[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozproszyć obrazy tragedii i okrucieństw, które zwaliły się naniego straszliwym brzemieniem w ostatnich dniach.Prześladował gopotworny lęk o bezpieczeństwo pozostałych członków jego rodziny i całejżydowskiej społeczności.Odkąd dotarły do niego wieści o obozachkoncentracyjnych, nie umiał już się pozbierać.Tam właśnie zginęła jegobratanica, Basia.Słyszał wiele od kogoś, komu w jakiś cudowny sposóbudało się uciec z Polski, przyjechał tutaj z małym, poobijanym kuferkiemRS 152podróżnym i opowiadał o straszliwym losie %7łydów.- Evie? Nie, ma dzisiaj dyżur w kantynie na dworcu Waterloo.- Myślałam, że jezdzi tam w piątki.- Tak, oczywiście, ale nie tylko.Również w niedziele.- Miała jakieś wieści od Hugona?- Nic, odkąd wyjechał do Singapuru.Rzecz jasna, okropnie się o niegoniepokoi.Wszyscy martwimy się o Hugona.- Beatrice westchnęła.- Evienadal spotyka się z przyjaciółmi w restauracjach, składa jakieś wizyty.Niepotrafi cierpieć w samotności czy po prostu wpaść w apatię.Ale ostatniozachowuje się inaczej niż zwykle.Potrzebuje zajęcia, woli jednak być przytym sama, nie ma ochoty na żadne zwierzenia, nawet na obecność rodziny.Niestety nie potrafię jej pomóc.Jakby zapadła na jakąś chorobę, odkądHugo wyjechał.Pamiętasz, jak wtedy, kiedy wysłałam ją na kilka tygodnido przyjaciół w Shropshire.Leonard skinął głową.Zrobię to znowu, pomyślała Beatrice.Wszystko jest niby takie samo, alejakże inne.Był wtorek wieczorem, od kolacji u Leonardów upłynął prawie tydzień.Jack od kilku dni prowadził rozmowy z kimś z Ministerstwa Lotnictwa izaraz po lunchu pojechał do Suffolk.Dostał przydział na dodatkowąbenzynę.Samotność napełniła serce Beatrice lękiem.Wyglądało na to, że nic niezdoła odstraszyć Jacka od pomysłu kręcenia następnego filmu - o RAF-ie.Beatrice i Evangeline jadły kolację, niemal nie odzywając się do siebie.Molly miała tego wieczoru wychodne i tym razem gotowała Evangeline.Molly uprosiła właściciela sklepu rybnego o dwa sztokfisze, wystarczającoduże, żeby starczyło dla nich obu.Odkąd ryby nie były już na kartki, Mollypotrafiła mu się przypochlebić, tak samo jak przymilała się rzeznikowi, żebyzostawiał jej kości od szynki.Gotowała potem zupę, prawdziwą, nakościach.Ryby nie trzeba było gotować, smażona smakowała o wiele lepiej.Poprzedniego dnia Molly dostała nawet pęczek pietruszki.Okazała sięprawdziwą mistrzynią w robieniu zakupów w trudnych dniach wojny.- Szkoda, że się tak marnuje - powiedziała nagle Beatrice.- Kto? Co?- Molly.Powinna mieć własny dom i dzieci, a nie zajmować się naszymi.Evangeline odpowiedziała z namysłem:RS 153- Nie sądzę, żeby Molly miała o to jakiś żal do losu.To jest również jejdom.Po tych wszystkich latach stała się dla nas kimś bliskim, naszą rodziną- ale przecież nie dlatego nie założyła własnej.Być może nigdy niestanowiliśmy dla niej naprawdę inspirującego przykładu.- Nie rozumiem, co masz na myśli.- Może Molly wcale nie uważa, że los aż tak bardzo ją skrzywdził.Widzitu mnie, starą pannę po trzydziestce, zablokowaną emocjonalnie,nieszczęśliwą, stale tonącą we łzach, kiedy sobie pomyśli, co mogło spotkaćjej mężczyznę.A ty - no cóż, wiadomo przecież, że czasami Jack bywaszczególnie trudny.- Evie zawahała się, straciła odwagę, by wyrazić swojąmyśl do końca.- Ale on jest tutaj.Ja go mam.- Jest tutaj? Masz go? - Evangeline mówiła smutno, nie z żalem czyurazą, patrząc uważnie w twarz siostry.Beatrice zastanawiała się chwilę, analizując to, co usłyszała.I aż samasię zdziwiła swoją spokojną odpowiedzią:- Tak, on jest tutaj.Jak zawsze.Wiem o tym.I zawsze tutaj będzie.Ku przerażeniu Beatrice Evangeline zaczęła płakać, ocierając łzywierzchem dłoni.Bea podała jej chusteczkę.- Dzisiaj jest moja kolej zmywania - powiedziała.- Ale możesz mipomóc.Pamiętasz, jak lubiłyśmy rozmawiać w kuchni, kiedy byłyśmymałe? Wtedy mi się wydawało, że w porównaniu z tobą jestem dorosła isadzałam cię na wysokim stołku przy zlewie, żebyś mogła mi pomagać.Zawsze musiałam zmywać, kiedy Molly miała wychodne.Czy ojca nic tonie obchodziło? Bez trudu mógł sobie pozwolić na prawdziwą służącą, nietylko na tę biedną dziewczynę, która przychodziła na kilka godzin co rano.-Przerwała na chwilę i podała Evangeline drugą chusteczkę.- W kuchnibardzo dobrze się rozmawia.Chodz.Wzięła siostrę za rękę.Nie chciała zmarnować okazji, żeby w końcunakłonić siostrę do zwierzeń.Sprzątnęły talerze, a jednak do zmywania wzięły się dużo pózniej.Evangeline patrzyła, jak Beatrice nalewa dla nich obu po kieliszku brandy, iwreszcie zaczęła mówić:- Im dłużej Hugo jest daleko, tym bardziej za nim tęsknię i coraz bardziejsię o niego niepokoję.Musisz mi wybaczyć, Bea, że niekiedy czuję bolesnązazdrość wobec ciebie, Ogromnie kocham Clare i Neda, ale czasami bardzoRS 154mi trudno bawić się z nimi czy czytać im książki.Moje życie jest puste.Przerwała na chwilę.Dławiło ją wzruszenie.- Mów dalej, Evie.Wiele czasu minęło, odkąd ostatni razrozmawiałyśmy naprawdę szczerze.- Bea znowu ujęła dłoń Evangeline.-Nie myśl, że nie umiałam odczytać bólu w twoich oczach.Jak zwykle,doskonale potrafisz się maskować, ale jestem przecież twoją siostrą.Evangeline mówiła jakby w przestrzeń, nie patrząc Bei w oczy, zewzrokiem utkwionym gdzieś powyżej jej ramienia.- Tęsknię za nim i niepokoję się coraz bardziej.Ale nagle uświadomiłamsobie, że zapomniałam numeru telefonu jego rodziców, nie wiem, jaki jestjego adres ani też nie pamiętam nazwiska jego wspólnika, Patricka.Tokuzyn, z którym Hugo pracował razem przez wiele lat.Te wszystkie rzeczypowinny tkwić w mojej pamięci.- Pochyliła się, by spojrzeć siostrze woczy.- I obawiam się, że jeśli chodzi o Hugona, sprawa jest beznadziejna.Może owe dziury w pamięci są czymś w rodzaju przygotowania nanajgorsze.Bo wszystkie te informacje mogą się okazać do niczegoniepotrzebne.Jeśli to naprawdę koniec.To nawet dobrze, że jestem takarozkojarzona, otumaniona, łatwiej mi będzie przyjąć złe wieści, kiedy jużnadejdą.- Nie myśl w ten sposób.To właśnie zupełnie normalna obronaorganizmu, naturalna w takiej sytuacji.Mogłabyś w końcu kompletniezwariować, gdybyś co jakiś czas nie próbowała uciekać od tych strasznychmyśli.- Chciałabym, żebyś miała rację, Bea.- Evie opróżniła kieliszek.- Alejedną z najgorszych rzeczy jest to, że nie mogę sobie przypomnieć, jak siękochaliśmy.Och, pamiętam, że to było cudowne, tęsknię za tym, ale poprostu nie umiem sobie tego odtworzyć.- Nie, Evie, to jest zupełnie naturalne.Niemożliwe, żebyś dokładniezachowała w pamięci wszystko, co sobie mówiliście, jak się dotykaliście ipieściliście.Nie byłabyś wówczas w pełni w to zaangażowana, gdybyśpotrafiła na zimno rejestrować każdy szczegół.Uczestniczyłaś w tym.Nieobserwowałaś tego jak w teatrze, bo wszystko to za bardzo ciebie dotyczyło.- Masz rację, oczywiście, ale ponieważ nie mogę sobie przypomniećszczegółów, tym bardziej trudno mi uwierzyć, że coś takiego zdarzy sięznowu.Poza tym myślę o Shropshi-re, wiesz przecież.Beatrice spodziewała się tego.RS 155- To nie była twoja wina, Evie.Zrobiłaś wszystko, co mogłaś.Czasamipotrzebny jest odpoczynek, oderwanie się od jakiegoś miejsca albo sytuacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl