[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lanferelle spostrzegłjednego ze swych zbrojnych, więc pozostawiwszy księcia Orleanu i marszałka wtowarzystwie strażników, podszedł doń i przykucnął obok, wzdrygając się na widok jegozmasakrowanej lewej nogi, niemal odrąbanej od reszty ciała ciosami toporów.Ktośprzewiązał udo rycerza kawałkiem cięciwy, lecz z poszarpanej rany wciąż uchodziła krew,pulsując obficie. Przykro mi widzieć cię w tym stanie, Jules  rzekł Lanferelle.Jules nie mógł wydobyć z siebie głosu.Kręcił tylko głową na boki.Tak mocnozagryzał dolną wargę, że po podbródku także ciekła krew. Będziesz żył, Jules  powiedział Lanferelle, wątpiąc we własne słowa, po czymodwrócił się gwałtownie, usłyszawszy gniewny okrzyk.Zamarł w bezruchu, patrząc przed siebie z niedowierzaniem.Angielscy łucznicymordowali jeńców.Przez moment sądził, że ludzie ci musieli postradać zmysły, lecz pochwili ujrzał, że dowodził nimi rycerz w barwach króla Henryka.Francuscy więzniowie,mający związane ręce, usiłowali uciekać, lecz łucznicy dopadali ich, powalali na ziemię idługimi sztyletami podrzynali im gardła.Wokół tryskała krew, wsiąkająca w opończeuśmiechniętych Anglików, i coraz więcej łuczników z nożami w dłoniach przyłączało się dotej rzezi.Niektórzy angielscy zbrojni usiłowali odciągnąć na bok swych jeńców, najwyrazniejnie chcąc utracić widoków na bogate okupy, podczas gdy najszlachetniejszych inajcenniejszych więzniów, takich jak marszałek Boucicault i książęta Karol Orleański i deBourbon, pilnie strzeżono, aby nie padli ofiarą tej masakry.Całą resztę pojmanych Francuzówzabijano jednak bez litości.Lanferelle nawet to rozumiał.Angielski król bał się, że jeńcy zaatakują jego szyk od tyłu, kiedy do natarcia ruszy trzeci francuski hufiec, więc aby temuzapobiec, kazał wymordować jeńców.Lecz mimo iż postępek ten miał pewien sens, to i taknie przestawał zdumiewać Lanferelle'a.Wtem ujrzał, że łucznicy idą także ku niemu, więcpoklepał Julesa po ramieniu. Udawaj lepiej trupa, Jules  rzekł przy tym.Nie przychodziło mu do głowy, jakinaczej mógłby uchronić od śmierci swego zbrojnego, gdyż sam nie mógł wszak go bronićgołymi rękami.Oddalił się pospiesznie, usiłując znalezć sir Johna.Był pewien, żeCornewaille go uratuje.Gdyby zaś nie zdołał go znalezć, zamierzał dotrzeć do lasuTramecourt i ukryć się tam w jakichś zaroślach.Niektórzy z jeńców próbowali się bronić, lecz byli nieuzbrojeni i łucznicy z łatwościąpowalali ich na ziemię dwuręcznymi toporami.Anglicy zręcznie poruszali się w błocie izabijali więzniów z zatrważającą skutecznością.Na południowym skraju zaoranego polaznajdowały się bojowe rumaki Anglików, niemal tysiąc osiodłanych ogierów, i teraz garśćFrancuzów usiłowała do nich dotrzeć, lecz kilku strzegących koni paziów dosiadłowierzchowców i odrzuciło ich z powrotem tam, skąd przyszli.Zmierci kolejnych ofiar orazzaganianiu ich prosto w ręce zabójców towarzyszyła panika, przerazliwe wrzaski i fontannykrwi.Coraz więcej łuczników przyłączało się do tych jatek, zaś jeńcy kręcili się bezradnie pogrząskim, zaoranym polu, w poszukiwaniu nieistniejącej drogi ucieczki.Także i dlaLanferelle'a nie było już ratunku.Dotarł on właśnie do prawego skrzydła angielskich pozycji,gdzie na skraju lasu stała maleńka chata leśniczego, która teraz jednak płonęła.Ze środka,poprzez gęste kłęby dymu, doszły go krzyki umierających rodaków.Anglicy, którzy podpalilichałupę, dostrzegli go teraz i skierowali się ku niemu, więc skręcił na północ, lecz tam ujrzałjeszcze więcej łuczników, zagradzających mu w dodatku drogę ku temu miejscu w angielskimszyku, gdzie powiewał proporzec sir Johna.Wtem, z uczuciem ulgi, ujrzał wśród nich wysokąpostać o ciemnej karnacji  Nicholasa Hooka. Hook!  zawołał, lecz ten go nie usłyszał.Wykrzyczał więc głośno imię swojejcórki, licząc, że może ono przebije się przez panującą wrzawę.Znów bowiem grały trąby,wzywając Anglików na powrót pod sztandary. Hook!  ryknął raz jeszcze zrozpaczonymtonem. Czego chcesz od Hooka?  zapytał nagle jakiś męski głos.Lanferelle odwrócił się iujrzał naprzeciw siebie czterech łuczników.Ten, który właśnie się odezwał, był wysoki i miałwystającą dolną szczękę, zaś w dłoniach dzierżył zakrwawiony dwuręczny topór. Znasz go? spytał teraz.Lanferelle zaczął się cofać.  Zadałem ci pytanie  rzekł tamten, ruszając w jego stronę.Uśmiechał się przy tymszeroko, widząc strach na obliczu Francuza. Bogacz z ciebie, co? Jeśli jesteś bogaty, byćmoże darujemy ci życie.Musisz jednak być naprawdę bardzo bogaty  dodał i zamachnął siętoporem, mierząc w nogi Francuza, licząc, że trafi go w kolano i zwali przeciwnika z nóg.Lanferelle zdołał jednak cofnąć się, nie potykając się przy tym, i uniknął ciosu.Zachwiał siętylko, łapiąc równowagę na grząskim podłożu. Jestem bogaty  rzekł rozpaczliwym tonem. Nawet bardzo bogaty! On gada po naszemu!  rzekł wysoki łucznik do swych towarzyszy. Jest bogaty igada po angielsku  dodał i ponownie zaatakował Francuza toporem.Tym razem szydłouderzyło w lewy nabiodrek Lanferelle'a, lecz pancerz wytrzymał cios i szpikulec ześliznął sięz uda Pana Piekieł. A dlaczego wołałeś Hooka?  spytał łucznik, unosząc topór dokolejnego ciosu.Lanferelle uniósł dłoń w pojednawczym geście. Jestem jego jeńcem  oświadczył.Tamten tylko się zaśmiał. Jeńcem naszego Nicka?  spytał. Schwytał sobie bogacza, co? Nigdy nie wezmieza niego okupu  dodał i pchnął szydłem w napierśnik Francuza, który co prawda zatoczył sięnieco, robiąc krok w tył, lecz znowu nie dał się wytrącić z równowagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl