[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze cię życie tego nauczy.Nie chcę, żebyś się z nim spotykała.Marta nie może znieść spojrzenia Klaudii.Córka patrzy na nią, jakby nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.W jej wzroku pojawia się nagle jakaś obca twardość.Marta czuje, jak między nią a Klaudią wyrasta niewidzialny mur.Ale słów nie da się już cofnąć.– Jesteś niesprawiedliwa! – krzyczy Klaudia, trzaskając drzwiami swojego pokoju.Od tej pory skończyły się ich sobotnie poranne pogaduszki przy kawie.Właściwie Klaudia prawie przestała się do niej odzywać – „dzień dobry”, „do widzenia”, „wszystko w porządku”, „nic szczególnego”, „jak zwykle”, „nie ma o czym mówić”, „tak”, „nie” – Marta nie mogła sobie przypomnieć, kiedy córka powiedziała jakieś bardziej rozbudowane zdanie.Próbowała z nią rozmawiać, wytłumaczyć swoje obawy, ale dziewczyna uparcie milczała.Marta westchnęła i spojrzała na zegarek, żeby zająć myśli czymś innym.„Na pewno już wrócili z basenu, Igor niedługo powinien iść spać” – przypomniało matczyne poczucie obowiązku.Ale Marta je zignorowała i zamiast wracać do domu, szła dalej przed siebie, specjalnie się nie śpiesząc.To rzuciła okiem na jakąś wystawę sklepową, to znowu zatrzymała się przed plakatem informującym o imprezach w mieście.Wstąpiła do cukierni zwabiona zapachem świeżego ciasta i wyszła stamtąd po chwili z ciepłym pączkiem nadziewanym różaną konfiturą.Zlizując resztki lukru z warg, bezskutecznie próbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatnio jadła ciastko na ulicy.Z każdą chwilą coraz bardziej czuła się jak na wagarach.„Mogłoby być jednak choć odrobinę cieplej” – pomyślała, szczelniej otulając szyję apaszką.„Igorowi trzeba kupić buty na zimę, Klaudii kurtkę…” – wtrąciło się znowu poczucie obowiązku, kiedy przechodziła obok sklepu obuwniczego.Ale i tym razem Marta je zlekceważyła.Minęła sklep z butami i zatrzymała się przed następną wystawą.Urzekł ją od pierwszego wejrzenia.Na tle szarych, granatowych i ciemnozielonych kurtek i swetrów od razu rzucał się w oczy.Fantazyjnie zwinięty, tworzył karminowy znak zapytania, oddzielający strefę swetrów wiszących na metalowych wieszakach po lewej stronie wystawy od strefy kurtek po prawej.Był piękny.Na pewno był również miękki i ciepły, lecz przede wszystkim piękny.Piękno nie stanowiło podstawowego kryterium, którym kierowała się Marta przy wyborze rzeczy.To nie znaczy, że kupowała coś, co się jej nie podobało, tylko że najpierw rozważała, czy to coś jest jej naprawdę potrzebne, do czego będzie pasowało, zastanawiała się nad trwałością, wygodą użytkowania i ceną.Żadnego z tych kryteriów nie zastosowała teraz do karminowego szala.Wiedziona impulsem pchnęła wahadłowe drzwi.– Chciałabym zobaczyć ten szal – zwróciła się do ekspedientki, z wrażenia zapominając nawet o „dzień dobry”.– Chwileczkę, zaraz sprawdzę, czy jest na półce – odpowiedziała dziewczyna.Marta wiedziała, że to głupie, ale przez moment poczuła się tak, jakby zamiast ukochanego zaproponowano jej jego brata bliźniaka.– Niestety, to ostatni, muszę zdjąć z wystawy.Mamy jeszcze czarne i zielone, gdyby pani wolała jakiś inny kolor.– Nie, dziękuję, interesuje mnie tylko ten.Przyciskając szal do piersi, Marta skierowała się do przymierzalni.Zasunęła płócienną zasłonę, zdjęła płaszczyk.Zarzuciła szal na ramiona, naciągnęła go na głowę jak kaptur i owinęła się nim cała.Zanurzona w ciepłej karminowej miękkości stała tak i stała, nie patrząc w lustro.Nie zastanawiała się, jak wygląda, nie przejmowała się, że być może ktoś czeka w kolejce do przymierzalni.Przymknęła oczy, poddając się odczuciom.Tak dawno nikt jej nie otulał…To ona była tą, która się troszczy.Poprawiała spadające kołderki, zsuwające się czapki, niedbale zawiązane szaliki, sprawdzała, ile jest stopni na dworze i czy wszyscy aby na pewno ubrali się stosownie do temperatury, czy zjedli przed wyjściem i wypili coś ciepłego, czy wzięli ze sobą drugie śniadanie.Prała, prasowała, przyszywała odpadające guziki, planowała, komu trzeba co kupić, i chodziła z nimi na te zakupy, nie tylko z dziećmi, ale z mężem też.O nią nie troszczył się nikt…No może nie do końca było to prawdą, bo przecież kiedy miała anginę i czterdzieści stopni gorączki, Krzysiek dzwonił do niej z pracy i pytał, jak się czuje, robił zakupy i razem z Klaudią gotował obiady, a że Marta w nocy wstawała, żeby zrobić sobie gorącą herbatę, bo było jej tak strasznie zimno, miała dreszcze i o mało nie zemdlała wtedy w tej kuchni, to przecież nie dlatego, że nikt nie chciał jej pomóc, tylko dlatego, że ona nie chciała nikogo budzić.Lubiła być samowystarczalna.Ale… ale całkiem miło byłoby, gdyby ktoś czasami zaparzył jej kawę albo otulił ją kocem, kiedy czyta książkę zwinięta na tapczanie.Ktoś…Właściwie to nie ktoś, tylko Krzysiek.– Przymierzalnia zajęta, mamo.– Dobiegające zza zasłony słowa przerwały jej rozmyślania.Otworzyła oczy.Z lustra patrzyła na nią postać znajoma i nieznajoma jednocześnie.Otulona karminowym szalem kobieta bardzo różniła się od zwyczajnej, codziennej Marty.Miała w sobie coś fascynującego… Marta mogłaby tak patrzeć na nią i patrzeć.– Mamo – w głosie dziewczyny brzmiało zniecierpliwienie – ile można czekać? Zostaw tę bluzkę.– Ta pani jest tam już dość długo.Zaraz powinna wyjść.– Marta była pewna, że słowa ekspedientki przeznaczone są dla jej uszu.Z westchnieniem zsunęła szal z ramion, gotowa kupić go natychmiast.Dopiero teraz spojrzała na metkę z ceną.Najpierw zdziwiła się, że taki tani, a potem jeszcze raz policzyła zera i mina jej zrzedła.Przypuszczała, że jest drogi, w końcu to nie był zwykły szalik z bazaru, ale żeby kosztował aż tyle?! Za te pieniądze mogła kupić Klaudii kurtkę i pewnie niewiele musiałaby dołożyć, żeby wystarczyło jeszcze i na buty dla Igora.Z żalem oddała szal ekspedientce.Niestety, nie mogła sobie na niego pozwolić.Nie mogła wydać trzystu złotych na szalik.Nawet najpiękniejszy na świecie.*– Sprawdzałam w książce telefonicznej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl