[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zauważyła stajennego, któ-ryjąobserwował, kryjąc się za skałami, i domyśliła się, że toBrandt kazał mujej pilnować.Powinna się rozzłościć, aleniejanessa+anulausolad-nacs 257wiadomodlaczego, zupełniejej tonieprzeszkadzało, a nawetdodawałootuchy.- Chloe.Brandt zbliżył się tak cicho, że nie słyszała jego kroków.Ucieszyła się, że przyszedł, alekiedyzobaczyła jegopotargane,mokrewłosyi mokrą koszulę, przestraszyła się.- Czycoś się stało?- Nie odpowiedziałaś na moje wczorajsze pytanie.Po-wiedz, ktocię nauczył grać wkarty?- zapytał cicho.- Lucien nauczył mniegrać - odparła i mocniej objęła ko-lana.- Powiedz mi, cosię stało?- Brandt klęknął na jej płasz-czu.Chloe odwróciła głowę i spojrzała wmorze, a kiedy sięodezwała, brzmiałototak, jakbymówił ktoinny.- Miałamwtedytrzynaście lat.Lucien nudził się i wpadłna pomysł, że nauczy mnie grać wkarty.Szybko okazałosię, że mamdotegotalent.Zaczął mnie uczyć na poważnie,pokazując różne sztuczki i tłumacząc, jak należy myśleći na co zwracać uwagę.Nigdy wcześniej tak się mną niezajmował, więc bardzo mi to pochlebiało.Pózniej zaczęłamgrywać z jegoprzyjaciółmi.Lucien zakładał się, że wygram,a ponieważ nikt wto nie wierzył, więc sporo na tymzara-biał.Byłamgłupia i nie zdawałamsobie sprawy, że mniewykorzystuje.Jego znajomi zachwycali się moimtalentemi początkowo podobało mi się to.Z czasem zaczęłambaćsię tych ludzi, bo często bywali pijani i.ordynarni.RazLucien zabrał mnie do gospody.Papa się o tymdowiedziałi wtedyskończyła się gra.- Cosię tamstało?Chloe nie mogła spojrzeć Brandtowi woczy.Nikomujanessa+anulausolad-nacs 258otymniemówiła.Nawet Belleniemiała pojęcia, cosię wy-darzyło.- Jedenzprzyjaciół Lucienazłapał mnie, zaciągnął dokątai.pocałował.Luciengroził, żegozabije.Zaczęłasię awantu-ra i wtedyprzyszła żonawłaścicielagospody.Zobaczyła mniei zabrała doswojegopokoju, a potemwezwała papę.Brandt milczał, a ona czekała na słowa potępienia, którezaraz padną.- Niechgodiabli!- To moja wina - szepnęła.- Papa był wściekły.Krzyczałże od razu powinnammu powiedzieć, co się dzieje.Luciermówił, że dzięki mojej grze zarobi na pokrycie swoich dłu-gów.Uważał, że papa nie powinien otymwiedzieć i mamateż nie, botylkoniepotrzebniebędziesię martwiła, żeznowustracił wszystkiepieniądze.Papa zabronił Lucienowi wstępudodomu, ale mama go wpuszczała.Gdybypapa się dowie-dział, złościłbysię na mamę.- Niczemu nie byłaś winna - stwierdził Brandt.- ToLu-cien był podły.Doswoich celówgotówbył wykorzystać każ-dego.Mężczyzna, którywtaki sposób posługuje się dziec-kiem.Wykorzystujący ciebie.Twój ojciec zresztą nie bydużolepszy- stwierdził bezlitośnie.- Papa powiedział mi wtedy, że jestemna prostej drodzeaby stać się.kobietą upadłą.I hazardzistką.Tak samo jakLucien.Właśnietesłowa ojcanajbardziej jązabolały.- Bzdury! - Brandt przytulił ją, akiedyzaczęłapłakać, po-gładził ją pogłowie jak dziecko.Niewiedziała, ileczasutaksiedzieli.Wjegoobjęciachczu-łasię bezpiecznai najchętniej zostałabytaknazawsze.Wkoń-cu Brandt się poruszył.janessa+anulausolad-nacs 259- Wracajmy do domu.Chyba że chcesz tu jeszcze posie-dzieć.-Wracajmy.- Zemną będziesz bezpieczna - zapewnił, niechętniewy-puszczając ją z objęć.- Wiem.- szepnęła drżącymgłosem.- Todobrze.- Brandt delikatnie musnął ustami jej wargii wstał.- Idziemy? - Spojrzał na jej stopy i zobaczył, że niezdjęła butów.- Niemiałamdziś ochotychodzić powodzie.- Rozumiem.- Brandt podniósł jej płaszcz z piasku i po-prosił, byzałożyła czepek.Posłuszniezawiązała tasiemki podbrodą i poraz pierwszypomyślała, że ciągłe upomnienia Brandta są wynikiemjegotroski onią, a nieprzejawemchęci kontrolowania każdegojejkroku.Wpołowie drogi musiała się zatrzymać, bo zakręciłosię jej wgłowie.- Cosię dzieje?- zaniepokoił się Brandt.- Nic.Poprostuzakręciłomi się wgłowie.- Chceszusiąść?- Nic mi nie będzie - odparła, bo zawroty głowy minęły.Kiedyjednakdotarła na górę klifu, czuła się słaba i dokuczałjej żołądek.- Jesteś blada.ylesię czujesz?- Zmęczyłamsię.- Odprzyjazdu niewielejadłaś.- Wnowych miejscach często mój organizmtak reagujena zmianę.Pamiętam, że kiedypierwszyraz wyjechałamdoszkoły, niejadłamprzez prawiedwa tygodnie.- Możewtakimraziepowinienemcię odesłać doFalcon-janessa+anulausolad-nacs 260cliff, zanimcałkiemznikniesz - zażartował, aleczuła, żejestzaniepokojony.- Mój domjest teraz tutaj.- Cieszę się, żetakmówisz.Przez resztę drogi poniosę cięna rękach.Tymrazemnieprotestowała i Brandt zaniósł ją aż dosalo-nu i położył na sofie.Poszedł poprosić, żebyimprzygotowaliherbatę i ciasto.Kujej zaskoczeniu, samprzyniósł tacę.Nalałjej herbatyi posłodził.- Wolisz kawałeksera czyciasto?- zapytał.Zdecydowała się na ser, choć prawdę mówiąc, wcale niemiała apetytu.Brandt jednak nie spuszczał z niej wzroku,przełknęła więckilkakęsówi wypiłaherbatę.- Dziękuję, odrazumi lepiej.- Jeśli nadal będziesz taka słaba, wezwę doktora Crow-leya.- Nietrzeba! Nicmi nie jest.- Odpoczywaj tu albo wswojej sypialni, gdzie wolisz, alenie wychodz już dzisiaj z domu.- Jeśli mogę, wolę zostać wsalonie.- Chloe nie chciaławracać dopustej sypialni.- Oczywiście, że możesz.Muszę trochę popracować.Bę-dę wgabinecie.Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, poślij pomnie.Niemógł się skupić na pracy.Wciąż myślał oChloei ojejbracie.Iluosobomten podłyczłowiekzatruł życieswoimok-rutnymlekceważeniem? Niewiele brakowało, byLucien zabiłJustinai zniszczył życieBelle.Brandt życzył muwtedywiecz-negopotępienia.Gdydowiedział się, cozrobił Chloe, żałował,że samgona nie nie skazał.janessa+anulausolad-nacs 261Przestał się dziwić, żeChloewybrałasobienamężasir Pre-stona.Nareszciezrozumiał, dlaczegotylkozwiązekzkimś ta-kimwydawał jej się bezpieczny.Czekałogotrudnezadanie.Będziemusiał ją przekonać, żenie wszyscymężczyzni są tacyjakLucien.Należydać jej czasi modlić się, abykiedyś wreszciedoniegoprzyszła.Brandt troszczył się oChloe; uprzejma obojętność, która jątakirytowała, znikła, aledobroć, jaką jej okazywał, wprawiałają wzakłopotanie.Może kiedymu opowiedziała o Lucienie,zrobiłomusię jej żal i stądtaostrożność, z jaką się doniej od-nosił.Chciałabytowyjaśnić, aleniewiedziała jak.Trzydni pózniej złożyła jej wizytę Emily.Noweeleganckieubraniai szczęśliwamina świadczyły, żemałżeństwojej służy.- Już dawno chciałamcię odwiedzić - Emily ucałowałaChloe wpoliczek- ale najpierwhrabia Salcombedługocho-rował, a potemmywyjechaliśmydo Szkocji i nie było kiedy.Chcę z tobą porozmawiać o tamtej nocy, kiedyodbywało siętwoje przyjęcie zaręczynowe.- Gdycię zostawiłamz sir Prestonem, nie wiedziałam, żebędziecie zamknięci i że.że zostaniesz skompromitowana- powiedziała Chloe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • p include("menu4/33.php") ?>