[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Funkcjonariusz Michaels z miejskiej policji, ten,który był tam w nocy, jest już w szpitalu.Spotkamy się na miejscu.Saber zamknął telefon z miną równie zdziwioną jak moja.- Gorman chce się ze mną widzieć? Ten uraz głowy musiał być poważniejszy, niż nam się zdawało.Saber się uśmiechnął.- Jeśli zdoła zidentyfikować napastników, to będziemy o duży krok bliżej rozwiązania zagadki, zanimwydarzy się coś jeszcze.Ponieważ spalił gumy, wyjeżdżając z parkingu tuż przed nosem rozpędzonego dżipa pełnegonastolatków, miałam nadzieję, że to  coś jeszcze" nie będzie samochodową kraksą.Dodzwoniłam się do Toma z warsztatu lakierniczego; obiecał, że odbierze mojego pikapa i zadzwonido mnie z szacunkowym kosztem remontu.Kolejny temat do rozmyślań, kiedy już będę miała czas. O wpół do szóstej wyjazd z wyspy nie był tak zakorkowany jak wjazd.Szpital Flaglera był zaraz zamostem na drodze 312, a Saber tak pędził, że dojechaliśmy w dwadzieścia minut.Spotkaliśmy się z funkcjonariuszem Michaelsem i śledczym Marchem w korytarzu i weszliśmy dopokoju Gormana.Michaels i March stanęli z boku łóżka, Saber i ja zajęliśmy pozycje w nogach.Chyba spodziewałam się, że Gorman w szpitalnej koszuli będzie wyglądał bezradnie.Pomyłka.Och,wyglądał fatalnie, ale sińce wokół jego dziwnych niebieskich oczu sprawiały, że wydawały się jeszczezimniej sze.Zledczy March zaczął.- Widział pan, kto to panu zrobił?- Skurczybyk uderzył mnie od tyłu i nie miałem jak się przyjrzeć.Ale ona - wskazał mnie całkowiciepewną ręką -musiała mieć z tym coś wspólnego.Przeszukała mój dom i wrobiła mnie w morderstwo.Cholera, dopiero co uciąłem sobie z nią pogawędkę w Wal-Marcie, więc to nie przypadek, że zostałempobity trzy godziny pózniej.Zledczy March przestąpił z nogi na nogę.- Zledczy Saber nadzoruje panią Marinelli.Nie spuszczał jej z oka.Gorman przyjrzał się nam obojgu.- To prawda? - spytał głosem jeszcze bardziej chrypliwym niż zwykle.- Zabawiasz się z panemWażnym Zledczym?Saber i ja spojrzeliśmy po sobie.- I on się dziwi, że został pobity - rzucił drwiąco Saber.- Nie umie się znalezć w towarzystwie - odparłam i spojrzałam na Gormana.- Nie miałam nicwspólnego z pańskim pobiciem ani z żadnymi innymi pańskimi kłopotami, panie Gorman.Co więcej,wydaje mi się, że pan o tym wie. - Ale ktoś przeszukał mój dom, kiedy byłem na rybach, i ktoś podrzucił dowody - wypalił Gorman.-Jeśli to nie ty, to kto, do diabła?Wzruszyłam ramionami i rozłożyłam ręce.- Morderca?- Nie ty zabiłaś tę Francuzkę?- Powiedziałam tylko, że nie ja pana wrabiam.Byłam przekonana, że to pan zabił Yolette, dopóki nieposzłam po pocztę i nie znalazłam pana zalanego krwią.- To ty mnie znalazłaś? - Szczęka mu zwiotczała, oczy wyszły z orbit.- Ale nie lizałaś mnie, niegryzłaś ani nic?Lizać go? Bogowie, cóż za odrażający obrazek.- Panie Gorman, nie ugryzłabym pana, choćby pan był ostatnim posiłkiem na ziemi.Michaels kaszlnął w dłoń.March mruknął.- Panie Gorman - powiedział March - Fournierowie skarżyli się, że pan ich prześladuje.Gorman odwrócił wzrok.- Nie prześladowałem ich.- Ale pan za nimi chodził.- Mieszkam tutaj.Mam prawo wiedzieć, co się dzieje w moim mieście.- Pojechał pan też za nimi do Daytona w zeszły piątek - dodał Saber.Spojrzałam na niego i miałam ochotę otworzyć usta, słysząc tę rewelację.Zamiast tego zacisnęłamzęby i z powrotem spojrzałam na Gormana.Może jednak zabił Yolette.Albo Rachelle.Albo obie.- A nawet jeśli, to co.- Gorman skubał brzeg koca leżącego na jego brzuchu i niespokojnie zerkał naMarcha.-Mam prawo jezdzić, gdzie chcę.- Te zdjęcia z ukrycia, które pan zrobił Fournierom, sugerują, że jednak ich pan śledził - stwierdziłMarch.- Mamy pański komputer i aparat cyfrowy.Zdjęcia są datowane.Aawa przysięgłych mogłaby uznać, żeprzez cały czas planował pan zabicie tej kobiety.Gorman ścisnął koc w garści.- Ale nie zabiłem.Do diabła, zostałem wczoraj pobity, i nie wiem, kto to zrobił i dlaczego.- Widział pan Fournierów z wampirami z Daytona? -spytał Saber.- Tak - przyznał ostrożnie Gorman.- Jakieś konkretne wampiry? - naciskał Saber.- Macie zdjęcia.Wy mi powiedzcie.Saber posłał Gormanowi przeciągłe spojrzenie.- Zna pan ich nazwiska?- Nie, i zaczynam być zmęczony - pożalił się Gorman marudnym głosem, znów spoglądając naMarcha.March tylko mu się przyglądał.- Już prawie skończyliśmy.- Saber oparł obie dłonie na metalowej barierce łóżka.- Od jak dawnaśledzi pan panią Marinelli?- Od trzech miesięcy, z przerwami.Ta nowina sprawiła, że zachciało mi się wziąć tygodniowy prysznic, ale zdołałam opanować odruchwymiotny.- Kto panu powiedział, że Fournierowie będą w St Augustine? - spytał March.- Mam przyjaciół - odparł Gorman agresywnie.- Z Przymierza?- Tak, z komórki w South Beach.Byli na rekonesansie w klubach i podsłuchali, jak ci Francuzizapraszają bandę wampirów, żeby uprawiały z nimi seks.Potem ci zboczeńcy chwalili się, że bzykalisię z wampirami wzdłuż całego wybrzeża.Mieli jakąś przynętę, coś, co wampiry lubiły.Wtedy siędowiedziałem, że muszę pilnować tej tutaj - Gorman zmów wskazał na mnie - szczególnie uważnie. - Gorman - powiedział March - pamięta pan coś z tego ataku, co mogłoby nam pomóc? Ilu ich było?Głosy, zapachy, cokolwiek?- Krew.- Tak, krwawił pan, i to mocno, z tego, co słyszałem -odparł March.- Nie, mówię, co pamiętam.Stałem przy wejściu do banku.- Przy wejściu do domu pani Marinelli - sprostował Saber.- Tak, tak, ale próbuję wam powiedzieć, że czułem krew.- Proszę to opisać.Gorman posłał Saberowi rozdrażnione spojrzenie i przygładził koc na brzuchu.- No wie pan, krew.Taki słodki, metaliczny zapach, tylko tysiąc razy mocniejszy.Jak cała wannakrwi.Poczułam, że chwieję się na nogach, i chwyciłam barierkę łóżka.Gorman zobaczył, że mi słabo, i uśmiechnął się złośliwie.- Zrobiłaś się głodna na myśl o takiej ilości krwi, wampirze?- Zemdliło mnie.- Ty przygłupie, chciałam dodać, ale nie dodałam.Byłam zbyt zajęta wciąganiemoczyszczających haustów przyprawionego chemią szpitalnego powietrza.Kiedy byłam już pewna, że nie zostawię zawartości żołądka na kocu Gormana, powiedziałam:- Jest pan pewien, że właśnie to pan czuł?- Tak, jestem pewien.A ty co, jakiś mięczak jesteś? Mdlejesz na widok krwi?- Nie na widok.Na zapach. Rozdział 15C-o tam się stało, u diabła? - spytał Saber, kiedy tylko znalezliśmy się na szpitalnym parkingu.- Przecież słyszałeś - powiedziałam, idąc obok niego.-Zemdliło mnie.- Na myśl o krwi?- Na jej zapach.- Zadrżałam i roztarłam ramiona.-Przez sekundę czułam to samo, co Gorman przedatakiem.,- Znaczy telepatycznie?- Tak, i już nigdy nie chcę być w głowie tego faceta.Ale to mi coś przypomniało.- Co? - ponaglił mnie, otwierając samochód pilotem.Westchnęłam, odpychając od siebiewspomnienie złychmyśli Gormana, i wsiadłam.- Ten sam zapach krwi był na moim pikapie, kiedy go zniszczono, a słabszą wersję czułam od Yolettew poniedziałek w Scarlett.Słabszą niż wtedy, kiedy znalezliśmy Gormana, ale to było to.- Potarłamczoło.- Zdaje się, że od Etienne'a też czułam krew, ale nie pamiętam kiedy.Saber zatrzasnął drzwi.- Co to znaczy? - Nie wiem.- Sięgnęłam po pas bezpieczeństwa i opanowałam kolejny dreszcz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl