[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To był Green Harp Bar w Charle-stown i przystań w Weymouth.Prawdziwą fortunę zbiłna burdelach w Scollay Square.- Burdelach? - Gillespie zapytał zbolałym głosem.- Zburzyli je - poinformowałem.- %7łeby zbudowaćnowy ratusz.Niektórzy ludzie nie zauważyli różnicy.- A pańska matka? Jaki był jej stosunek do intere-sów ojca?- Mama wielbiła Dziewicę Maryję.Wierzyła, żekażda matka przychodzi na świat po to, by cierpieć i niechciałaby żyć inaczej.Znosiła mojego ojca i ubóstwiałatroje swoich dzieci.- Przysparzał jej pan sporo trosk.- Gillespieuśmiechnął się, żeby mi pokazać, że nie chciał mnieurazić.- Pofatygowaliśmy się i przejrzeliśmy pańskąkartotekę policyjną.- Mówiłem już, że według mamy kobiety rodzą siępo to, by cierpieć.Tak mówili jej ksiądz i zakonnice.Itego właśnie chciała.W mojej kartotece nie było gorszych grzechów niż wpapierach innych nastolatków.Po raz pierwszy trafiłemdo sądu po tym, jak zmłóciłem gościa za to, że obraziłmoją siostrę, a dwa lata pózniej odsiedziałem czterymiesiące za przetrzymywanie kradzionych dóbr.- Pański ojciec zmarł, gdy był pan w więzieniu? -upewnił się Gillespie.- Tak.- Jak umarł?196 - Był w pomieszczeniu na zapleczu Southie Bar,gdy jacyś dranie postanowili puścić lokal z dymem.Zbiry najpierw ojca zastrzeliły.- Dlaczego?- Podobno był to przekręt ubezpieczeniowy.- Wierzy pan w to?- Może nie smakowało im jego piwo? - Uśmiech-nąłem się.Gillespie przyglądał mi się z namysłem.- Na pewno to pana zdenerwowało.- Co?- Zmierć ojca.Miał pan zaledwie dwadzieścia je-den lat.To o wiele za wcześnie, by tracić rodzica.- Co pan próbuje udowodnić? - rzuciłem mu wy-zwanie.- Myślałem, że miałem wam pomóc, a zamiasttego stara się pan wykazać, że jestem jakimś połamań-cem życiowym, bo straciłem ojca? Nie potrzebujępańskich porad, Gillespie, ani gównianej sesji zaprzy-jazniania się.Miałem szczęśliwe dzieciństwo, uważa-łem, że Boston to świetne miejsce dla dzieciaka i jest mismutno w związku z tym, że oboje rodzice nie żyją, alenie ssę kciuka, nie jestem pederastą i nie łkam po no-cach, więc czy moglibyśmy, do cholery, kontynuować?Carole Adamson próbowała mnie uspokoić.- Ważne jest, abyśmy poznali twoją przeszłość,Paul.Twoje życie jest kontekstem dla udzielanychprzez ciebie odpowiedzi.- Co się stało z zabójcami pańskiego ojca? - Gil-lespie zupełnie się nie przejął moim protestem.197 - Niech pan sobie wyobrazi, że drani nigdy nieodnaleziono.- Wydawało mi się, że dwóch podejrzanych o tenczyn znaleziono w rzece Charles.Uduszonych.- Doprawdy? - spytałem niewinnym głosem.- A trzeciego znaleziono z głową w klozecie wbarze w Roxbury.Utopił się.Policja jest przekonana, żerazem ze swoim bratem był pan w tym barze tego sa-mego wieczoru, ale nie udało się znalezć świadków,którzy mogliby to potwierdzić.- Zdaje się, że siedziałem w więzieniu?- Zwolniono pana warunkowo z powodów osobi-stych przed pogrzebem.Brat dostał urlop w KorpusiePiechoty Morskiej.Wzruszyłem ramionami i rozłożyłem ręce na znak,że nic na ten temat nie wiem.Gillespie przewróciłkartkę w notatniku.- Pański brat zginął w Wietnamie?- Hue.I nie, jego śmierć nie sprawiła, że rozgnie-wałem się na Amerykę.Gillespie zignorował tę luzną uwagę.- Jak pan zarabiał na życie po śmierci ojca?- Przejąłem po nim interesy.- W tym burdele?- Przecież panu mówiłem, że je zburzono.Za-trzymałem tylko przystań w Weymouth i Green HarpBar w Charlestown.Resztę sprzedałem.Miałem dwadzieścia jeden lat, byłem bajecznie bo-gaty i paradowałem niczym kogucik po bostońskimdeptaku, ale pieniądze stopniały niczym lód na chodniku198 w czasie lata.Pozwalałem kumplom korzystać z przy-stani za darmo, urządzałem popijawy dla przyjaciół wGreen Harp i poleciałem do Irlandii grać bogategoAmerykanina przed podziwiającymi mnie Irlandczy-kami.Uszczęśliwiłem też bukmacherów.Jednego dniaprzepuściłem sto tysięcy dolarów w Fairyhouse, wwiększej części na konia zwanego Sally-So-Fair, kla-czy, na którą stawiano na początku sto do jednego, aktóra skończyła jako karma dla psów.Przysięgałem, żeten koń nie może przegrać, opierając swój sąd główniena tym, że poprzednią noc spędziłem z dwiema jasno-włosymi dziwkami o imieniu Sally, z których każdabyła lepszą zawodniczką od tej klaczy.Musiałem sprzedać przystań i połowę udziałów wbarze, żeby spłacić długi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl