[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz tylko obszczekujemy granice Francji, ale wcześniej czy pózniej będziemy musieli wziąć się65 z nimi za łby.Będziemy potrzebować wszystkich oficerówi wtedy ty również dostaniesz swoją szansę.Dzisiaj możeszbyć tylko kwatermistrzem, ale za dziesięć lat zostanieszdowódcą batalionu Bądz cierpliwy.- Nie jestem pewien, czy pułkownik Beckwith przyjmiemnie z powrotem.Nie powinienem być teraz w Londynie,raczej w Shorncliffe.- Beckwith zrobi, co mu powiem - warknął Baird.- A jamu powiem, żeby pocałował cię w zadek, bo pracujesz dlamnie.Sharpe lubił generała.Większość żołnierzy go lubiła.Miał rangę generała, ale był twardy jak zwykły żołnierz.Mógł nosić zniszczony mundur jak sierżant, maszerować jakstrzelec i walczyć jak szeregowiec.Był wojownikiem, niebiurokratą.Zrobił nawet pewną karierę w armii, ale krążyłyplotki, że ma wysoko postawionych oponentów, którzy mielimu za złe jego nieokrzesanie.- Co to za robota? - spytał Sharpe.- Taka, przy której można zginąć - nęcił go Baird.Wypił porto i nalał do szklanki następną porcję.- Wysyłamy jednego gwardzistę do Kopenhagi.W naszym interesie leży zachowanie tajemnicy.Ale śmiem twierdzić, że francuscy agenci w Londynie już o tym wiedzą.Tenchłoptaś wyjeżdża jutro i potrzebny jest ktoś, kto nie damu zginąć.To nie jest prawdziwy żołnierz, Sharpe, tylkoadiutant księcia Yorku, żaden z nich - powiedział generałdo Sharpe'a, który skierował wzrok w stronę towarzystwaz teatru.- Ale ten sam rodzaj.On jest kurierem a nie żołnierzem.Nie znajdziesz nikogo lepszego do pilnowania królewskiego nocnika.Ale nie pójdziesz za nim do szturmu.Oczywiście jeśli chcesz zwyciężyć.- Jutro wyjeżdża? - spytał Sharpe.- Wiem, mało czasu.Człowiek, który miał go pilnować,66 dwa dni temu został zamordowany.Książę Yorku kazałznalezć mi zastępstwo.Pomyślałem o tobie, ale nie wiedzia-łem, gdzie cię szukać.I wtedy Bóg wysłał mnie do teatru,dzięki czemu spotkałem cię tutaj, chłepczącego piwo.DziękiBogu! Chyba nie masz nic przeciwko temu, aby podciąć paręfrancuskich gardeł.- Nie, sir!- Ten głupkowaty gwardzista twierdzi, że nie potrzebuje ochrony.Twierdzi, że nie ma niebezpieczeństwa, ale coon wie? Książę, jego pan, nalega jednak, aby posłać z nimkogoś, kto umie walczyć.Na boga, Sharpe, przecież ty toumiesz! Prawie tak dobrze, jak ja!- Prawie - zgodził się Sharpe.- Tak więc od tej chwili jesteś na służbie.Generał chwycił butelkę porto za szyjkę i odchylił sięz krzesłem do tyłu.- Zpisz tutaj?- Tak, sir.- Ja też.O siódmej rano przyjeżdża powóz, który zabierze nas do Harwich.Generał wstał od stołu.Przez chwilę milczał.A potemrzekł:- To dziwne, Sharpe, ale jeśli dobrze wykonasz swoja robotę, możesz powstrzymać wybuch wojny.Dziwna to rzeczdla żołnierza, nie myślisz? Do czego jesteśmy potrzebni,jeśli nie możemy walczyć? Nie sądzę jednak, byśmy mieli przekuć miecze na lemiesze, nawet jeśli Francuzi takwłaśnie pomyślą.Do jutra, młody człowieku.Generał pożegnał go krótko i wrócił do swego towarzy-stwa.Sharpe zaczął się zastanawiać, dlaczego nie powie-dział mu, w jakim celu wysyła się gwardzistę do Kopenha-gi ani czy ma ochotę z nim jechać.Baird uznał jego zgodęza pewnik i porucznik doszedł do wniosku, że generał ma67 rację.Był żołnierzem, czy mu się to podobało, czy nie.Następnego dnia o siódmej rano generał wstał w fa-talnym nastroju.Jego adiutant, kapitan Gordon, pokazałna migi, że dowódca nadużył alkohol i ma zwykłego kaca.Sharpe siedział cicho na przednim siedzeniu powozu, pod-czas gdy Baird narzekał, że Londyn śmierdzi, pogoda jestpaskudna, a siedzenia w powozie twarde jak kamienie.Po-jazd przechylał się na boki, gdy służba z gospody ładowałana dach karety bagaże generała.Potem nastąpiło dalszeopóznienie, gdy pojawił się następny pasażer i żądał, abyjego kufry umieścić na dachu obok bagażu generała.Nowoprzybyły był cywilem, wyglądającym na jakieś trzydzieścilat.Był bardzo chudy, wątły, miał ptasią twarz z przyklejonądo oka czarną aksamitną łatką.Nosił srebrnoszary płaszczwykończony białą lamówką, a z zdobionej złotem laski zwi-sała jedwabna chusteczka do nosa.Jego włosy były czarne jak proch strzelniczy, pachniałperfumowanym olejkiem, a na szyi miał zawiązaną srebrnąwstążkę.Wszedł do powozu i bez słowa zajął miejsce na-przeciw Sharpe'a.- Spózniłeś się, milordzie! - zagrzmiał Baird.Młody człowiek podniósł dłoń w rękawiczce, gestempalców wskazał generałowi, że jest bardzo znużony, i za-raz zamknął oczy.Generał nie chcąc pastwić się nad jegolordowską mością, skierował wzrok na Sharpe'a.- Na pańskim płaszczu widać plamy krwi, poruczniku!- Przepraszam, starałem się je usunąć.Pojazd drgnął i ruszył z miejsca.- Nie możesz jechać do Danii w zakrwawionym płaszczu.-Jedna uwaga, sir.- kapitan Gordon przerwał zwierzch-nikowi.- Myślę, że porucznik nie powinien paradowaćw Danii w mundurze.Misja jest tajna.68 - Mam w dupie misję - stwierdził generał uprzejmie.- On jest moim bratankiem.Poinformował Sharpe'a, patrząc na kapitana.-1gada jak prawnik.Gordon uśmiechnął się.- Poruczniku, czy ma pan cywilne ubranie?- Tak, oczywiście - odparł zagadnięty, wskazując na pakunek.- Sugeruję, aby włożył je pan, jak tylko wejdziecie na pokład statku.- Sugeruję, aby włożył je pan.- Generał przedrzezniałgłos bratanka.- Na ognie piekielne, czyż ten cholerny pojazd w ogóle choć trochę się posuwa?- Ruch uliczny - odparł łagodnie kapitan.- Warzywaz Essex jadą na sobotni targ.- Cholerne warzywa z Essex - skarżył się generał.- Zmuszają mnie do chodzenia do teatru, teraz muszęprzepuścić drogą to zielsko z Essex.Powinienem wszystkich was wystrzelać.Przymrużył oko, jakby mierzył z muszkietu.Powóz ciągnięty przez sześć koni podjechał najpierw doTower.Gdy wjeżdżali przez bramę, sir Dawid sklął wysta-wione straże.Na dziedzińcu ujrzeli pojazd, którego pilnowałtuzin gwardzistów, dowodzonych przez bardzo wysokiegoi dobrze wyglądającego mężczyznę, odzianego w jasnonie-bieski płaszcz, jedwabny żabot, białe spodnie i błyszcząceczarne buty.Młodzian dziarsko wdrapał się do powozu.- Sir Dawidzie, mam złoto.- Ja też mam taką nadzieję - warknął sir Dawid.- Czyjest tu jakiś wychodek?- Tędy, sir - młody człowiek wskazał drogę.- To jest Sharpe - rzekł sucho generał.- Zastąpi Willse-na.Niech Bóg ma w opiece jego duszę.69 Następnie Baird zwrócił się do Sharpe'a:- To jest człowiek, którego życia masz strzec.KapitanLavisser, choć może powinienem powiedzieć  kapitan major Lavisser".Ci cholerni gwardziści zawsze mają po dwastopnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl