[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na smagłych pal-396cach miała pierścienie, a w uszach duże, złote kolczyki po-łyskujące w blasku ogniska.Nie bardzo było mi w smakspotkanie dawnej kochanki z Astizą u boku - obie kobietyłypnęły ku sobie nieufnie jak rywalizujące kotki.Ale Astiząusiadła spokojnie obok mnie, podczas gdy Cyganka zaczęłatasować karty tarota.- Los każe ci się spieszyć - powiedziała śpiewnie Cyganka,gdy kolejny rozkład kart ukazał karocę.- Nie będziemy mieliproblemów z wyzwoleniem powozu dla naszych celów.- Sam widzisz - w głosie Stefana zabrzmiała satysfakcja.Lubię tarota.Może ci powiedzieć wszystko, co chceszusłyszeć.Sarylla odwróciła kolejne karty.- Ale kiedy będziesz się musiał spieszyć, natkniesz sięłia kobietę.Będziesz musiał pójść okrężną drogą.Jeszcze jedna kobieta?- Ale w końcu nam się uda?Cyganka odwróciła kolejne karty.Zobaczyłem wieżę,maga, błazna i króla.- Napotkasz poważne trudności i być może nie obejdzie się bez walki.Kolejna karta.Kochankowie.Sarylla spojrzała na mnie i naAstizę.- Musicie działać razem.Astizą ujęła moją dłoń i uśmiechnęła się.Kolejna odwrócona karta.Zmierć.- Nie wiem, komu jest przeznaczona.Magowi, błaznowi,królowi czy kochance.Czekają cię niebezpieczeństwa.- Ale śmierć jest możliwa?Z pewnością spotka Silana.Być może powinienem zabić iNapoleona.Kolejna karta.Koło fortuny.- Jesteś graczem i ryzykantem, prawda?397- Kiedy muszę.Kolejna karta.Zwiat.- Nie masz wyboru.- Spojrzała na nas wielkimi ciemnymi oczami.- Będziesz miał dziwnych sojuszników i dziwnych wrogów.-Jak zwykle.- Skrzywiłem się.Sarylla jednak zaintrygowana potrząsnęła głową.- Trzeba poczekać, żeby zobaczyć, kto jest kim.- Spojrzała uważniej na karty, potem na Astizę.- Ethanie Gage,karty wróżą niebezpieczeństwo twojej nowej kobiecie.Wielkie niebezpieczeństwo.i coś nawet jeszcze głębszego.Smutek.No tak.Kobiety zawsze pozostaną rywalkami.- Co masz na myśli?- Nie ja to mówię, tylko karty.Wszystko to trochę mnie zbiło z tropu.Gdyby pierwszaprzepowiednia Sarylli - ta sprzed roku - się nie sprawdziła, nieprzejąłbym się wcale obecną.Mimo wszystko jestemczłowiekiem ukształtowanym przez Franklina w duchu nauki.Ale choćbym nie wiedzieć jak pokpiwał z tarota, w tworzonychza jego pomocą przepowiedniach było coś niesamowitego.Zacząłem się obawiać o siedzącą obok mnie kobietę.-Będzie walka - zwróciłem się do Astizy.- Możesz na mniepoczekać na pokładzie tego angielskiego okrętu.Jeszcze niejest za pózno, żeby dać im sygnał.Astiza przez jakiś czas patrzyła uważnie na karty i naCygankę.Potem potrząsnęła głową.- Mam własną magię i nie cofnę się, skoro dotarliśmyaż tutaj.- Otuliła się opończą, bo dawał jej się we znakieuropejski chłód pazdziernika, który dotarł dość dalekona południe.- Naszym prawdziwym wrogiem jest czas.Pospieszmy się.Sarylla spojrzała na nią z sympatią w oczach i podała jejjedną z kart - gwiazdę.398- Zatrzymaj ją.Pomoże ci po namyśle dokonać właściwego wyboru.Niech cię nie opuszcza wiara, pani.Ten gest zaskoczył i wzruszył Astizę.-1 ciebie, pani.Podkradliśmy się więc do budynku poczty, pożyczyliśmy"powóz i zaprzęg i ruszyliśmy do Paryża.Po jałowychprzestrzeniach Egiptu i Syrii zachwycały mnie zieleń i złotookolicznych lasów i pól, pełnych ciężkich stogów i snopówsłomy.Niezerwane jeszcze owoce nadawały powietrzu ciężki,słodkawy zapach.Obok nas przeciągały wozy obładowanejesiennymi plonami, podczas gdy ludzie Stefana strzelali zbicza i poganiali konie, jakbyśmy w istocie byliprzedstawicielami władz spieszącymi w pilnych sprawachpaństwowych.Nawet wiejskie dziewczęta wabiły oczykształtami - po kobietach pustyni wydały mi się na poły nagie,o wyzywająco pełnych piersiach, okrągłych biodrach ipoplamionych winnym sokiem łydkach.Ich wargi, pełne iczerwone jak jagody, kusiły do pocałunków.- Astizo, czy tu nie jest pięknie?Astizę niepokoiły chmurne niebo, szeleszczące liście idrzewa tworzące nierówne sklepienie nad drogą.- Nie widzę - odparła.Kilkakrotnie przejeżdżaliśmy przez miasteczka udeko-rowane smętnie już zwisającymi trójkolorowymi flagami,zwiędłymi płatkami na drogach i pustymi butelkami po winieleżącymi w przydrożnych rowach.Wszystko świadczyło oniedawnym przejezdzie Napoleona.- Ten mały generał? - wspominał oberżysta.- Zuchwałykogut!- Diablo urodziwy - dodała jego żona.- Czarne włosy,szare, płonące ogniem oczy.Mówi się, że podbił połowę Azji!- Ludziska powiadają, że zaraz za nim wiozą skarbiecstarożytnych.-1 jadą jego dzielni chłopcy!399Podróżowaliśmy do pózna w noc i wyjeżdżaliśmy dobrzeprzed świtem, ale droga do Paryża musiała nam zająć kilka dni.Gnaliśmy tak, że nasz przejazd podnosił na drogach kłębyzeschniętych liści ciągnące się za nami jak złoto-czerwonyogon.Na postojach koniom parowały boki.Potempuszczaliśmy się w dalszą drogę i o zmierzchu czwartego dniaujrzeliśmy Paryż, kiedy z drogi po lewej wypadł inny powózzaprzężony w czwórkę pięknych koni i skręcił tuż przed nami.Przerazliwie rżące konie wpadły jedne na drugie.Nasz powózchybnął się, zsunął do rowu i przewrócił.Astiza i jawydostaliśmy się na zewnątrz, Cyganie zdążyli wcześniejpozeskakiwać z kozła.- Kretyni! - zawołała kobieta z drugiego powozu.- Mójmąż każe was rozstrzelać!Spojrzeliśmy na nasz pojazd.Przednia oś była pęknięta,podobnie jak nogi dwu rżących z bólu koni.Kawa-lerzyścieskortujący powóz damy, która raczyła na nas wpaść,pozeskakiwali z koni i podeszli bliżej z pistoletami w dłoniach,żeby zastrzelić okaleczone konie i uwolnić pozostałe.Wykrzykująca obelgi z okna swojego powozu dama byłaświetnie ubrana - przepych jej sukni przygnębiłby żonębankiera - ale patrzyła na nas z rozpaczą w oczach.Wyglądałana paryżankę, lecz nie umiałbym powiedzieć o niej niczegowięcej.Byłem Amerykaninem, który nielegalnie wrócił doFrancji, jak wiedziałem, wciąż poszukiwanym za morderstwo inawet nie poddałem się czterdziestodniowej kwarantannie,obowiązującej wszystkich przyjeżdżających ze Wschodu.(Napoleon też ją zlekceważył).Teraz stanąłem wobec żołnierzyi konieczności odpowiedzenia na kilka pytań, choć to nie naszwoznica zawinił w tym wypadku.Podejrzewałem, że w tejchwili nie ma to większego znaczenia.- Jadę do Paryża w sprawach wagi państwowej! - la-mentowała dama.- Zabierzcie z drogi swoje zwierzęta!- To pani wymusiła pierwszeństwo! - odparła Astiza,400zdradzając cudzoziemski akcent i gniew.- Jest pani równieniegrzeczna jak niezręczna!- Poczekaj - ostrzegłem ją.- Ona ma żołnierzy!Za pózno.- A wy jesteście równie bezczelni jak niezdarni! - zawrzała gniewem dama.- Wiecie, kim jestem? Każę wasaresztować!Podszedłem do przodu, starając się uniknąć głupiejsprzeczki.Złożyłem nie mającą pokrycia ofertę opłaceniaszkód, tylko po to, żeby usunąć z drogi przeszkodę.NasiCyganie mądrze zdążyli już się rozpłynąć wśród drzew.Zagrzmiały wystrzały dwu pistoletów, uciszając rżenienajbardziej okaleczonych koni, i jezdzcy zwrócili się ku nam,kładąc dłonie na rękojeściach pałaszów.-Ależ łaskawa pani, to zwykły wypadek - odezwałem się,przywołując na twarz mój zwykle skuteczny w podobnychsprawach uśmiech.- Jeszcze chwila i będzie pani mogła jechaćdalej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Na smagłych pal-396cach miała pierścienie, a w uszach duże, złote kolczyki po-łyskujące w blasku ogniska.Nie bardzo było mi w smakspotkanie dawnej kochanki z Astizą u boku - obie kobietyłypnęły ku sobie nieufnie jak rywalizujące kotki.Ale Astiząusiadła spokojnie obok mnie, podczas gdy Cyganka zaczęłatasować karty tarota.- Los każe ci się spieszyć - powiedziała śpiewnie Cyganka,gdy kolejny rozkład kart ukazał karocę.- Nie będziemy mieliproblemów z wyzwoleniem powozu dla naszych celów.- Sam widzisz - w głosie Stefana zabrzmiała satysfakcja.Lubię tarota.Może ci powiedzieć wszystko, co chceszusłyszeć.Sarylla odwróciła kolejne karty.- Ale kiedy będziesz się musiał spieszyć, natkniesz sięłia kobietę.Będziesz musiał pójść okrężną drogą.Jeszcze jedna kobieta?- Ale w końcu nam się uda?Cyganka odwróciła kolejne karty.Zobaczyłem wieżę,maga, błazna i króla.- Napotkasz poważne trudności i być może nie obejdzie się bez walki.Kolejna karta.Kochankowie.Sarylla spojrzała na mnie i naAstizę.- Musicie działać razem.Astizą ujęła moją dłoń i uśmiechnęła się.Kolejna odwrócona karta.Zmierć.- Nie wiem, komu jest przeznaczona.Magowi, błaznowi,królowi czy kochance.Czekają cię niebezpieczeństwa.- Ale śmierć jest możliwa?Z pewnością spotka Silana.Być może powinienem zabić iNapoleona.Kolejna karta.Koło fortuny.- Jesteś graczem i ryzykantem, prawda?397- Kiedy muszę.Kolejna karta.Zwiat.- Nie masz wyboru.- Spojrzała na nas wielkimi ciemnymi oczami.- Będziesz miał dziwnych sojuszników i dziwnych wrogów.-Jak zwykle.- Skrzywiłem się.Sarylla jednak zaintrygowana potrząsnęła głową.- Trzeba poczekać, żeby zobaczyć, kto jest kim.- Spojrzała uważniej na karty, potem na Astizę.- Ethanie Gage,karty wróżą niebezpieczeństwo twojej nowej kobiecie.Wielkie niebezpieczeństwo.i coś nawet jeszcze głębszego.Smutek.No tak.Kobiety zawsze pozostaną rywalkami.- Co masz na myśli?- Nie ja to mówię, tylko karty.Wszystko to trochę mnie zbiło z tropu.Gdyby pierwszaprzepowiednia Sarylli - ta sprzed roku - się nie sprawdziła, nieprzejąłbym się wcale obecną.Mimo wszystko jestemczłowiekiem ukształtowanym przez Franklina w duchu nauki.Ale choćbym nie wiedzieć jak pokpiwał z tarota, w tworzonychza jego pomocą przepowiedniach było coś niesamowitego.Zacząłem się obawiać o siedzącą obok mnie kobietę.-Będzie walka - zwróciłem się do Astizy.- Możesz na mniepoczekać na pokładzie tego angielskiego okrętu.Jeszcze niejest za pózno, żeby dać im sygnał.Astiza przez jakiś czas patrzyła uważnie na karty i naCygankę.Potem potrząsnęła głową.- Mam własną magię i nie cofnę się, skoro dotarliśmyaż tutaj.- Otuliła się opończą, bo dawał jej się we znakieuropejski chłód pazdziernika, który dotarł dość dalekona południe.- Naszym prawdziwym wrogiem jest czas.Pospieszmy się.Sarylla spojrzała na nią z sympatią w oczach i podała jejjedną z kart - gwiazdę.398- Zatrzymaj ją.Pomoże ci po namyśle dokonać właściwego wyboru.Niech cię nie opuszcza wiara, pani.Ten gest zaskoczył i wzruszył Astizę.-1 ciebie, pani.Podkradliśmy się więc do budynku poczty, pożyczyliśmy"powóz i zaprzęg i ruszyliśmy do Paryża.Po jałowychprzestrzeniach Egiptu i Syrii zachwycały mnie zieleń i złotookolicznych lasów i pól, pełnych ciężkich stogów i snopówsłomy.Niezerwane jeszcze owoce nadawały powietrzu ciężki,słodkawy zapach.Obok nas przeciągały wozy obładowanejesiennymi plonami, podczas gdy ludzie Stefana strzelali zbicza i poganiali konie, jakbyśmy w istocie byliprzedstawicielami władz spieszącymi w pilnych sprawachpaństwowych.Nawet wiejskie dziewczęta wabiły oczykształtami - po kobietach pustyni wydały mi się na poły nagie,o wyzywająco pełnych piersiach, okrągłych biodrach ipoplamionych winnym sokiem łydkach.Ich wargi, pełne iczerwone jak jagody, kusiły do pocałunków.- Astizo, czy tu nie jest pięknie?Astizę niepokoiły chmurne niebo, szeleszczące liście idrzewa tworzące nierówne sklepienie nad drogą.- Nie widzę - odparła.Kilkakrotnie przejeżdżaliśmy przez miasteczka udeko-rowane smętnie już zwisającymi trójkolorowymi flagami,zwiędłymi płatkami na drogach i pustymi butelkami po winieleżącymi w przydrożnych rowach.Wszystko świadczyło oniedawnym przejezdzie Napoleona.- Ten mały generał? - wspominał oberżysta.- Zuchwałykogut!- Diablo urodziwy - dodała jego żona.- Czarne włosy,szare, płonące ogniem oczy.Mówi się, że podbił połowę Azji!- Ludziska powiadają, że zaraz za nim wiozą skarbiecstarożytnych.-1 jadą jego dzielni chłopcy!399Podróżowaliśmy do pózna w noc i wyjeżdżaliśmy dobrzeprzed świtem, ale droga do Paryża musiała nam zająć kilka dni.Gnaliśmy tak, że nasz przejazd podnosił na drogach kłębyzeschniętych liści ciągnące się za nami jak złoto-czerwonyogon.Na postojach koniom parowały boki.Potempuszczaliśmy się w dalszą drogę i o zmierzchu czwartego dniaujrzeliśmy Paryż, kiedy z drogi po lewej wypadł inny powózzaprzężony w czwórkę pięknych koni i skręcił tuż przed nami.Przerazliwie rżące konie wpadły jedne na drugie.Nasz powózchybnął się, zsunął do rowu i przewrócił.Astiza i jawydostaliśmy się na zewnątrz, Cyganie zdążyli wcześniejpozeskakiwać z kozła.- Kretyni! - zawołała kobieta z drugiego powozu.- Mójmąż każe was rozstrzelać!Spojrzeliśmy na nasz pojazd.Przednia oś była pęknięta,podobnie jak nogi dwu rżących z bólu koni.Kawa-lerzyścieskortujący powóz damy, która raczyła na nas wpaść,pozeskakiwali z koni i podeszli bliżej z pistoletami w dłoniach,żeby zastrzelić okaleczone konie i uwolnić pozostałe.Wykrzykująca obelgi z okna swojego powozu dama byłaświetnie ubrana - przepych jej sukni przygnębiłby żonębankiera - ale patrzyła na nas z rozpaczą w oczach.Wyglądałana paryżankę, lecz nie umiałbym powiedzieć o niej niczegowięcej.Byłem Amerykaninem, który nielegalnie wrócił doFrancji, jak wiedziałem, wciąż poszukiwanym za morderstwo inawet nie poddałem się czterdziestodniowej kwarantannie,obowiązującej wszystkich przyjeżdżających ze Wschodu.(Napoleon też ją zlekceważył).Teraz stanąłem wobec żołnierzyi konieczności odpowiedzenia na kilka pytań, choć to nie naszwoznica zawinił w tym wypadku.Podejrzewałem, że w tejchwili nie ma to większego znaczenia.- Jadę do Paryża w sprawach wagi państwowej! - la-mentowała dama.- Zabierzcie z drogi swoje zwierzęta!- To pani wymusiła pierwszeństwo! - odparła Astiza,400zdradzając cudzoziemski akcent i gniew.- Jest pani równieniegrzeczna jak niezręczna!- Poczekaj - ostrzegłem ją.- Ona ma żołnierzy!Za pózno.- A wy jesteście równie bezczelni jak niezdarni! - zawrzała gniewem dama.- Wiecie, kim jestem? Każę wasaresztować!Podszedłem do przodu, starając się uniknąć głupiejsprzeczki.Złożyłem nie mającą pokrycia ofertę opłaceniaszkód, tylko po to, żeby usunąć z drogi przeszkodę.NasiCyganie mądrze zdążyli już się rozpłynąć wśród drzew.Zagrzmiały wystrzały dwu pistoletów, uciszając rżenienajbardziej okaleczonych koni, i jezdzcy zwrócili się ku nam,kładąc dłonie na rękojeściach pałaszów.-Ależ łaskawa pani, to zwykły wypadek - odezwałem się,przywołując na twarz mój zwykle skuteczny w podobnychsprawach uśmiech.- Jeszcze chwila i będzie pani mogła jechaćdalej [ Pobierz całość w formacie PDF ]