[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak,wiÄ™c na razie nikt nie zwróciÅ‚ uwagi na to, że go już wcale nie widać w miasteczku; to dopierolekarz okrÄ™gowy powiedziaÅ‚ dziadkowi, że on zachorowaÅ‚ na żółtÄ… febrÄ™ i że Judith go przeniosÅ‚ado dużego domu i pielÄ™gnowaÅ‚a, i teraz sama jest chora.Dziadek poprosiÅ‚ wtedy lekarza ozawiadomienie panny Coldfield, po czym pojechaÅ‚ do Setki Sutpena.Nie zsiadÅ‚ z konia; zaczÄ…Å‚tylko woÅ‚ać, aż Clytie wyj­rzaÅ‚a z jednego z okien na piÄ™trze i powiedziaÅ‚a -  Im nic nie trzeba.W ciÄ…gu tego samego tygodnia dziadek siÄ™ dowiedziaÅ‚, że Clytie miaÅ‚a czy też ma jednakracjÄ™, bo tak czy owak, rzeczywiÅ›cie nic im już nie trzeba, chociaż to Judith umarÅ‚a pierwsza.- Och - powiedziaÅ‚ Quentin. WÅ‚aÅ›nie - pomyÅ›laÅ‚.- Za dużo, za dÅ‚ugo mi o tym opowiadali.I przypomniaÅ‚ sobie, jak patrzÄ…c w tym deszczu pod cedrami na piÄ…ty grób, doszedÅ‚ downiosku, że ów ktoÅ›, kimkolwiek byÅ‚, kto pochowaÅ‚ Judith, widocznie baÅ‚ siÄ™, żeby pozostaliumarli nie zarazi­li siÄ™ od niej żółtÄ… febrÄ…, i dlatego ona leży po przeciwnej stronie, tak daleko odpozostaÅ‚ych grobów, jak tylko pozwala na to szerokość tego cmentarzyka.I pomyÅ›laÅ‚ wtedy:  Tym razem ojciec już mi nie potrzebuje mówić:  Zastanów siÄ™»  - bojeszcze zanim odczytaÅ‚ napis na tym piÄ…­tym nagrobku, już wiedziaÅ‚, kto go zamówiÅ‚ i postawiÅ‚.Nie podszedÅ‚ tam jednak od razu, jeszcze staÅ‚ przy grobie Charlesa Etienne Saint-Valery Bona iwyobrażaÅ‚ sobie, jakie to staranne, drukowanymi lite­rami wypisane wskazówki Judith musiaÅ‚a(może nawet otrzÄ…sajÄ…c siÄ™ z maligny) dać Clytie, kiedy sobie uÅ›wiadomiÅ‚a nadchodzÄ…cÄ… Å›mierć; iwyobrażaÅ‚ sobie, jak Clytie musiaÅ‚a żyć przez nastÄ™pne lat dwana­Å›cie, wychowujÄ…c to dzieckourodzone w starej chacie niewolników, jak musiaÅ‚a skÄ…pić i oszczÄ™dzać pieniÄ…dze, żeby do koÅ„caspÅ‚acić nagrobek, na który Judith zÅ‚ożyÅ‚a u dziadka sto dolarów przed dwu­dziestu czterema laty;wyobrażaÅ‚ sobie, jak ona (Clytie) przywoziÅ‚a to pieniÄ…dze i kiedy dziadek wzbraniaÅ‚ siÄ™, nie chciaÅ‚ich przyjąć, stawiaÅ‚a na biurku zardzewiaÅ‚Ä… blaszankÄ™ peÅ‚nÄ… piÄ™cio - i dziesiÄ™ciocentówek iposzarpanych banknotów, po czym bez sÅ‚owa wychodziÅ‚a z kancelarii.I z tego piÄ…tego nagrobka również musiaÅ‚ odgarnąć mokre cedrowe igÅ‚y, żeby odczytać napis;patrzÄ…c na te litery, tak samo jak tamte powoli wyÅ‚aniajÄ…ce siÄ™ pod jego rÄ™kÄ…, zastanawiaÅ‚ siÄ™ wmilczeniu, jak to siÄ™ staÅ‚o, że igliwie mogÅ‚o do nich przywierać caÅ‚e i nienaruszone, zamiastzmienić siÄ™ w popiół w chwili zetkniÄ™cia z tÄ… szorstkÄ…, nieubÅ‚aganie nienawistnÄ… grozbÄ…:JUDITH COLDFIELD SUTPEN, CÓRKA ELLEN COLDFIELD.URODZONA 3PAyDZIERNIKA 1841 R.CIERPIAAA ZNIEWAGI I MOZOAY TEGO ZWIATA PRZEZ 42 LATA: 4 MIESICE I 9DNI.ODESZAA NA WIECZNY ODPOCZYNEK 12 LUTEGO 1884 R.ZATRZYMAJ SI, ZMIERTELNIKU;POMNIJ PRÓ%7Å‚NOZ I GAUPOTI STRZE%7Å‚ SI.Teraz to sobie przypominajÄ…c myÅ›laÅ‚:  Tak.Nie potrzebowaÅ‚em pytać, kto uÅ‚ożyÅ‚ to epitafium,kto to postawiÅ‚ - i myÅ›laÅ‚:  WÅ‚aÅ›nie, za dużo, za dÅ‚ugo mi o tym opowiadali.Nie potrzebowaÅ‚emwtedy sÅ‚uchać, ale sÅ‚yszeć to musiaÅ‚em i teraz znów sÅ‚yszeć to muszÄ™, bo on, Shreve, podchodzi dotego akurat tak jak ojciec: PiÄ™knym życiem żyjÄ… kobiety - naprawdÄ™ piÄ™k­nym. Samym oddechemczerpiÄ… pokarm i napitek z piÄ™knej i rozrze­dzonej nierzeczywistoÅ›ci, w której cienie i ksztaÅ‚tyfaktów rzeczywi­stych-narodzin i żaÅ‚oby, cierpienia, zdumienia i rozpaczy-poruszajÄ… siÄ™ na nibyjak żywe obrazy podczas zabawy w szarady na ogrodo­wym przyjÄ™ciu, doskonaÅ‚e w każdym geÅ›cie, pozbawione znaczenia, rozbrojone z jakichkolwiek zdolnoÅ›ci do uczynienia krzywdy.Tennagrobek zamówiÅ‚a panna Rosa.ObarczyÅ‚a tÄ… sprawÄ… sÄ™dziego Benbowa.Benbow byÅ‚ opiekunemspadku po jej ojcu, nie wyznaczonym wprawdzie przez żaden testament, bo pan Coldfield przecieżtesta­mentu nie spisaÅ‚, jak i nie zostawiÅ‚ majÄ…tku oprócz domu i wypatroszonego kompletniesklepiku.WiÄ™c sÄ™dzia Benbow musiaÅ‚ sam sie­bie wyznaczyć - zapewne sam siÄ™ wybraÅ‚ na jakimÅ›konklawe sÄ…siadów panny Coldfield, tych obywateli, którzy siÄ™ gromadzili ce­lem omówienia jejspraw i ustalenia, co dalej z niÄ… robić, kiedy już byÅ‚o jasne, że nic na tym Å›wiecie, z pewnoÅ›ciążaden czÅ‚owiek, ża­den zespół ludzi nie zdoÅ‚a jej nigdy skÅ‚onić, by wróciÅ‚a do szwagra i do Judith;to ci sami sÄ…siedzi i obywatele, którzy na próg jej ganku nocÄ… podrzucali te koszyki z żywnoÅ›ciÄ…, aona je braÅ‚a, zjadaÅ‚a, co tam byÅ‚o, po czym te talerze, te serwetki wkÅ‚adaÅ‚a brudne do koszy­ków,stawiajÄ…c je z powrotem tam, gdzie je znalazÅ‚a, zupeÅ‚nie jakby chciaÅ‚a utrzymać zÅ‚udzenie, że tychkoszyków nigdy nikt jej tam nie stawia czy że przynajmniej ona nigdy ich nie rusza i nic z nich niewyjmuje, i nie bierze z ganku; ale przecież je braÅ‚a z minÄ… obojÄ™tnÄ…, otwarcie, bez żenady, nawetbez wyzwania, i niewÄ…tpliwie zawsze oceniaÅ‚a smak, krytykowaÅ‚a jakość, sposób przyrzÄ…dzaniatych po­traw, przeżuwajÄ…c, Å‚ykajÄ…c je, czujÄ…c, jak je pózniej przetrawia; po­mimo to ciÄ…gle z tymswoim niepoprawnym, spokojnym uporem cze­piaÅ‚a siÄ™ zÅ‚udzenia, że to, co jest faktem, copotwierdzajÄ… wszelkie niezbite dowody, w ogóle nie istnieje.Tak jest z kobietami [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl