[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziękuję, panie kawalerze - rzekła wyciągnąwszy doń rękę.Oficer nie odwracając się zaczął cofać się ku drzwiom.Nagle na twarzy jej pojawiły się lekkie rumieńce, zawahała sięprzez chwilę, nareszcie rzekła:- Słowo jeszcze, panie kawalerze.- I każde jest dla mnie łaską.- Waćpan znałeś pana.Andrzeja Kmicica.- Tak jest, pani.z Kiejdan.Ostatni raz widziałem go w Pilwisz-kach, gdyśmy z Podlasia w te strony ciągnęli.220 Potop t.3- Czy prawda?.czy prawdę książę powiedział, iż mu się panKmicic ofiarował na osobę króla polskiego targnąć?.- Nie wiem, pani.Wiadomo mi jeno, iż się w Pilwiszkach zesobą naradzali, za czym książę odjechał z nim w lasy i tak długonie wracał, że Paterson począł się bać i wysłał wojsko na spotkanie.Ja właśnie prowadziłem ten oddział.Spotkaliśmy księcia, gdy jużwracał.Uważałem, że był zalterowan bardzo, jakby wielkie wzru-szenie duszy przebył.Rozmawiał też sam ze sobą, co mu się nigdynie zdarza.Słyszałem też, jako rzekł:  Diabeł by się na to porwał.Zresztą nic więcej nie wiem.Jeno pózniej, gdy książę wspominało tym, z czym mu się pan Kmicic ofiarował, pomyślałem sobie: jeślito było, to wtedy być musiało.Billewiczówna zacisnęła wargi.- Dziękuję - rzekła.I po chwili została sama:Myśl ucieczki opanowała ją zupełnie.Za wszelką cenę po-stanowiła wyrwać się z tych ohydnych miejsc i spod władzy tegozdradzieckiego księcia.Ale dokąd się udać? Wsie i miasta byływ ręku szwedzkim, klasztory poburzone, zamki zrównane z ziemią,kraj cały roił się od żołdaków i od straszniejszych od nich zbiegówwojskowych, zbójców, wszelkiego rodzaju łotrzyków.Jakiż los mógłczekać dziewczynę rzuconą na pastwę tej burzy? Kto z nią pójdzie?Ciotka Kulwiecówna, pan miecznik rosieński i kilkunastu jego cze-ladzi.A czyż siły te ochronią ją?.Poszedłby może i Ketling, możeby nawet znalazł garść wiernych żołnierzy i przyjaciół, którzy bychcieli mu towarzyszyć, lecz Ketling kochał się w niej zbyt widocz-nie, więc jakże jej było zaciągać u niego dług wdzięczności, któryby zbyt wielką ceną spłacać następnie przyszło? Wreszcie, jakieżmiała prawo zamykać los temu młodzieńcowi, ledwie wyrosłemuz pacholęcia, i narażać go na pościg, na zgubę, jeżeli nie mogła nicmu w zamian prócz przyjazni ofiarować.Więc pytała sama siebie: coczynić, dokąd uciekać, gdyż tu i tam groziła zguba, tu i tam hańba.221 Henryk SienkiewiczW takiej rozterce dusznej poczęła modlić się gorąco, a szcze-gólniej powtarzała gorliwie jedną modlitwę, do której swego czasustary pułkownik zawsze się w złych terminach uciekał, zaczynającąsię od słów:Bóg cię z dzieciątkiem salwowałOd Herodowej złości,W Egipcie drogi prostowałDla Twojej przezpieczności.Tymczasem powstał wicher mocny i drzewa poczęły w sadzieza oknami szumieć okrutnie.Nagle przypomniały się zamodlonejpanience puszcze, na których skraju wychowała się od małego,i myśl, że w puszczach znajdzie się jedyne bezpieczne schronisko,przeleciała jej jako błyskawica przez głowę.Więc odetchnęła głęboko Oleńka, bo znalazła wreszcie, czegoszukała.Tak jest! Do Zielonki, do Rogowskiej! Tam nieprzyjacielnie pójdzie, łotrzyk nie będzie łupu szukał.Tam swój nawet, jeśli sięzapamięta, to może zabłądzić i błądzić aż do śmierci, coż zaś dopie-ro obcy, dróg nie znający.Tam obronią ją Domaszewicze, myśliwii Stakjanowie Dymni, a jeśli nie masz ich, jeśli ruszyli wszyscy zapanem Wołodyjowskim, toż tymi lasami można aż hen! do innychwojewództw ciągnąć i w innych puszczach spokoju szukać.Wspomnienie pana Wołodyjowskiego rozweseliło Oleńkę.Takiego by jej opiekuna! to prawy żołnierz, to szabla, pod którąi przed Kmicicem, i przed Radziwiłłami samymi można się schro-nić.Tu przypomniało się jej, że on to właśnie radził wówczas, gdyKmicica w Billewiczach schwytał, ażeby w Puszczy Białowieskiejspokoju szukać.I słusznie mówił! Rogowska i Zielonka za blisko Radziwiłłów,a koło Białowieży stoi właśnie ten Sapieha, który dopiero co starłz oblicza ziemi najstraszniejszego Radziwiłła.222 Potop t.3Zatem do Białowieży, do Białowieży, choćby dziś, jutro!.Niechtylko miecznik rosieński przyjedzie, nie będzie zwlekała!Ochronią ją ciemne głębie Białowieży, a pózniej, gdy burza przej-dzie, klasztor.Tam jeno spokój prawdziwy być może i zapomnieniewszystkich ludzi, wszystkiego bólu, żalu, pogardy.223 Henryk SienkiewiczROZDZIAA 16Pan miecznik rosieński wrócił w kilka dni pózniej.Mimo iżjechał z glejtem Bogusławowym, dotarł tylko do Rosień; do samychzaś Billewicz nie było po co jezdzić, gdyż nie było ich już na świe-cie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl