[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strabo nie poruszał się.Leżał rozciągnięty wzdłuż usypiska ziemi, a jego gigantycznecielsko, pokryte kolcami i łuskami wydawało się częścią krajobrazu.Gdy oddychał, z jegonozdrzy buchały w ciemności małe strugi pary.Jego ogon owinięty był wokół skały, która stałatuż za nim, a skrzydła spoczywały oparte na cielsku.Pazury i zęby miał czarne i powyginane.Wyrastały z twardej skóry i dziąseł pod różnymi kątami, czasem dziwacznie poskręcane.Kurzi brud pokrywały go, niczym koc.Jedno z czerwonych oczu obróciło się nagle w oczodole. Czego chcecie?  spytał poirytowany smok.Bena zawsze dziwił fakt, że smok potrafimówić.Lecz w końcu Ben był tu obcokrajowcem i nie rozumiał natury tych rzeczy.Dla Questorai Buniona mówiący smok był czymś całkiem normalnym  tym bardziej dla Abernathy ego,który będąc terierem, sam przecież mówił. Chcielibyśmy z tobą przez chwilę porozmawiać  rzekł Questor.Abernathy zdobył się naprzytaknięcie ruchem głowy, lecz stwierdził, że zastanawia się, jak to możliwe, by ktokolwieko zdrowych zmysłach chciał rozmawiać z tak potwornym stworzeniem. Nie obchodzi mnie to, czego byście chcieli  powiedział smok, wypuszczając nozdrzami kłąb pary. Obchodzi mniejedynie to, czego ja chcę.Idzcie stąd. To zajmie tylko chwilę  naciskał Questor. Nie mamdla was nawet chwili.Odejdzcie, zanim was zjem.Questor poczerwieniał. Muszę przypomnieć ci, do kogo mówisz! Należy mi się trochę szacunku, uwzględniwszydługą historię naszych związków.Proszę, bądz uprzejmy!Jakby po to, by podkreślić swoje żądanie, wystąpił krok do przodu.Jego odzianaw wielobarwną szatę postać stracha na wróble zdawała się w promieniach światła tylko jakąświązką luzno połączonych patyków.Bunion pokazał swe kły w przerażającym uśmiechu.Abernathy poprawił okulary i próbował obliczyć, ile czasu zajęłoby mu dobiegnięcie dopobliskich krzaków, w których mógłby się ukryć.Strabo zamrugał oczami i uniósł swą głowę sponad ognia krateru. Questor Thews, czy to ty? Z całą pewnością  prychnął Questor.Strabo westchnął. Jakież to nudne! Jeśli byłbyś kimś znaczącym, mógłbyś się stać dla mnie choć przez chwilęzródłem rozrywki.Lecz nie jesteś wart nawet tego, bym się podniósł i pożarł cię.Odejdz.Questor zesztywniał z oburzenia.Nie bacząc na powstrzymującą go dłoń Abernathy ego,podszedł jeszcze krok. Przebyliśmy długą drogę, by się z tobą spotkać i porozmawiać.I porozmawiamy! Jeślizamierzasz ignorować długotrwałe i chwalebne związki pomiędzy smokami i czarownikami, tonie tylko twoja strata  obu nam wyrządzasz w ten sposób szkodę! Jesteś chyba w nienajlepszym nastroju  odrzekł smok.Jego głos wybrzmiał przeciągłymsykiem.Wężowe ciało nieco się przesunęło.Ogon rozpryskiwał ciecz gromadzącą sięw kraterach. Biorąc pod uwagę to, że przez całe stulecia magowie nie zrobili niczego dlasmoków, sądzę, że nie ma powodu, by przedłużać istnienie jakichkolwiek więzów między nami nawet, jeśli takowe ongiś istniały.Cóż za nonsens! Mógłbym również zauważyć, że podczas gdynie ma żadnych wątpliwości co do tego, iż jestem smokiem, to twój status jako czarownika jestdla mnie wątpliwy. Nie dam się wciągnąć w żadne sprzeczki!  uciął Questor, chyba ze zbyt mocną irytacją.Nie odejdę stąd, póki mnie nie wysłuchasz!Strabo zakasłał od przesiąkniętego siarką powietrza. Powinienem cię po prostu zjeść! Ciebie, Questorze Thewsie, tego psa i to trzecie,cokolwiek to jest.Kobold, czy tak? Powinienem zionąc na was ogniem, by dobrze was podpiec,a potem zjeść.Lecz dzisiaj jestem w miłosiernym nastroju.Odejdzcie, a wybaczę wam to najście. Może powinniśmy jeszcze raz się zastanowić. zaczął Abernathy, lecz Questornatychmiast go uciszył. Czy ten pies coś powiedział?  zapytał smok łagodnie. Nie  i nikt z nas stąd nie odejdzie  oznajmił Questor, mocno stając na ziemi. Strabo mrugnął. Nie?Uniósł głowę, wykonał nią gwałtowny obrót, a z jego paszczy trysnęły płomienie.Ogieńbuchnął tuż pod stopami Questora, a ten wyleciał z krzykiem w powietrze.Bunion i Abernathyodskoczyli w bok, usiłując uniknąć uderzeń lecących w ich kierunku odłamków skał, piaskui płomieni ognia.Questor runął na ziemię pośród plątaniny swych szat i pasów.Kości bolały good upadku.Strabo wybuchnął śmiechem, wymachując przy tym swoim wygiętym językiem. Bardzo zabawne! Wspaniała rozrywka!Questor powstał, otrzepał się z kurzu, wypluł z ust garść brudu i stanął jeszcze raz twarząw twarz ze smokiem. To było bez uprzedzenia!  stwierdził, walcząc o odzyskanie utraconej godności. Teżpotrafię robić takie sztuczki!Klasnął mocno w dłonie, wskazał nimi na coś i rozłożył je.Usiłował też zrobić coś zestopami, ale wtedy stracił dla nich oparcie na rumowisku i siadł ciężko z łomotem.Nad krateramieksplodowała jasność, a na Strabo spadła ulewa suchych liści, które momentalnie zajęły się odpanującego tam żaru.Smok zachichotał mimo woli. Mam zostać zaduszony przez liście?  ryknął, trzęsąc się ze śmiechu. Proszę, oszczędzmnie, magu!Questor zesztywniał, a jego sowia twarz zapłonęła gniewem. Może wrócimy tutaj innym razem. wydusił z siebie cicho spoczywający za zwałemziemi Abernathy.Lecz Questor nic sobie z tego nie robił.Znowu powstał i otrzepał się z brudu. A więc śmiejesz się ze mnie?  wykrzyknął. Zmiejesz się z mistrza praktyk sztukimagicznej? Bardzo dobrze  w takim razie pośmiej się z tego!Jego ręce wzniosły się i gwałtownie zafalowały.Strabo właśnie przygotowywał się, bykolejny raz zionąc ogniem.Wtem nad jego głową oberwała się chmura i runęły na niegostrumienie deszczu. Nie, przestań już!  zawył smok, lecz w mgnieniu oka był mokry od czubka nosa aż poogon.Jego płomień zamienił się w kłęby pary.Głowę schował do jednego z kraterów, byschronić się przed ulewą.Gdy ją wynurzył, by zaczerpnąć powietrza, Questor znowu uczyniłjakiś gest i deszcz ustał. No, widzisz!  rzekł czarownik do Abernathy ego z niekrytą satysfakcją. Teraz niebędzie już taki skory do śmiechu. Odwrócił się do smoka. Zabawne, prawda?Strabo zatrzepotał swymi pokrytymi skórą skrzydłami, otrząsnął się i spojrzał na maga. Zdaje się, że zamierzasz mi się naprzykrzać, Questorze Thews, póki nie skończę z tobąalbo nie wysłucham tego, co masz do powiedzenia.Powtarzam, jestem dzisiaj nastrojony miłosiernie.Powiedz więc, co masz do powiedzenia, i skończmy z tym. Wielkie dzięki!  odrzekł Questor [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl