[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z zewnątrz przez szparę wciska się do korytarza smuga światła.Wśród odgłosówpobliskiej ulicy i szumu urządzeń wentylacyjnych słychać, że Abel z kimś rozmawia.Staram się rozróżnić słowa, ale nagle jego głos milknie.Na palcach podchodzę do framugii wyglądam przez drzwi.Stoi mniej więcej w odległości trzech metrów, po przeciwnej stronie wąskiejuliczki.Jest odwrócony do mnie plecami i obejmuje dziewczynę.Ona ma opuszczoneręce.Widzę, jak kołyszą się bezwładnie wzdłuż jej ciała.W jednej dłoni trzyma na wpółzjedzone jabłko.Za jej głową (której nie mogę dojrzeć przez szparę, widzę jedynie plamęplatynowych włosów spoczywających na ramieniu Abla) wisi czerwony płaszcz na kołkuwbitym w ścianę.W pobliżu słychać wycie karetki pogotowia, dlatego dochodzę downiosku, że dziewczyna zemdlała albo zrobiła sobie jakąś krzywdę, a Abel podtrzymuje jąw oczekiwaniu na pomoc.Tylko jakim cudem ona w zaciśniętej dłoni utrzymuje jabłko? Ale oto wypuszcza je.Jej obie ręce wsuwają się pod koszulkę Abla, który pochyla się nad dziewczyną.On jącałuje, myślałam, jeszcze nie rozumiejąc, co się dzieje.Dopiero gdy zaczyna gładzić jejwłosy, powoli dociera do mnie, co tak naprawdę widzę.SR On ją całuje.Wychodzę na zewnątrz pod zadaszenie nad drzwiami.Jego dłoń wędruje w dół jejpleców i zatrzymuje się na wysokości talii.Jak on może nie czuć, że jestem tak blisko?Mogłabym być mordercą z siekierą, świętym Piotrem.Kimkolwiek.Umieram tuż za jegoplecami, a on nie ma o tym pojęcia.Nastaje chwila straszna jak śmierć, w której uświadamiam sobie, że nawet gdybyteraz rozległ się huk wystrzału, a on obejrzał się za siebie, i tak by mnie nie dostrzegł.Wracam do środka, idę korytarzem do gwarnej sali wypełnionej papierosowym dymem imigotliwymi światełkami świeczek.Kładą na stoliku banknot dziesięciodolarowy - pięćrazy więcej niż wynosi mój rachunek.- To twoje? - pyta jakaś dziewczyna, wskazując mój neseser, kiedy zmierzam już dowyjścia.Biorą swój bagaż i wychodzą.Dokąd powinnam się udać? Dokądkolwiek.Dodomu.Zaczynam iść na wschód.ROZDZIAA DWUDZIESTY PIERWSZYZawsze myślałam o nich jako o aniołach, ponieważ były piękne, młode i delikatne,chociaż nigdy żadnego tak naprawdę nie widziałam, jedynie dostrzegałam je gdzieś naskraju pola widzenia.Co więcej, przez lata podejrzewałam, że ich aury pojawiają się umnie w czasie dokuczliwych migren.Kiedy przybywają - spływają w dół jak szarfy - czuję czystość i pewną obojętność,dziwną pustkę, jakby były ćmami, które raczej przyciąga panująca wokół mnie atmosferaniż ja sama.Tylko ten, którego nazywam Aniołem Miłości, zdaje się wywierać wpływ namnie i moje życie.Jest jaśniejszy i bardziej wyrazny od pozostałych.Po raz pierwszy pojawił się namiesiąc przed przyjazdem Richterów do Greenwoods, czyli w czasie, kiedy już od dawnabyłam przyzwyczajona do widywania aniołów i uważałam za oczywiste, prawieoczywiste, że są niecodziennym i niezbadanym zjawiskiem, podobnym do drobnoustrojówi odgłosu gwizdka na psy.Czułam, że bynajmniej nie jestem jedyną osobą, której sięSR pokazują, a wobec tego miałam nadzieję, że zwrócę na siebie uwagę pani Richter cechamiujmującymi za serce i budzącymi litość - wymizerowaniem, zaniedbaniem, brakiemprzyjaciół, brakiem matki.Zdawałam sobie sprawę z tego, że współczucie nie możekonkurować z oczarowaniem, i wiedziałam, że jeśli ona mogłaby zobaczyć AniołaMiłości, moja postać iskrzyłaby się kłującym w oczy blaskiem.Bardzo pomogłoby toaniołowi, któremu potrzebna była miłość pani Richter do mnie, by rozkwitł pełnią życia.Czerpiąc siły tylko z mojej miłości, był słaby i ledwie się unosił w przestrzeni.Nie rozmyślałam o nim zbyt bezpośrednio.Nigdy o nim nie mówiłam.Byłobiektem, którego nie da się opisać słowami, nieodgadnionym; kruchym zalążkiemmiłości.Ale zawsze na swoim miejscu, bez względu na to, czy w połyskującym czyopłakanym stanie, czy odrodzony na nowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl