[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na szczęście pani Pepa, studiując dzieło pana Kleksa o jego podróży, trafiła na opis PrzylądkaAptekarskiego i Obojga Farmacji.Dowiedzieliśmy się, że tylko tam można dostać niezbędne leki.Nie zastanawiałem się długo.Spakowaliśmy walizki i ruszyliśmy w drogę, zaopatrzeni przezpanią Pepę w dwa kosze dojrzałych kleksów.Podróż mieliśmy pomyślną i po tygodniu zawinęliśmy do portu w krainie aptekarzy.Panował tamudzielny Prowizor Pigularz II.Już sam klimat Przylądka Aptekarskiego okazał się dla córek zbawienny.Wybitni miejscowifarmaceuci zajęli się nimi bardzo troskliwie.Z prywatnych zbiorów Pigularza II otrzymaliśmycenne eliksiry, które w krótkim czasie przywróciły zdrowie moim kochanym córkom.Niech pannie myśli, że nie próbowałem zdobyć dla nich jakiegoś środka na upiększenie rysów twarzy, alewłaściwości tych nie posiadała żadna maść ani żaden krem wytwarzany w krainie ObojgaFarmacji.Podczas przyjęcia, wydanego na naszą cześć przez udzielnego Prowizora, ten dobrotliwy władcarzekł do mnie poufnie:- O ile mi wiadomo, w kraju zwanym Alamakotą dojrzewa owoc gungo.Sok tego owocu tojedyny prawdziwie skuteczny środek na usunięcie brzydoty.Radzę zapamiętać: owoc gungo wAlamakocie." Tu pan Lewkonik pociągnął mnie za rękaw, a upewniwszy się że nie śpię, zawołał:- Rozumie pan, panie Niezgódka, ile zawdzięczam naszemu spotkaniu?! Rozumie pan, jakieznaczenie ma dla mnie i dla moich córek ta podróż do Alamakoty? Nie mogę się wprostdoczekać, kiedy wreszcie dobijemy do jej brzegów.Ale na razie wróćmy do przyjęcia u PigularzaII.Wśród licznie zgromadzonych dostojników państwowych i przedstawicieli miejscowegospołeczeństwa znajdował się również Pierwszy Admirał Floty.Był to mężczyzna niezbyt piękny, powiedziałbym nawet, trochę kanciasty, a w zachowaniubardzo dziwny.Nazywał się.niech pan uważa, panie Niezgódka.nazywał się - Alojzy Bąbel."Te słowa pana Lewkonika zelektryzowały mnie.Słuchałem chciwie dalszych jego wynurzeń.Przekażę je wam nieco pózniej.Teraz jednak muszę zakończyć niniejszy rozdział i wrócić domiejsca, w którym rozstaliśmy się z panem Kleksem.GDZIE JEST REZEDA?W drugim Klekse zostawiliśmy pana Kleksa przed Rezerwatem Zepsutych Zegarków, w pozycji,którą przybierał zazwyczaj gdy sytuacja wymagał głębokiego namysłu.Tym razem uczony mążzamyślił się głębiej niż kiedykolwiek przedtem.Chodziło przecież o sprawę porwania Rezedyprzez Alojzego.Stojąc na jednej nodze, pan Kleks myślał dostatecznie długo, abym zdążył przez ten czasopowiedzieć wam o Wyspie Sobowtórów oraz dzieje rodziny Lewkoników.Teraz z oczu i z miny uczonego można było wywnioskować, że wszystko już dokładnieprzemyślał i że za chwilę zacznie działać.Istotnie, pan Kleks wyprostował się, obciągnął surdut, anastępnie wyjął z kieszeni skarbonkę pamięci.Przesunął na niej kilka wskazówek, naregulowałaparat, nacisnął odpowiedni guzik, po czym miotełkę z platynowych drucików przytknął sobie doczoła.- Oczywiście, panie Anemonie - rzekł po chwili - miał pan rację twierdząc, że spotkaliśmy się jużdawniej.Teraz przypominam sobie doskonale naszą ostatnią rozmowę na Wyspie Sobowtórów.Multiflora! Tak.Nie, zdążyła należycie powąchać Lewkonii Podróżniczęj.Została na wyspie.Odnajdziemy ją, drogi panie Lajkonik.- Lewkonik - poprawił hodowca róż.- Przepraszam pana, nie mam pamięci do nazwisk - zreflektował się pan Kleks.- Oczywiście:lewkonia - Lewkonik.To takie proste.Odnajdziemy pańską żonę! Głowa do góry! Dziś mamyjednak przed sobą coś pilniejszego.Chodzi o zdemaskowanie Alojzego Bąbla i odzyskanieRezedy.Opracowałem już cały plan.Musimy szybko się przebrać, żeby zdążyć na przyjęcie ukróla.Pozostało niewiele czasu.W drogę, moi państwo! Broda czuwa!Ruszyliśmy w kierunku pałacu ministrona Pogody i Czterech Wiatrów, gdzie mieliśmyzamieszkać.Tam już pewno czekał na nas Weronik, który o ile pamiętacie, poszedł po naszebagaże do portu, Przez całą drogę hodowca róż krążył dokoła pana Kleksa, obijał się brzuchem o jego brzuch izasypywał go pytaniami:- Panie profesorze.moja żona.moja Multiflora.Gdzie mam jej szukać? Błagam pana.Corobić? Dokąd jechać? W jaki sposób można dotrzeć do Wyspy Sobowtórów?Panny Lewkonikówny wtórowały ojcu, zastępowały drogę panu Kleksowi, Dalia i Róża czepiałysię jego ramion, a Hortensja wołała szlochając:- Niech pan odpowie, panie profesorze!- Dlaczego pan milczy? Dlaczego? - powtarzała Róża ciągnąc uczonego za połę surduta.Ale pan Kleks miał na to wszystko jedną odpowiedz:- Pośpiech jest wrogiem rozsądku! Zapamiętajcie to sobie.Rozwaga jest podporą mądrości.Wiem, co należy czynić i kiedy.Broda czuwa! A wy, dziewuszki, nie przeszkadzajcie mi kroczyćdo wytkniętego celu.Po tych stanowczych słowach rodzina Lewkoników nie nagabywała już więcej pana Kleksa.Szliśmy w milczeniu, a on maszerował na przodzie, z rozwianymi połami surduta, z brodąwskazującą nieomylnie właściwy kierunek.Minęliśmy ulicę Wesołych Piskląt, a następnie szeroką Aleję Laktusową, rzęsiście oświetlonąkolorowymi lampionami.Aleja ta wysadzona jest drzewami laktusowymi, które rosną wyłączmiew Alamakocie.Z ich konarów zwisają rurkowate gałązie, przez które sączy się sok laktusowy.Alamakotańczycy używają go jako krzepiącego napoju.Ogrodnicy miejscy specjalnymimłoteczkami obstukują pnie drzew, co znacznie przyspiesza wyciekanie cennego soku, którybarwą i smakiem przypomina do złudzenia zwykłe krowie mleko.Dojenie drzew laktusowychodbywa się każdego dnia po zachodzie słońca.Idąc aleją, widzieliśmy mnóstwo kobiet, które zwiaderkami w ręku ustawiały się w kolejce po świeży sok.Niektóre miały z sobą nawet sitka,prawdopodobnie do przecedzania kożuchów.Pan Kleks coraz bardziej wydłużał krok, tak że musieliśmy biec truchcikiem, aby za nim nadążyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl