[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.TwojaKrólewska Strzała jest warta czterdzieści tysięcy dolców!Zdarza się cud jak z Lourdes: zrzucam okowy cierpienia.W jednej chwili wyskakuję złóżka.W mgnieniu oka doskakuję do telefonu, zanim Gus się rozłącza.- Nie mogę uwierzyć! - wrzeszczę.- To prawda! - wrzeszczy Gus.- O mój Boże, o mój Boże! - wrzeszczę ja.Facet z mieszkania nade mną wali kijem od szczotki w podłogę.Zciszam głos.- Co się stało? Opowiedz mi wszystko.- Ale mam oko czy nie? - domaga się Gus.Jak najdalsza jestem od dzielenia włosów na cherubinkach.- W rzeczy samej, masz - przystaję.- Badał ją ekspert.A potem podszedł kustosz z muzeum i z miejsca zaproponował do rękicałą sumę, na jaką została wyceniona.Powiedziałem mu, że muszę się skonsultować z właści-cielem.- Przyjmij ofertę.Sprzedaj ją - polecam.Stanowcza, rzeczowa, biorąca sprawy we własneręce: upajam się tą nową stroną samej siebie, której nigdy wcześniej nie znałam.- Robi się.- Dam ci prowizję.Taką, na jaką zasługujesz.- Już sam wynik jest nagrodą - zapewnia mnie Gus.Urywa.- Choć nie pogardziłbym bu-telką bąbelków.- Butelką? Prześlę ci całą skrzynkę.SRRuszam w pełne samozadowolenia taneczne pas po pokoju.Pozwalam sobie na wyemi-towanie kilku głośnych hurra!", które powodują powrót walącego kija.Bez chwili namysłu,bez łamania głowy, z miejsca wiem, co zrobię.Czterdzieści tysięcy dolarów! Trzydzieści sie-dem i pół tysiąca to dokładnie połowa siedemdziesięciu pięciu.Zostanie mi więc jeszcze trochępieniędzy, żeby kupić nowy towar do stoiska.Składam hołd swojemu oku zawodowca.I nawetnim nie mrugam na fakt, że pierwotnie wzrok mój spoczął był na łuskarce do kukurydzy za-miast na Królewskiej Strzale.Kto winiłby handlowca bystrego na tyle, by kupić całą partię?Hurra! Rozwiązanie jest tak jasne, że aż zdumiewające.Ale najpierw dzwonię do uniwersyteckiego sklepu monopolowego.Proszę o połączenieze specjalistą od szampana.Mimo naszych rozbieżnych pól specjalizacji omawiamy możliwości jak ekspert z eksper-tem.Decydujemy się na jedną winnicę.Dobry rocznik.Wytrawny.Podaję adres Gusa i numermojej karty Visa.Teraz dochodzi już dziewiętnasta trzydzieści, dobrze po końcu godzin urzędowania.Wszystkich ludzi, z wyjątkiem Mary Agnes Finch, ma się rozumieć.Udaje mi się złapać ją podbezpośrednim numerem.Opowiadam o Królewskiej Strzale, o jej sprzedaży za czterdzieści ty-sięcy dolarów.- Czy prawo własności jest kwestionowane? - pyta. O nie, tylko nie znowu" - słyszę wjej tonie.- Nic z tych rzeczy - zapewniam.- Chcę przeznaczyć te pieniądze na odkupienie połowynocnika Lawinii.- Chcesz co? - Urywa.- Chyba się przesłyszałam.- Chcę przeznaczyć te pieniądze na odkupienie połowy udziałów Lawinii w nocniku -powtarzam.Chociaż słyszę, że dokonuje nadludzkiego wysiłku, by utrzymać swój głos w ryzach,czuję czającą się w nim furię.- Nie bądz idiotką, Abby.- Nie jestem.Nastąpił nieoczekiwany przypływ gotówki.Kupiłam za piętnaście dolcówcoś, co okazuje się warte nieco ponad połowę tego, co nocnik.To musi być znak.Manna z nie-ba.- I chcesz ją zwrócić?- Wydaje mi się, że tak właśnie należy postąpić.SR- Abby, w świetle prawa nocnik legalnie należy do ciebie.- Jak może legalnie do mnie należeć, skoro okłamałam Lawinię? - Wzdragam się na myślo unicestwionym artykule dla The Globe".O moich grozbach ujawnienia cudzołóstwa w po-koju hotelowym Starca z Gór.- Nie powiedziałam jej, że reportaż o nocniku, który miał sięukazać w The Globe", został już wycofany z druku.Ponieważ zakładała, że się ukaże, ustąpiła.- Nie okłamałaś jej.Nikt cię nie pytał o rzeczony artykuł.- Ale zatrzymałam informację, dopuściłam się zbrodni niedomówienia - wyznaję.- A nie możesz po prostu odmówić kilku zdrowasiek?- Agnostycznych? Kwakierskich? Unitariańskich? Chodziłyśmy razem do college'u, niedo szkółki parafialnej.- Abby, z prawnego punktu widzenia twój grzech niedomówienia nie ma żadnego zna-czenia.- A z duchowego? Emocjonalnego? Osobistego? Etycznego? - Miłosnego, kusi mnie, że-by dorzucić.Rozmyślam się.Miłość akurat nie ma tu nic do rzeczy.Słyszę jakiś hałas w tle.Trzaskające drzwi.Rozbrzmiewające dzwonki. Panno Finch",krzyczy jakiś głos.- Nie łącz mnie - mówi Mary Agnes do kogoś.- Z nikim.Wzdycha.- Co chcesz, żebym zrobiła?- Chcę, żebyś skontaktowała się z Lawinią.- Waham się.- I z Nedem - dodaję.- I po-informowała ich, że wypisuję czek, żeby zagwarantować sobie pełne i wyłączne prawo własno-ści do nocnika.- Przepraszam? Już jesteś jego pełną i wyłączną właścicielką [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.TwojaKrólewska Strzała jest warta czterdzieści tysięcy dolców!Zdarza się cud jak z Lourdes: zrzucam okowy cierpienia.W jednej chwili wyskakuję złóżka.W mgnieniu oka doskakuję do telefonu, zanim Gus się rozłącza.- Nie mogę uwierzyć! - wrzeszczę.- To prawda! - wrzeszczy Gus.- O mój Boże, o mój Boże! - wrzeszczę ja.Facet z mieszkania nade mną wali kijem od szczotki w podłogę.Zciszam głos.- Co się stało? Opowiedz mi wszystko.- Ale mam oko czy nie? - domaga się Gus.Jak najdalsza jestem od dzielenia włosów na cherubinkach.- W rzeczy samej, masz - przystaję.- Badał ją ekspert.A potem podszedł kustosz z muzeum i z miejsca zaproponował do rękicałą sumę, na jaką została wyceniona.Powiedziałem mu, że muszę się skonsultować z właści-cielem.- Przyjmij ofertę.Sprzedaj ją - polecam.Stanowcza, rzeczowa, biorąca sprawy we własneręce: upajam się tą nową stroną samej siebie, której nigdy wcześniej nie znałam.- Robi się.- Dam ci prowizję.Taką, na jaką zasługujesz.- Już sam wynik jest nagrodą - zapewnia mnie Gus.Urywa.- Choć nie pogardziłbym bu-telką bąbelków.- Butelką? Prześlę ci całą skrzynkę.SRRuszam w pełne samozadowolenia taneczne pas po pokoju.Pozwalam sobie na wyemi-towanie kilku głośnych hurra!", które powodują powrót walącego kija.Bez chwili namysłu,bez łamania głowy, z miejsca wiem, co zrobię.Czterdzieści tysięcy dolarów! Trzydzieści sie-dem i pół tysiąca to dokładnie połowa siedemdziesięciu pięciu.Zostanie mi więc jeszcze trochępieniędzy, żeby kupić nowy towar do stoiska.Składam hołd swojemu oku zawodowca.I nawetnim nie mrugam na fakt, że pierwotnie wzrok mój spoczął był na łuskarce do kukurydzy za-miast na Królewskiej Strzale.Kto winiłby handlowca bystrego na tyle, by kupić całą partię?Hurra! Rozwiązanie jest tak jasne, że aż zdumiewające.Ale najpierw dzwonię do uniwersyteckiego sklepu monopolowego.Proszę o połączenieze specjalistą od szampana.Mimo naszych rozbieżnych pól specjalizacji omawiamy możliwości jak ekspert z eksper-tem.Decydujemy się na jedną winnicę.Dobry rocznik.Wytrawny.Podaję adres Gusa i numermojej karty Visa.Teraz dochodzi już dziewiętnasta trzydzieści, dobrze po końcu godzin urzędowania.Wszystkich ludzi, z wyjątkiem Mary Agnes Finch, ma się rozumieć.Udaje mi się złapać ją podbezpośrednim numerem.Opowiadam o Królewskiej Strzale, o jej sprzedaży za czterdzieści ty-sięcy dolarów.- Czy prawo własności jest kwestionowane? - pyta. O nie, tylko nie znowu" - słyszę wjej tonie.- Nic z tych rzeczy - zapewniam.- Chcę przeznaczyć te pieniądze na odkupienie połowynocnika Lawinii.- Chcesz co? - Urywa.- Chyba się przesłyszałam.- Chcę przeznaczyć te pieniądze na odkupienie połowy udziałów Lawinii w nocniku -powtarzam.Chociaż słyszę, że dokonuje nadludzkiego wysiłku, by utrzymać swój głos w ryzach,czuję czającą się w nim furię.- Nie bądz idiotką, Abby.- Nie jestem.Nastąpił nieoczekiwany przypływ gotówki.Kupiłam za piętnaście dolcówcoś, co okazuje się warte nieco ponad połowę tego, co nocnik.To musi być znak.Manna z nie-ba.- I chcesz ją zwrócić?- Wydaje mi się, że tak właśnie należy postąpić.SR- Abby, w świetle prawa nocnik legalnie należy do ciebie.- Jak może legalnie do mnie należeć, skoro okłamałam Lawinię? - Wzdragam się na myślo unicestwionym artykule dla The Globe".O moich grozbach ujawnienia cudzołóstwa w po-koju hotelowym Starca z Gór.- Nie powiedziałam jej, że reportaż o nocniku, który miał sięukazać w The Globe", został już wycofany z druku.Ponieważ zakładała, że się ukaże, ustąpiła.- Nie okłamałaś jej.Nikt cię nie pytał o rzeczony artykuł.- Ale zatrzymałam informację, dopuściłam się zbrodni niedomówienia - wyznaję.- A nie możesz po prostu odmówić kilku zdrowasiek?- Agnostycznych? Kwakierskich? Unitariańskich? Chodziłyśmy razem do college'u, niedo szkółki parafialnej.- Abby, z prawnego punktu widzenia twój grzech niedomówienia nie ma żadnego zna-czenia.- A z duchowego? Emocjonalnego? Osobistego? Etycznego? - Miłosnego, kusi mnie, że-by dorzucić.Rozmyślam się.Miłość akurat nie ma tu nic do rzeczy.Słyszę jakiś hałas w tle.Trzaskające drzwi.Rozbrzmiewające dzwonki. Panno Finch",krzyczy jakiś głos.- Nie łącz mnie - mówi Mary Agnes do kogoś.- Z nikim.Wzdycha.- Co chcesz, żebym zrobiła?- Chcę, żebyś skontaktowała się z Lawinią.- Waham się.- I z Nedem - dodaję.- I po-informowała ich, że wypisuję czek, żeby zagwarantować sobie pełne i wyłączne prawo własno-ści do nocnika.- Przepraszam? Już jesteś jego pełną i wyłączną właścicielką [ Pobierz całość w formacie PDF ]