[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najlepiej będzie - stwierdził ostatecznie, a byli już wtedy na brzegu bagna -jeśli po prostu będę się pilnował.- Co z tobą, co się tak gapisz na tego zająca? - Jego rozmyślania przerwał Ryszard. - Bo on.on nas śledzi.- Bzdura.W tym zającu jest tyle samo życia, co w tych drzewach.- Równie dobrze to może być Inżynierek.W odpowiedzi Ryszard się zaśmiał:- Wyobrażasz sobie wirtualne programy do uprawiania seksu w mieszkaniu z rybkamiw akwarium, które tak naprawdę są widzami?- Teraz to ja jestem sobie w stanie wszystko wyobrazić.- Lepiej dla nas będzie jak zaczekasz z tym do końca gry.Skoncentruj się, bo stracimytu nie tylko życie, ale, co gorsza, pieniądze.Widzisz ten samochód po drugiej stronie bagna? - szeptem zapytał prezes i wskazałjakiś ciemny punkt przed nimi.- Widzę.- Możemy w niego wsiąść i jechać tą drogą na lewo.- Po co? - zdziwił się.- Po to - odpowiedział Ryszard.- %7łeby być przed Neonami.- Gdzie?- Nie wiem.Inżynierek na pewno coś przygotował, jakiś punkt obronny, jakiś dom.Kto pierwszy tam dotrze, ten będzie miał większe szanse.Pomyślał, że jak na nową, nieznaną nikomu planszę Ryszard wie za dużo, aleponieważ był z nim w jednej drużynie, nie przeszkadzało mu to za bardzo i powiedział:- Proponuję więc sprawdzić, czy ten grat jest na chodzie.Ryszard uśmiechnął się, a następnie zapytał:- Więc na co czekasz?W odpowiedzi wszedł do wody i poczuł jej zimno.Obejrzał się i zobaczył Nowakawchodzącego za nim.Szli w stronę drugiego brzegu.W najgłębszym miejscu woda sięgała imdo pasa.Starali się robić jak najmniej hałasu.Gdy wyszli, Ryszard powiedział, że bracia napewno jeszcze nie dotarli do samochodu, skoro on tu jeszcze stoi, ale mogą też być gdzieś wpobliżu, więc trzeba być ostrożnym.Zaproponował, że będzie go ubezpieczał zza kamienia po prawej stronie.Miał inną koncepcję, ale szef ponaglał go gestami, więc nawet nie próbował jejprzedstawić.A szkoda, bo gdy wyszedł zza krzaka, za którym siedział przyczajony, jegogłowa została oświetlona silnym strumieniem światła z dwóch latarek.Szybko przekręcił siękilka razy w bok, a zrobił to w samą porę, bo zaraz potem usłyszał strzał. A to gnojki! - krzyknął w myślach i szybko wstał, a potem ruszył biegiem w stronę kamienia, za którym schował się jego partner.Cały czas towarzyszył mu snop światła latarek i huk wystrzałów, więc skakał i kluczyłjak zając.Gdy był tuż, tuż przy kamieniu, poczuł szarpnięcie prawego rękawa.Dotknął tamręką, potem obejrzał.Zobaczył krew i poczuł ból.- Pokaż - powiedział Ryszard.- To tylko draśnięcie.Nic ci nie będzie, ale dobrze bybyło dotrzeć do punktu opatrunkowego.- To coś jak zbieranie zdrowia w grach komputerowych? - zapytał.- Tak - zgodził się z nim prezes.- Inżynierek nie może się z tych stereotypówwyzwolić.Co robimy, co proponujesz?- Według mnie w samochodzie są obydwaj, bo oświetlili mnie dwiema latarkami.- Nie sadzę - nie zgodził się z nim Ryszard.- Mogło być tak, że dla zmylenia jedendrugiemu oddał swoją latarkę.- Też prawda.- Moim zdaniem - mówił Ryszard.- W samochodzie jest jeden.Pojedzie teraz szukać miejsca, które Inżynierek przygotował jako twierdzę, a drugi maza zadanie podejść nas od tyłu, gdy ją będziemy zdobywać, albo gdy będziemy w jej stronęiść.- Nie ma wyjścia.Jak samochód z jednym z nich odjedzie, trzeba przeszukać teren izlikwidować tego, co zostanie.Inaczej cały czas będziemy go mieli na karku.- Niezle kombinujesz - pochwalił go prezes.- Oczywiście pod jednym warunkiem: żesamochodem odjedzie jeden.Jeśli obydwaj, stracimy sporo czasu, a oni w tym czasie lepiejprzygotują się do obrony.Ale chyba nie mamy wyjścia, jak założyć, że jeden odjedzie, a drugizostanie.Zaproponował:- A może warto poszukać jakiejś super broni? Jeśli Inżynierek tak bardzo wzoruje sięna tradycyjnych strzelankach, powinniśmy coś znalezć.Nie doczekał się odpowiedzi, bo samochód, z którego do niego strzelano, ruszył wtym momencie ostro, a gdy znikł za łukiem idącym w lewo, prezes powiedział szeptem:- Rób to, co ja.- Po chwili obydwaj siedzieli w wodzie po pas.Siedzieli tak z pięć minut, gdy ktoś zaczął się zbliżać; robił to bardzo ostrożnie.Alenawet, gdy doszedł do najbliższego krzaka, nie można go było rozpoznać.Mógł się tylkodomyślać, że to jeden z braci.Bo któżby inny? Nie było go widać na tyle dobrze, by go moglirozpoznać, bo nie zapalił latarki, żeby nie zdradzić swojej obecności, ale wystarczająco, żebygo mogli zastrzelić. I tak się stało.Kiedy szukał ich wzrokiem po okolicy, Ryszard strzelił, a zaraz po nimi on strzelił i to kilka razy.Tamten upadł na twarz nie okazując żadnych oznak życia.Ruszyłszybko w jego stronę, ale Ryszard go powstrzymał mówiąc, że to może być zasadzka, żetamten może udawać, a w rzeczywistości być tylko ranny.Ruszyli więc w stronę leżącegobardzo ostrożnie i w każdej chwili gotowi zarówno do upadku, jak i do strzału [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl