała, że nam współczuje, być może zresztą naprawdę tak było,im bardziej jednak głaskała nas i prosiła, byśmy nie płakały, tym było gorzej. Urwa-ła nagle.Nie miała zamiaru mówić tego wszystkiego.To z winy Teslyn, która zawsze pa-trzyła na nią w taki sposób, jakby zamierzała zaraz ją zganić za jakąś plamę na sukni.Ale przecież powinna zrozumieć; Merilille była też jej nauczycielką. Pamiętasz o tym do dzisiaj? W głosie Teslyn odbiło się niekłamane zdumienie. Siostry, które nas uczyły, wypełniały tylko swój obowiązek.Czasami naprawdę po-dejrzewam, że to, co Elaida powiedziała o tobie, rzeczywiście może być prawdą. De-nerwujące skrobanie pióra rozbrzmiało znowu. To.po prostu przyszło mi na myśl, kiedy Merilille zaczęła się zachowywać tak,jakby rzeczywiście była ambasadorem. A nie tylko buntowniczką.Joline zmarszczy-311ła brwi i spojrzała na ogród.Gardziła każdą z tych kobiet, które spowodowały rozłamw Białej Wieży i to oficjalnie, na oczach całego świata.Gardziła nimi i wszystkimi, któ-re im sprzyjały.Ale Elaida również popełniała błędy i to błędy straszliwe.Siostry, któ-re przystały do buntu, mogły w obecnej chwili, przy odrobinie starań, ponownie się po-jednać. Co ona mówiła na mój temat? Teslyn? Skrobanie pióra nie ucichło nawetna moment; jakby ktoś paznokciem drapał po tablicy.Joline wróciła do pomieszczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]