[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bałam się.Impuls, który kazał mi powitać Herrela, był wyłomem w moich umocnieniach, narażał mnie na niebezpieczeństwo.- Nie powieziemy cię dalej, Gillan.I nie otaczaj się fortyfikacjami.Obiecuję ci, że uległość bardziej ci się opłaci.- Wziął mnie za rękę i trzymał tak mocno, iż nie zdołałabym się uwolnić bez walki.I jego dotknięcie stworzyło iluzję.Nie staliśmy w ciemnym wąwozie o stromych ścianach, lecz w wiośnianym zakątku.Tak, zapadła już noc, ale była to noc wiosenna.Małe blade kwiatki rozsiewały słodkie, upojne zapachy, zdobiąc kobierzec z murawy, miękki jak poduszka pod naszymi nogami.Fale zielonego i złotego światła płynęły z lamp, kreśląc na tle mroku kontury namiotów.Przed namiotami stał niski stół uginający się od talerzy i kielichów.Biesiadnicy zasiedli na matach.Bezżenni Jeźdźcy odeszli.Pozostało tylko dwanaście i jedna dziewczyna z Krainy Dolin i ci, których wybrałyśmy.Herrel pociągnął mnie w stronę stołu.Poszłam bez oporu, tak otumaniona w owej chwili jak reszta dziewcząt.Z ulgą odsunęłam od siebie rzeczywistość i zanurzyłam się w iluzji, jak nagrzane letnim słońcem ciało w chłodnych wodach jeziora.Zgodnie z wymogami dworskiej etykiety jadłam z Herrelem z jednego talerza.Nie miałam pojęcia, co spożywaliśmy, wiedziałam tylko, że jeszcze nigdy w życiu nie skosztowałam potraw o tak subtelnych smakach, tak mamiących zmysły, tak zaspokajających głód.Przed nami stał kielich napełniony nieznanym trunkiem.Nie było to bursztynowe wino, które Herrel przyniósł mi w weselnej dolinie, ale ciemnoczerwone.Bił od niego zapach pierwszych jesiennych owoców, przesyconych letnim słońcem.- Piję za ciebie, pani.- Herrel podniósł kielich.Coś poruszyło się w moim umyśle, spokojna powierzchnia iluzji zafalowała jak woda w sadzawce.Czy Herrel wypił łyk, czy też tylko mi się tak wydało? Wyciągnął do mnie kielich.Pochyliwszy głowę, zwilżyłam wargi.- Czy to koniec podróży, panie? - zapytałam odstawiając kielich z winem, którego ledwo skosztowałam.- Pod pewnym względem.Ale zarazem jest to początek.Dlatego świętujemy tej nocy.Tak, to początek.- Herrel spojrzał raczej na blat stołu niż na mnie.Tylko my dwoje byliśmy trzeźwi wśród biesiadników.Wokół siebie słyszeliśmy ciche śmiechy, czułe szepty, miłosne przekomarzania.Lecz my nie uczestniczyliśmy w tej części iluzji.- Czy przed nami znajduje się brama, którą musicie wziąć szturmem?- Wziąć szturmem? Nie, nie możemy siłą otworzyć sobie drogi.Albo otworzą ją nam dobrowolnie, albo pozostanie zamknięta.A jeśli pozostanie zamknięta, to.- Urwał i milczał tak długo, że odważyłam się zapytać:- To co wtedy?- No cóż, wtedy znów wyruszymy na wędrówkę.- Wedle Wielkiego Paktu nie możecie wrócić na Pustkowie.- Ten kraj jest bardzo duży, znacznie większy, niż sądzą mieszkańcy High Hallacku.Są inne tereny, na których możemy zamieszkać.- Ale macie nadzieję, że tak nie będzie.Teraz Herrel odwrócił się do mnie i to, co wyczytałam z jego twarzy, zamknęło mi usta.Gdy wreszcie odpowiedział, mówił beznamiętnie, jakby czytał z książki:- Mamy nadzieję, że czas wygnania się skończył.- Kiedy i jak się dowiecie?- Kiedy? Jutro.A jak? Tego nie mogę ci powiedzieć.Wszakże jego "nie mogę" zabrzmiało jak "nie chcę".- A jeśli przejdziemy przez tę bramę, to co znajdziemy po drugiej stronie? - pytałam dalej.Herrel odetchnął głęboko.Zawsze miał twarz młodzieńca i oczy starca, ale kiedy na mnie spojrzał, jego oczy również były młode.A co do bestii.Czy kiedykolwiek naprawdę ją widziałam?- Jak mogę ci o tym opowiedzieć? Niepodobna wyrazić tego słowami, które oboje znamy.Życie tam jest zupełnie inne niż tutaj; to odmienny świat!- A jak dawno.jak dawno stamtąd przybyliście? Jego oczy znów pociemniały zmęczone tym, na co musiały patrzeć latami.- Jak dawno stamtąd przybyłem? Ja, my, liczymy czas tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z mieszkańcami tego świata.Nie wiem.Kiedy przeszliśmy przez bramę, wyświadczono nam jedną łaskę: wiedzieliśmy, iż nasze wspomnienia zbledną i częściowo się zatrą, i że będziemy tylko śnili o ojczyźnie, a i to nieczęsto.Sny! Zadrżałam.Stół, uczta, światła, wszystko zamigotało i zdematerializowało się.Nie chciałam sennych wspomnień.Podniosłam kielich do ust.Było mi zimno.bardzo zimno.Może wino mnie rozgrzeje? Ale gdy poczułam je na języku, nie przełknęłam od razu, gdyż znów coś mnie ostrzegło.Inne pary wstawały po kolei i obejmując się ramionami, szły do namiotów.Zrozumiałam, że to, czego podświadomie się obawiałam, miało' wkrótce nastąpić.- Czy pójdziemy, najdroższa? - Głos Herrela zmienił się, powiedział to miękko, inaczej niż wtedy, gdy opowiadał mi o bramie do swej ojczyzny.Nie! - wrzasnął mój umysł.Lecz moje ciało uległo naciskowi ramienia, którym Jeździec objął mnie w pasie.Dla postronnego obserwatora wyglądaliśmy jak jeszcze jedna zakochana para.- Wypij toast - Herrel spojrzał na kielich, który nadal trzymałam - za nasze szczęście, Gillan, wypij za nasze szczęście!Nie była to prośba kochanka, lecz rozkaz.I jego wzrok zmusił mnie do posłuszeństwa.Wypiłam.Wszystko zafalowało mi przed oczami, obraz nabrał wyrazistości - czy naprawdę była to iluzja? Poszłam za nim, straciwszy na chwilę orientację, wiedząc tylko, iż muszę go słuchać.Usta.czułe, powściągliwe, potem trawione pożądaniem, którym odpowiedziałam z równym żarem.A później ręce.Ocucił mnie protest ostry jak pchnięcie miecza.Nie! Nie! To nie dla mnie! To koniec Gillan takiej, jaką dotąd była, to coś w rodzaju śmierci.I przeciw tej śmierci zbuntowała się we mnie cała wola i to, co nazywałam "mocą".Skuliłam się na przeciwległym końcu łoża, zakrzywiwszy ręce jak szpony.Zobaczyłam bladą twarz Herrela, przeoraną w poprzek krwawiącymi bruzdami.Gładka skóra Herrela - czy była porośnięta futrem, a z ust wystawały kły drapieżnika? Człowiek czy bestia? Krzyknęłam i zasłoniłam oczy ręką.- Czarownica.Usłyszałam, że Jeździec odsunął się ode mnie.To słowo, które mi rzucił.- Więc to tak, więc jesteś.czarownicą - dodał.- Gillan!Opuściłam rękę i popatrzyłam na niego.Nie poruszył się.Tylko jego twarz, prawdziwie ludzka twarz stężała jak wtedy, gdy po bitwie stawił czoło swoim braciom.- Nie wiedziałem.- przemówił, nie do mnie, ale jakby szukał poparcia czy otuchy u kogoś potężniejszego od siebie.- Nie wiedziałem.Poruszył się i cofnęłam się instynktownie.- Nie bój się.Nie tknę cię ani tej nocy, ani żadnej innej! - powiedział z goryczą.- Tak, istotnie Los mnie prześladuje.Inny, Halse, wziąłby cię siłą, dla twego dobra i dla dobra Kompanii.Lecz ja tak nie potrafię.A więc dobrze, Gillan.dokonałaś wyboru [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • 24.php") ?>