[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie widać ani śladu świateł.Myślę, że zostawiliśmy ich z tyłu.Wyswobodziła się z jego uścisku, przesunęła dłonią po jego ręce, wśli-zgnęła się pod rozpiętą koszulę, dotykając bicepsów, gładząc palcami jegomocne mięśnie.- Dawidzie - szepnęła, rozkoszując się brzmieniem tego imienia.-Dziękuję ci za moje życie, Dawidzie.- Ty mi pomogłaś - przypomniał jej.- Bez ciebie nigdy nie przejechali-byśmy przez wadi.Sądzę, że oboje powinniśmy dziękować Bawarczykomza to, że zbudowali samochód jak czołg.Tamte kule były bez wątpieniaprzeznaczone dla nas.Dla niego to Mercedes był prawdziwym bohaterem.Tylko ten wspania-ły zabytek ratował ich dotychczas przed siłami pragnącymi ich zniszczyć.Uspokajający, równy warkot motoru pod długą maską dodawał Dawidowiotuchy.Uzmysłowił sobie nagle, że zaczął o nim myśleć nie jako o rzeczy,ale jako o człowieku, posiadającym własny charakter i cechy osobowości.Miał styl; postępował z werwą, nieustępliwością i determinacją.Cokolwiekczy ktokolwiek ich ścigał, miał niełatwe zadanie.- Jesteśmy już bezpieczni - powiedział.- Już nas nie złapią.Za kilka minut wjedziemy na autostradę do Ber Szewy.Oczy Danieli wskazywały, jak bardzo pragnęła mu wierzyć, ale na twa-rzy wciąż widniał cień wątpliwości.- Zobaczysz - ciągnął.- Za pół godziny będziesz z powrotem w swoimkraju.Daleko po prawej ujrzał nagle błysk światła, które równie nagle zgasło.Pojawiło się znowu i zniknęło, bawiąc się z nim jak jakiś pustynny błędnyognik.Inne światło mrugnęło do niego z innego miejsca, a Dawid poczuł, jaknapięcie zaczyna go opuszczać.Zrozumiał, na co patrzy.Tajemnicze świa-tła były światłami samochodów na autostradzie Ber Szewa-Ismailia bie-gnącej po prawej; ich migotanie powodowały wydmy.Musieli być już bli-sko!Przybliżające się, migoczące światła po prawej stały się silniejsze i bar-dziej wyrównane.O tej godzinie na autostradzie nie panował duży ruch;tylko kilku podróżnych.Jednak znaki życia poza egipską bazą wojskowądodały Dawidowi otuchy.Poczuł, jakby wracał na ziemię z obcej, wrogiejplanety.Zcisnął dłoń Danieli i skinął głową.- Spójrz tam, na prawo.Podniosła głowę z jego ramienia i spojrzała we wskazanym kierunku.- Dawidzie! To autostrada, prawda? Och, wygląda tak.bezpiecznie! -Wkrótce na nią wjedziemy.Skrzyżowanie musi być już niedaleko.Zaczął zwalniać, szykując się do skrętu, wypatrując w mroku poza za-sięgiem ich świateł znaków skrzyżowania.Nagle ta część krajobrazu utonęła w blasku.Blizniacze smugi światłaprzecięły ich drogę, kiedy pojazd zmierzający na południe skręcił z głównejautostrady na szosę prowadzącą do bazy.- Och, nie.Kłopoty! - Ostrzegł Dawid, natychmiast gasząc światła izwalniając.Nie zrobił tego jednak dostatecznie szybko.Kierowca najwy-razniej ich zauważył.Nadjeżdżający pojazd zjechał na ich pas, mrugającostrzegawczo światłami.Cokolwiek to było, było duże; po obu stronach ina dachu miało światła obrotowe, jak pojazd opancerzony czy naczepa.Poczuł, jak ciało Danieli tężeje.- Och, Dawidzie! Co to jest? - Nie wiem.Sprawdzmy.- Tamci już ich zauważyli, nie mieli więc nicdo stracenia.Ponownie włączył światła i zaczął zwalniać.Snop światła wydobył z mroku strome boki i ostre kanty transporteraopancerzonego.- %7łołnierze! - wykrztusił Dawid.Potwierdziły się jego najgorsze obawy.W egipskiej bazie lotniczej zauważono ich zniknięcie i ostrzeżono posteru-nek graniczny.Wysłano zbrojny patrol, który miał ich zatrzymać.Jego pierwszą reakcją była chęć zawrócenia i ucieczki.Kiedy nacisnąłhamulec, transporter zwolnił i zaczął odwracać się bokiem, by zablokowaćdrogę; jego światła omiatały łukiem teren po lewej stronie autostrady.Wydarzenia następowały tak szybko, że nie było prawie czasu na my-ślenie.W światłach transportera Dawid ujrzał pobrużdżoną drogę objazdo-wą, biegnącą równolegle do asfaltowej szosy.Błyskawicznie podjął decy-zję, skręcając kierownicę w lewo i dodając gazu.W tym momencie Merce-desem zakołysała potężna eksplozja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl